Pytania o tę kwestię zaczęły padać w związku z niedawnym zatrzymaniem pewnego aktora będącego pod wpływem środków odurzających. Mężczyzna w oświadczeniu zapewnił, że wspomaga leczenie, stosując medyczną marihuanę.
– Posiadanie recepty na marihuanę nie jest usprawiedliwieniem. Podobnie zresztą jak i kierowanie pod wpływem innych leków, których zażywanie wiąże się z wykluczeniem prowadzenia pojazdów – twierdzi zgodnie większość pytanych przez „Rz” prawników. Ich zdaniem ważna jest jeszcze kwestia świadomości osoby wsiadającej za kółko po zażyciu danego środka. Chodzi o to, czy została poinformowana przez lekarza o skutkach kuracji.
Od tego momentu pojawiają się jednak różne opinie na temat konsekwencji dla kierującego, u którego test wykrył THC.
Prawnicy zastrzegają bowiem, że w kontekście zażywania tzw. marihuany leczniczej istotne znaczenie dla kwalifikacji karnej czynu zabronionego (przy uznaniu, że miał miejsce) mogą mieć opinie biegłych. Ci powinni skupić się na definicji „bycia pod wpływem środków odurzających”. Czyli na ocenie, w jakim stopniu przyjmowanie preparatu ma wpływ na sprawność psychomotoryczną kierującego pojazdem.
Nie do końca miarodajne dla ustalenia zasad odpowiedzialności jest, zdaniem rozmówców „Rz”, wyłącznie stwierdzenie określonego wyniku testu, w szczególności, gdy kuracja prowadzona jest przez dłuższy czas.