Brak podpisu prezydenta pod nowelizacją ustawy o Sądzie Najwyższym kosztuje Polskę kolejne miliony euro. Nie tylko zablokowane miliardy euro z unijnych funduszy, ale też naliczane codziennie kary.
Wniosek odrzucony
– Otrzymaliśmy list w listopadzie 2022 r. z prośbą o zatrzymanie naliczania kar. Uważnie go przeanalizowaliśmy, ale doszliśmy do wniosku, że Polska nie wypełniła postanowienia TSUE z 14 lipca 2022 r. I dlatego kontynuujemy naliczanie kar według dziennej stawki – powiedział w czwartek Christian Wiegand, rzecznik KE. Didier Reynders, komisarz ds. sprawiedliwości, wysłał w tej sprawie odpowiedź do polskiego rządu tydzień temu. Rzecznik poinformował też, że zwyczajowo na czas analizowania polskiego wniosku KE zaprzestała wysyłania wezwań do płatności. Ale już wkrótce zacznie je znów wysyłać, łącznie z tymi zaległymi za ostatnie pięć miesięcy.
Kary naliczane są od 3 listopada 2021 r. w wysokości miliona euro dziennie. Co oznacza, że Polska winna jest Brukseli z tego tytułu 527 mln euro. Do listopada zapłaciła 360 mln euro, co oznacza, że będzie musiała wkrótce uiścić zaległe 167 mln euro i płacić po milionie euro za każdy kolejny dzień zwłoki w wykonaniu postanowienia UE. Przy czym słowo „płacić” niedokładnie oddaje sytuację. Bo Polska odmawia płacenia, co oznacza, że KE regularnie, zwykle co miesiąc, potrąca kolejną ratę zaległości z funduszy unijnych należnych Polsce. Chodzi przede wszystkim o fundusze za lata 2014–20, bo te na nowy okres budżetowy 2021–27 nie są Polsce wypłacane z tego samego powodu: braku wykonania orzeczenia TSUE.
W praktyce wygląda to tak, że końcowi beneficjanci pieniędzy nie tracą, bo dostają je wcześniej z budżetu państwa. Ale budżet, wysyłając zbiorcze faktury do zrefinansowania przez Brukselę z budżetu unijnego, dostaje regularnie sumy pomniejszone o naliczone kary.