Amerykańskim prawyborom w New Hampshire, w przeciwieństwie do stanu Iowa, przypisuje się dużo większe znaczenie. Po pierwsze, liczy się demografia: Iowa jest stanem zamieszkanym głównie przez białych konserwatywnych farmerów. Jako jedyny poza amerykańskim Południem ma ponad połowę tzw. nowo narodzonych chrześcijan. I choć zwycięstwo tam jest ważne ze względów prestiżowych, to z każdym rokiem stan ten coraz mniej odzwierciedla „statystyczną Amerykę". Nic więc dziwnego, że od 30 lat republikańscy zwycięzcy z Iowa rzadko dostawali później partyjne namaszczenie, a od 1980 roku stan ten tylko dwa razy zagłosował na republikanina, pozostając generalnie stanem demokratów.
Przykra niespodzianka dla wszystkich
New Hampshire – którego oficjalnym mottem jest „Żyj wolnym lub zgiń" – to przeciwieństwo Iowy. Do niedawna miał rozwinięty przemysł, rolnictwo... Szczyci się doskonałym college'em: Dartmouth College z Ligi Bluszczowej. Choć jest mniej więcej tak samo biały pod względem ludności jak Iowa, to jednak dużo mniej religijny. Największym wyznaniem są tutaj liberalni anglikanie oraz kongregacjoniści, choć są również konserwatywne kościoły protestanckie.
Na przykład ten stan zalegalizował małżeństwa jednopłciowe – i to głosami republikanów, którzy w latach 80. i 90. przyjeżdżali tutaj z całego USA w ramach akcji „Free State": do dziś słynie on z braku podatku od sprzedaży oraz obowiązku zapinania pasów w samochodzie i jazdy w kasku na motocyklu. Choć New Hampshire jest bastionem demokratów, ma reputację stanu, który od czasu do czasu zmienia front i głosuje na republikanina – w 2000 roku był jedynym stanem Nowej Anglii, gdzie wygrał George W. Bush.
Stąd prawybory w New Hampshire były tak ważne dla obu partii. Republikański establishment marzył, by wreszcie wśród sensownych i umiarkowanych wyborców „Granitowego Stanu" Donald Trump zaliczył kolejną porażkę. Wtedy jego kampania straciłaby impet. Demokraci – gdzie coraz ostrzej walczą Hillary Clinton i Bernie Sanders – mieli nadzieję, że zwycięstwo Hillary przekona Sandersa, by zakończył kampanię. Ale podobnie jak w 2000 roku New Hampshire sprawiło wszystkim niespodziankę.
Pierwszą była ostatnia republikańska debata, gdzie tonący w sondażach gubernator Chris Christie dosłownie zatopił młodego senatora Marco Rubio, choć część komentatorów upatrywała w nim nadzieję dla partii. I już widziała jako przyszłego lokatora Białego Domu. Tymczasem Christie zwyczajnie zwrócił uwagę, że Rubio, niczym automatyczna sekretarka, powtarza te same frazesy. Ten, zupełnie zbity z tropu, zaczął swoją przemowę od nowa, na co zareagował Christie: „Zobaczcie! Znowu to samo!".