Taśmy Tomasza Mraza. Prokurator Skała: ostrożnie z przeciekami do mediów

Dziennikarze w takiej delikatnej materii jak śledztwo muszą zachowywać daleko idącą ostrożność i nie dać się uwieść pokusie pogoni za sensacją – mówi Jacek Skała, prokurator Prokuratury Regionalnej w Krakowie.

Aktualizacja: 28.05.2024 06:38 Publikacja: 28.05.2024 04:30

Jacek Skała

Jacek Skała

Foto: PAP, Mateusz Marek

Śledztwa rządzą się kodeksowymi prawami. Zasady są zawarte w kodeksie postępowania karnego. Strony, pokrzywdzeni, oskarżeni, ich obrońcy muszą milczeć do czasu ujawnienia akt postępowania przygotowawczego. Jest to jedna z podstawowych zasad. Tymczasem w związku z tym, co dzieje się wokół afery dotyczącej Funduszu Sprawiedliwości, media upubliczniają kolejne rozmowy z taśm, które nagrał Tomasz Mraz. Z czym to się wiąże?

Gdy chodzi o możliwość opublikowania informacji uzyskanych w ramach śledztwa dziennikarskiego, to w doktrynie dominuje pogląd, że dziennikarz, bez obawy o narażenie się na odpowiedzialność karną, może publikować informacje o przestępstwie, które dotarły do niego prywatną drogą, pod warunkiem że nie są to przecieki ze śledztwa czy dochodzenia. Dziennikarz poprzez zbieranie i upublicznianie informacji realizuje ciążący na nim – jako przedstawicielu prasy – obowiązek jawności życia publicznego, kontroli i krytyki społecznej. Jest jednak druga strona medalu. Dotyczy ona źródła pozyskanych informacji. W mojej ocenie dziennikarz, który pozyska takie informacje w wyniku własnego śledztwa, a ich źródłem nie będą akta postępowania przygotowawczego, działa legalnie. Jeśli jednak informacja pochodzi z akt i została pozyskana w wyniku przecieku, wchodzimy na płaszczyznę odpowiedzialności prawnokarnej. Wówczas taki dziennikarz odpowiada za przestępstwo z art. 241 kodeksu karnego. Pomimo że przestępstwo ma charakter powszechny i popełnić może je każdy, to w praktyce ujawnić informacje z postępowania przygotowawczego mogą przede wszystkim podmioty, które weszły w posiadanie tych informacji, a więc strony procesowe, ich reprezentanci, a także dziennikarze, w tym ci zajmujący się problematyką śledczą. Dla przyjęcia odpowiedzialności karnej niezbędne jest, aby wiadomość, która została rozpowszechniona, była uprzednio ujawniona w postępowaniu przygotowawczym i aby pochodziła z tego postępowania.

Czytaj więcej

Barbara Piwnik: Sąd zdecyduje o tzw. taśmach Mraza

W praktyce może dochodzić do przecieków ze śledztwa w sprawie Funduszu Sprawiedliwości. Co grozi tym mediom, które je upubliczniają?

Prawo karne opiera się na zasadzie indywidualizacji winy. Na gruncie prawa karnego możemy zatem mówić o odpowiedzialności poszczególnych dziennikarzy, a nie ich redakcji. Oczywiście w śledztwie należałoby zbadać, które konkretnie osoby czynne w danej redakcji brały udział w rozpowszechnianiu informacji pochodzących z postępowania przygotowawczego. Tylko takie osoby mogłyby odpowiadać za przestępstwo z 241 k.k. Jednak gdyby takie rozpowszechnienie informacji doprowadziło do utrudnienia lub udaremnienia tego postępowania, mówilibyśmy dodatkowo o odpowiedzialności karnej za poplecznictwo. Tu sankcja jest znacznie surowsza, bo czyn ten zagrożony jest karą pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat. Dlatego dziennikarze w tej delikatnej materii muszą zachowywać daleko idącą ostrożność i nie dać się uwieść pokusie pogoni za sensacją. Ale żeby było sprawiedliwie, to trzeba pamiętać, że dziennikarz, jeśli pozyskuje i nielegalnie rozpowszechnia informacje ze śledztwa, to pozyskuje je od kogoś. Może być to nie tylko strona procesowa lub jej obrońca albo pełnomocnik, ale również funkcjonariusz publiczny. W przypadku takiej osoby wchodziłaby w grę jeszcze dodatkowo odpowiedzialność za przekroczenie uprawnień określona w art. 231 kodeksu karnego.

