W dniach 11 i 12 lipca odbyła się rozprawa w głośnej sprawie Superligi, czyli próby kilku klubów piłkarskich przełamania monopolu UEFA i FIFA. Okazuje się, że nie tylko światowe federacje sportowe borykają się z zarzutami monopolizacji rynku rozgrywek piłkarskich. Chmury zbierają się również nad PZPN i Ekstraklasą SA w związku ze stosowaną przez nich praktyką pobierania od bukmacherów opłat za wyrażenie zgody na udostępnianie wyników rozgrywek, które sięgają kilkudziesięciu milionów złotych rocznie. Postępowanie przed prezesem UOKiK w tej sprawie toczy się od 2019 r. Jego wynik może wywołać sporo zamieszania.
O co toczy się gra? Bukmacherzy, którzy chcą legalnie prowadzić zakłady wzajemne w Polsce, muszą uzyskać zezwolenie ministra finansów. Wydanie zezwolenia jest uzależnione od zgody krajowych organizatorów współzawodnictwa na wykorzystanie wyników tego współzawodnictwa przez bukmacherów (art. 31 ust. 2 ustawy o grach hazardowych). Ani ustawa, ani jakikolwiek inny akt prawny w żadnym miejscu nie określają warunków uzyskania takiej zgody. PZPN i ESA przyjęli, że będą udzielać zgody pod warunkiem zapłaty przez bukmacherów 0,5-proc. rocznej opłaty od wszystkich przychodów. Bukmacher nie musi zawierać umowy z PZPN i ESA. To jednak będzie oznaczało odmowę zgody na wykorzystanie wyników meczów, a w konsekwencji brak możliwości prowadzenia legalnej działalności bukmacherskiej. Co ciekawe, PZPN i ESA pobierają opłaty od przychodów bukmacherów uzyskanych z zakładów w obrębie wszelkich dyscyplin sportowych, np. żużla czy siatkówki, czy nawet zakładów pozasportowych, np. wyniku Konkursu Chopinowskiego. Praktyka trwa od 2012 r., gdy rynek składał się z czterech bukmacherów. Dziś jest ich około 22, a opłaty stały się istotną częścią budżetu PZPN i ESA, który jest przeznaczany m.in. na akademie piłkarskie. Zdaniem ESA jeśli tych pieniędzy zabraknie, to trudniej będzie szkolić dzieci i młodzież.
Nadużycie siły
Problem jest ciekawy dla prawnika, a można rozpatrywać go na kilku płaszczyznach. Podstawowa to zasady prawa konkurencji i odpowiedzialność odszkodowawcza za ich naruszenie, której dochodzenie ułatwiła ustawa z 2017 r. o roszczeniach o naprawienie szkody wyrządzonej przez naruszenie prawa konkurencji (u.r.n.s.). Sytuacja może również budzić wątpliwości konstytucyjne dotyczące swobody prowadzenia działalności gospodarczej, a wreszcie rodzić pytania o zgodność z zasadą równowagi kontraktowej, której sporo uwagi poświęcił SN w uchwale dotyczącej frankowiczów-przedsiębiorców (sygn.: III CZP 40/22).
W świetle prawa konkurencji naszym zdaniem prezes UOKiK może dokonać oceny działalności PZPN i ESA zarówno pod kątem nadużywania pozycji dominującej, jak i zakazu zawierania niedozwolonych porozumień antykonkurencyjnych. Zgodnie ze statutem PZPN jest podmiotem wyłącznie uprawnionym do organizowania rozgrywek piłki nożnej, we wszystkich jej postaciach na poziomie krajowym. Natomiast statutowym celem ESA jest m.in. rozwój profesjonalnego współzawodnictwa w piłce nożnej, w szczególności poprzez zarządzanie rozgrywkami najwyższej ligi mężczyzn w piłce nożnej. PZPN i ESA wspólnie ustalają zasady pobierania i wysokość opłat za udzielanie zgód na wykorzystanie wyników, przy czym takie wspólne działanie nie znajduje umocowania w przepisach prawa. Można więc mówić o monopolu faktycznym. Jednocześnie problemem nie jest sam fakt posiadania przez dany podmiot istotnej pozycji rynkowej. Niekorzystna, z perspektywy ochrony konkurencji i interesu publicznego, jest sytuacja, w której określony podmiot nadużywa swojej siły rynkowej. Prezes UOKiK może uznać za nadużycie sytuację, w której bukmacherzy są zmuszeni zawierać umowy z PZPN i ESA, jeśli nie chcą złamać prawa lub wypaść z rynku. Przy czym organizatorzy rozgrywek otrzymują wynagrodzenie, chociaż nie wnoszą żadnej wartości dodanej do relacji kontraktowej. W istocie mamy do czynienia z formą dodatkowego opodatkowania bukmacherów. To jak z mytem – przejdziemy drogą pod warunkiem uiszczenia opłaty. Według naszej wiedzy podobny mechanizm pobierania opłat za publicznie dostępne wyniki zawodów sportowych nie funkcjonuje w żadnym innym kraju UE.
Ryzyk jest wiele
Kiedy prezes UOKiK ostatnio nakładał karę na PZPN (porozumienie antykonkurencyjne z jedną ze stacji telewizyjnych, sygn.: DOK-49/06), niewiele podmiotów rozważało kierowanie roszczeń prywatnoskargowych z tytułu naruszenia prawa ochrony konkurencji. Pokrzywdzeni przedsiębiorcy nie mogli skorzystać z ułatwień, takich jak domniemanie, że naruszenie prawa konkurencji wyrządza szkodę. W rezultacie sprawa rozeszła się po kościach.