Co roku w skali całego kraju na uczelniach publicznych uruchamianych jest kilkadziesiąt nowych kierunków studiów. Odbywa się to najczęściej pod hasłem odświeżenia oferty edukacyjnej, odpowiedzi na zapotrzebowanie rynku lub umożliwienia młodym ludziom realizacji swoich pasji. Uruchomienie nowego kierunku studiów nie jest procesem prostym. Składają się na niego kolejne etapy, których wypełnienie prowadzi do celu, jakim jest rozpoczęcie studiów przez pierwszy rocznik studentów. Cała procedura zajmuje około roku i wymaga szeregu działań zarówno organizacyjnych, administracyjnych, jak i prawnych. Ma ona przede wszystkim dać pewność, że uruchamiany kierunek zapewni właściwy poziom kształcenia studentów zgodny z programem ramowym zatwierdzonym przez ministerstwo.
Czasami jednak uczelnie próbują pójść na skróty, obchodząc co bardziej kłopotliwe wymagania. Szczególnie bulwersującym przykładem jest historia uruchamiania na państwowym Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach (a konkretnie w filii tej uczelni w Piotrkowie Trybunalskim) jednego z obecnie strategicznych kierunków. Kierunku, który powinien przyczynić się do poprawy sytuacji zdrowotnej w naszych kraju, a z pewnością w konkretnym regionie.
Jakoś to będzie
Potrzeba zaplecza? Cóż prostszego – można wypożyczyć, dostarczyć, ustawić, sfotografować. W tym konkretnym przypadku odpowiednie akcesoria pojawiły się w odpowiednim czasie... A chwilę później, kiedy wizytatorzy zniknęli za rogiem, dekoracje złożono i wywieziono. Potrzeba kadry? Można obiecywać złote góry, rozmawiać, toczyć negocjacje, mając pewność, że realnej kadry nie będzie. Ostatecznie zawsze w planach może pojawić się informacja o zajęciach łączonych z innym kierunkiem, naturalnie online. Pandemia wytłumaczy wszystko. Można przetasować zajęcia, by w semestrze pierwszym z rzeczonym kierunkiem miały one niewiele wspólnego. A że kadra kierunku liczy trzy osoby, dwie, jedną? Przecież jakoś to będzie! Przy takim podejściu do organizacji kierunku sprawa rzeczywistej jakości kształcenia jest ostatnią, która zaprząta uwagę uczelnianych decydentów. Można zażartować, że tak jak faworyt carycy Katarzyny II książę Grigorij Potiomkin wznosił atrapy wiosek na stepie, tak jego naśladowcy w Polsce – atrapę kierunku studiów.
Czytaj więcej
Dziś poza granicami naszego kraju studiuje ponad 50 tys. młodych Polaków, dla których wyjazd był szansą na realizację marzeń i edukację na najwyższym poziomie. Od wspólnych wysiłków administracji i biznesu zależy teraz, czy te talenty zasilą polską gospodarkę, czy też zostaną na Zachodzie. Potrzebujemy spójnej strategii, aby zapobiec dalszemu drenażowi mózgów i odpływowi tych najzdolniejszych.
Ktoś może zadać pytanie: po co tyle czasu, trudu i energii włożono w ten godny księcia Potiomkina projekt? Powód jest identyczny jak w przypadku atrap na ukraińskich stepach – pieniądze. O ile jednak kochanek carycy post factum chciał ukryć sprzeniewierzenie sum, które otrzymał na zagospodarowanie Nowej Rosji, to studia potiomkinowskie mają przynieść pieniądze jego twórcom. Nowy kierunek to dobrze płatne nadgodziny dla już zatrudnionych na uczelni oraz jeszcze lepiej płatne dla osób pracujących na umowy zlecenia.