Czytaj więcej

Artur Bartkiewicz: Taśmy Tomasza Mraza. Nie róbmy polityki, wymierzmy sprawiedliwość

Jest mowa o taśmach i nagraniach z rozmów wysokich urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości. Jak należy je traktować w sensie dowodowym? Czy ważne jest to, w jaki sposób media dotarły do tych taśm?

To skomplikowana materia. Wchodzimy tu w obszar tzw. owoców zatrutego drzewa. Przy czym ta zasada nie jest prawem kodeksowym w Polsce, choć był taki okres przed 2016 r., kiedy znalazła się na krótko w kodeksie. Niektórzy przedstawiciele praktyki stoją jednak na stanowisku, że pomimo braku kodeksowego charakteru w postępowaniu karnym można korzystać z teorii owoców zatrutego drzewa. Takie przypadki się zdarzały. Przypomina się choćby sprawa korupcji w Sądzie Najwyższym. W tej sprawie pomimo braku uregulowań kodeksowych prokurator, umarzając śledztwo, odwołał się właśnie do teorii owoców zatrutego drzewa. Ta decyzja spotkała się wówczas z moją krytyką, ale również ówczesnego prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, który przeniósł śledztwo do innej prokuratury, gdzie było kontynuowane przez następne lata. W sprawie, o której ostatnio głośno w mediach, mogło dojść do pozyskania dowodów w sposób nielegalny. Zaznaczam jednak, że są to jedynie spekulacje. Nagrywanie jednych osób przez drugie bez ich wiedzy jest przestępstwem z art. 267 § 3 kodeksu karnego i grozi za nie dwa lata pozbawienia wolności. Innymi słowy, jest pewne domniemanie pozyskania dowodu w sposób nielegalny. Ale uwaga – mamy obecnie art. 168a k.p.k., zgodnie z którym dowodu nie można uznać za niedopuszczalny wyłącznie na tej podstawie, że został uzyskany z naruszeniem przepisów postępowania lub za pomocą czynu zabronionego. Co ciekawe, zarówno politycy, jak i karniści zapowiadali w mediach – ostatnio dość często – zniesienie tej regulacji. Zobaczymy, jak sprawy dalej się potoczą. Wpływ na tę sytuację może mieć tak naprawdę legislacja i to, czy zniesiony zostanie powyższy przepis i powróci zasada owoców zatrutego drzewa. To pod kątem prawniczym bardzo ciekawe.

Czytaj więcej

Do czego miał służyć Fundusz Sprawiedliwości, a do czego służył za rządów PiS

Czy pełnomocnik b. dyrektora Funduszu Sprawiedliwości Tomasza Mraza może podrzucać takie materiały choćby na posiedzeniu zespołu w sprawach nadużyć za czasów rządu Prawa i Sprawiedliwości?

Ani wymieniony przez panią redaktor podejrzany, ani jego pełnomocnik nie może upubliczniać materiałów zaliczonych w poczet materiału dowodowego śledztwa. Nie zdziwiłbym się, gdyby prokurator w zaistniałej sytuacji rozważał pozbawienie takiej osoby statusu małego świadka koronnego. Oznaczałoby to odstąpienie od wniosku do sądu o nadzwyczajne złagodzenie kary z powodu nielojalności procesowej osoby, która zabiega o skorzystanie z tego dobrodziejstwa. To jest trochę taka sytuacja, w której przychodzi do prokuratora skruszony gangster, prosi o premię w postaci złagodzonej kary w zamian za informacje, a potem wychodzi z prokuratorskiego gabinetu i rusza np. do redakcji „Rzeczpospolitej” albo do Sejmu i opowiada to samo. To jest zachowanie, które powinno rodzić konsekwencje procesowe. Odnieść też można wrażenie, że pan, o którym mowa, został, delikatnie rzecz ujmując, „wypuszczony”, i nie rozumie konsekwencji swojego zachowania.

