W prawdziwej lawinie wypowiedzi na temat nowelizacji ustawy o IPN pojawił się ostatnio nurt kwestionujący zasadność użycia przez ustawodawcę w przepisie karnym znamienia „Naród Polski". Zabieram głos w tej sprawie, bo już nie tylko profesorowie innych dyscyplin naukowych (na co ostatecznie wypadałoby być może przymknąć oko, bo jako prawnicy wiemy zbyt dobrze, że tak jak „śpiewać każdy może", tak i znać się na prawie każdy może: prawdę tę wyznaje zdecydowana większość nieprawników), ale także profesorowie prawnicy, a nawet – o zgrozo! – karniści kwestionują technikę legislacyjną przyjętą przez ustawodawcę w tym zakresie. Sprawa wymaga rozłożenia na czynniki pierwsze i rzeczowego wyjaśnienia, bo zasadniczych nieporozumień wokół znaczenia określenia „Naród Polski" narosło zbyt wiele.
Egzemplifikacją tego typu myślenia o nowym przepisie prawa karnego pozakodeksowego jest obszerniejsza wypowiedź, która znalazła się w wywiadzie niedawno udzielonym stacji telewizyjnej TVN przez sędziego Adama Strzembosza. Nie zostawił on suchej nitki na nowym przepisie karnym ustawy o IPN.
Kwestia emocji
„Ja jestem profesorem prawa karnego" – uprzedza redaktora stacji pierwszy prezes Sądu Najwyższego w stanie spoczynku. I nie szczędzi nowemu rozwiązaniu legislacyjnemu pryncypialnej krytyki, nie przebierając w słowach: „otóż rzadko się spotyka przepis tak spaprany, no! Każda norma prawno-karna, a te mnie tu szczególnie interesują, powinna się składać ze znamion, które są możliwie konkretne, możliwie ścisłe. A tam nawet jednego takiego nie ma". „Co to jest »Naród«?" – zastanawia się dalej profesor. I dochodzi do wniosku, że „Naród" to – być może – jakieś pojęcie ze sfery emocji, dla którego podstawowe znaczenie mają momenty uczuciowe. „Naród jest pewnym stanem psychicznym między ludźmi, prawda. My czujemy, że należymy do określonego Narodu" – wyjaśnia pierwszy prezes Sądu Najwyższego w stanie spoczynku.
Cóż można na to odpowiedzieć? Zostawmy na boku opinię, że w ocenianym przepisie nie ma „ani jednego" konkretnego znamienia. Teza ta jest – co najmniej – mocno wątpliwa. Niemało w prawie karnym przepisów o wiele mniej precyzyjnych niż nowy art. 55a ustawy o IPN. Przepis ten został bowiem – w przeważającej mierze – zbudowany na bardzo precyzyjnych określeniach (włączając w to zwrot „Naród Polski"), może nawet zbyt „technicznych" w swej precyzji. Nie oznacza to, że cały przepis jest bez zarzutu. Zastrzeżenia może budzić użyte w przepisie sformułowanie kryminalizujące zachowania polegające na „rażącym pomniejszaniu w inny sposób odpowiedzialności rzeczywistych sprawców zbrodni (m. in. nazistowskich)", które to znamię – choć zaczerpnięte z prawa europejskiego – rzeczywiście wywołuje wątpliwości odnośnie do pożądanej precyzji określenia przez normę karną kręgu zachowań zabronionych.
Ale skupmy się na kwestii „Narodu Polskiego". Jeżeli pojęcia „Naród" nie da się zdefiniować, to nie ma rady: rzeczywiście trzeba się zastanowić nad sensem jego używania przez ustawodawcę w obszarze prawa karnego i – ewentualnie – czym prędzej wycofać się ze złego pomysłu legislacyjnego, rezygnując z konstrukcji przepisu opartej na znamieniu „Narodu". Ostrzegając przed niebezpieczeństwem zbytniej ogólnikowości normy (i to normy – jak raczył się wyrazić pierwszy prezes Sądu Najwyższego – „spapranej" przez ustawodawcę), wypadałoby jednak zachować minimalną dozę rzeczowości, zwykłego poszanowania nie tylko dla litery prawa konstytucyjnego, ale przede wszystkim dla wieloletniego dorobku doktryny prawa karnego i elementarnych zasad wykładni prawa.