Sejm uchwalił w piątek nowelizację ustawy tworzącej komisję ds. zbadania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo Polski (tzw. lex Tusk). Zgodnie z wolą prezydenta Andrzeja Dudy, który zgłosił projekt nowelizacji, z ustawy wykreślono tzw. środki zaradcze. Chodzi o kary nakładane przez Komisję w postaci m.in. zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi.
Posłowie poszli nawet dalej. Wykreślili z ustawy możliwość decydowania o tym, że dana osoba będąca pod rosyjskim wpływem nie daje rękojmi należytego wykonywana czynności w interesie publicznym. Komisja wciąż będzie mogła jednak orzec w decyzji, że dana osoba działała pod wpływem rosyjskim na szkodę interesów Polski. Nie zmniejszono też jej uprawnień kontrolno-śledczych ani „sądowych”: wciąż będzie mogła się domagać dowolnych dokumentów od dowolnych osób i instytucji i wydawać decyzje według swojego uznania. Jedynie skargi na te decyzje mają być kierowane nie do sądów administracyjnych, a do sądów apelacyjnych. Może to pozwolić takim sądom na ponowne przeprowadzanie procesu dowodowego.
Czytaj więcej
Prawo szyte pod eliminację Donalda Tuska ze sceny politycznej przed wyborami lub przynajmniej upokorzenie go w oczach wyborców - tak mówią o ustawie powołującej komisję do spraw zbadania rosyjskich wpływów jej przeciwnicy. Dlaczego Lex Tusk jest groźna nie tylko dla Donalda Tuska?
Ustawa weszła w życie 31 maja, a jej przepisy końcowe dawały klubom poselskim i parlamentarnym dwa tygodnie od tej daty na zgłoszenie kandydatów na członków komisji do marszałka Sejmu. Termin upływał zatem 14 czerwca. Wybór członków miał nastąpić na posiedzeniu Sejmu zakończonym 16 czerwca. Jednak ze względów politycznych do tego nie doszło.
Posłowie tak więc zmienili ustawę, by znów dać sobie szansę na wybór członków komisji. Dodali bowiem przepis, który przewiduje, że jeśli w zwykłym terminie nie doszło do przedstawienia kandydatów, nastąpi to „w terminie wyznaczonym w postanowieniu Marszałka Sejmu”.