Czy prokuratura może uznać, że takie przecieki przeszkadzają w śledztwie?

O to musiałaby pani zapytać prokuratora prowadzącego sprawę, jak on się na to zapatruje. Czy ujawnienie jego dowodów w Sejmie narusza dobro postępowania i tajemnice śledztwa, czy też nie. Czy stanowi poplecznictwo, czy nie. Sam jestem ciekaw odpowiedzi na te pytania. Jestem również ciekaw, czy wszczęte zostanie postępowanie dotyczące karalnego rozpowszechniania wiadomości pochodzących ze śledztwa. Gdyby z mojego śledztwa w ten sposób wyciekły materiały, na drugi dzień wszcząłbym postępowanie o czyn z art. 241 § 1 kodeksu karnego połączone z przekroczeniem uprawnień, a być może też z poplecznictwem.

Czytaj więcej

Marek Kobylański: Fundusz nieprawidłowości. Ktoś za to odpowie, ale czy ci, którzy powinni?

Śledztwa rządzą się kodeksowymi prawami. Zasady są zawarte w kodeksie postępowania karnego. Strony, pokrzywdzeni, oskarżeni, ich obrońcy muszą milczeć do czasu ujawnienia akt postępowania przygotowawczego. Jest to jedna z podstawowych zasad. Tymczasem w związku z tym, co dzieje się wokół afery dotyczącej Funduszu Sprawiedliwości, media upubliczniają kolejne rozmowy z taśm, które nagrał Tomasz Mraz. Z czym to się wiąże?

Gdy chodzi o możliwość opublikowania informacji uzyskanych w ramach śledztwa dziennikarskiego, to w doktrynie dominuje pogląd, że dziennikarz, bez obawy o narażenie się na odpowiedzialność karną, może publikować informacje o przestępstwie, które dotarły do niego prywatną drogą, pod warunkiem że nie są to przecieki ze śledztwa czy dochodzenia. Dziennikarz poprzez zbieranie i upublicznianie informacji realizuje ciążący na nim – jako przedstawicielu prasy – obowiązek jawności życia publicznego, kontroli i krytyki społecznej. Jest jednak druga strona medalu. Dotyczy ona źródła pozyskanych informacji. W mojej ocenie dziennikarz, który pozyska takie informacje w wyniku własnego śledztwa, a ich źródłem nie będą akta postępowania przygotowawczego, działa legalnie. Jeśli jednak informacja pochodzi z akt i została pozyskana w wyniku przecieku, wchodzimy na płaszczyznę odpowiedzialności prawnokarnej. Wówczas taki dziennikarz odpowiada za przestępstwo z art. 241 kodeksu karnego. Pomimo że przestępstwo ma charakter powszechny i popełnić może je każdy, to w praktyce ujawnić informacje z postępowania przygotowawczego mogą przede wszystkim podmioty, które weszły w posiadanie tych informacji, a więc strony procesowe, ich reprezentanci, a także dziennikarze, w tym ci zajmujący się problematyką śledczą. Dla przyjęcia odpowiedzialności karnej niezbędne jest, aby wiadomość, która została rozpowszechniona, była uprzednio ujawniona w postępowaniu przygotowawczym i aby pochodziła z tego postępowania.

Podatki
Skarbówka zażądała 240 tys. zł podatku od odwołanej darowizny. Jest wyrok NSA
Prawo w Polsce
Jest apel do premiera Tuska o usunięcie "pomnika rządów populistycznej władzy"
Edukacja i wychowanie
Ferie zimowe 2025 później niż zazwyczaj. Oto terminy dla wszystkich województw
Praca, Emerytury i renty
Ile trzeba zarabiać, żeby na konto trafiło 5000 zł
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Prawo karne
Rząd zmniejsza liczbę więźniów. Będzie 20 tys. wakatów w celach