Swego czasu władca Dubaju Muhammad ibn Raszid Al Maktum, zobowiązał swoich specjalistów od marketingu, aby dwa razy w roku w świetle jupiterów przypominać o istnieniu emiratu. Ma on nieustannie olśniewać i przyciągać uwagę świata. Nie liczą się koszty, ważne aby wszystko było największe, najnowsze, najszybsze, najdroższe, wyjątkowe i żeby natychmiast pisali o tym w gazetach.
I faktycznie - od ponad miesiąca ZEA nie schodzi z czołówek zagranicznych mediów, ale nie dzięki przynoszącej blask i podziw machinie piarowskiej, a za sprawą skandalu obyczajowego w rodzinie panującego monarchy. Piąta, najmłodsza żona dziedzicznego księcia Dubaju, pełniącego również funkcję premiera Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Jej Wysokość księżniczka Haya bint Hussein, uciekła z domu z dwójką swoich pociech, próbując uzyskać azyl polityczny z Wielkiej Brytanii.
Na rozprawie sądowej 31 lipca w Londynie przeciwko swojemu, już prawie że byłemu, mężowi, Haya wystąpiła o uzyskanie pełni praw do opieki nad 12-letnią córką i 7-letnim synem. A także o "non-molestation order", nakaz ochrony przed przemocą domową i zaaranżowanym, przymusowym małżeństwem córki. Kolejne posiedzenie sądu w tej sprawie odbędzie się w listopadzie.
„Big Mo”, czyli archaizm i nowoczesność
70-letni „Big Mo”, jak często nazywają Al Maktuma, jest symbolem cudu emiratu ze wszystkimi jego ekscesami. Al Maktum przekształcił małe państewko w miasto marzeń, ekscytującą świątynię luksusu i stężonego koncentratu architektury XXI wieku w jednym. Potrafił optymalne połączyć archaizm z nowoczesnością, orientalną kulturę z zachodnim pragmatyzmem oraz umiarkowany islam z nieokiełznanym kapitalizmem. Al Maktum jest bardzo tolerancyjnym muzułmaninem, ma za sobą solidne studia w dziedzinie ekonomii i finansów w Wielkiej Brytanii. Podczas moich pobytów w Dubaju jego surowe, świdrujące spojrzenie śledziło mnie na każdym kroku z niezliczonych, olbrzymich billboardów.
Wszyscy z którymi rozmawiałem zbierając materiał do książki „Dubaj, prawdziwe oblicze” podkreślali wizjonerstwo głowy państwa, bezwzględne sprawowanie przez niego władzy, ale i charyzmę. Jest nad wyraz ambitny, pryncypialny i bardzo stanowczy w swoich decyzjach i traktuje emirat niczym feudalny folwark dynastii Al Maktuma, rządzącej tym skrawkiem ziemi od 1833 roku.
Ogólnie znana jest pasja władcy do koni. Ludzie z branży twierdzą, że jest właścicielem największych na świecie stajni, kupił setki wspaniałych koni pełnej rasy i wygrywał na nich najbardziej prestiżowe zawody na świecie. Co roku jest gościem na trybunie królewskiej na wyścigach w Ascot, wielkim wydarzeniu w brytyjskim kalendarzu sportowym i towarzyskim. Maktum jest uważany za znakomitego jeźdźca w ulubionej specjalności endurance: długodystansowym rajdzie końskim, który najlepiej odzwierciedla jego temperament. Na swoim profilu na Facebooku określa się jako „poeta, miłośnik pustyni, sztuki i koni”, a także „dobry muzułmanin w odniesieniu do innych wyznań”. Pewien włoski dziennikarz wyznał mi, że ten styl życia stał się personifikacją jego sukcesu.