Kampania negatywna jest nieskuteczna. Pis jest całkowicie na nią uodporniony. Szczepionki są dwie: antyelitarny resentyment i hojne transfery socjalne. Jak pokazały badania pod znamiennym tytułem „Polityczny Cynizm Polaków” większość wyborców zdaje sobie sprawę z fatalnej reputacji partii władzy. Nepotyzm, korupcja, zakłamanie, arogancja i pazerność nowych elit nie jest dla nich tajemnicą. Głosują na PiS nie z miłości, lecz zimnego wyrachowania. Bo mi się to opłaca. Wyborcy zdają sobie sprawę z fatalnej skuteczności rządów. Źle oceniają stan służby zdrowia, reformę edukacji czy fatalny stan środowiska. Pamiętają niezrealizowane obietnice: dwa miliony mieszkań, program elektryfikacji, fatamorgany wielkich inwestycji. Na PiS głosują mimo to. „Nie gryzie się ręki, która karmi”. Informacje niekorzystne dla władzy są przez wyborców wypierane. Mechanizm niwelowania dysonansu poznawczego ma ogromną siłę. Krytyka władzy jest niema. Wyborcy jej nie słyszą nie dlatego, że jest fałszywa, lecz dlatego, że po prostu nie chcą. Wygodnie jest myśleć, że partia, która daje jest także moralnie czysta i programowo atrakcyjna. Spójność przekonań jest psychologicznie wartością tak wielką, że prawda się przed nią nie broni. Gdy w końcu dotrze, nie robi na wyborcach większego wrażenia. Jest wypierana, jej źródła podważane w ostateczności można sięgnąć po argumenty oficjalnej propagandy. Choć parciane i dla większości niewiarygodne to poręczne jako ostateczna broń w walce o spójność poglądów. Najczęściej w rodzaju: „oni robili to samo, są jeszcze gorsi, wszyscy politycy kradną, każda władza obsadza stołki swoimi” i tak dalej. W ostateczności można sięgnąć do antyelitarnych resentymentów: klika, kasta, łże elita. Obecni działacze choć kłamią i kradną to są w tym swojscy, nasi, „tacy jak ja”. Autorzy raportu nazwali to zjawisko „legitymizacją przez skandal”.
Ludzie nie wierzą w rządową propagandę, ale chętnie powtarzają jej slogany po to by usprawiedliwić własne wybory. Klerykalno – konserwatywna oprawa jest jedynie sztafażem, zasłoną, oprawą. Rytuałem, którego większość wyborców prawicy nie traktuje poważnie. Trudno jest się przyznać otwarcie do materialistycznych pobudek głosowania na daną partię polityczną. By uniknąć zarzutu sprzedajności trzeba odwołać się do wartości. I tak elektorat prawicowy powtarza jak mantrę misję obrony tradycyjnych chrześcijańskich wartości przeciw nihilizmowi wielkomiejskich elit i zepsuciu LGBT i gender. Niewiele osób rozumie o co w tym chodzi, lecz nie ma to znaczenia, bo większość nie traktuje tych haseł poważnie. Jak widać z badań stopień światopoglądowej otwartości Polaków dynamicznie rośnie wbrew propagandzie prawicy. Notowania partii rozmijają się kompletnie ze światopoglądowymi wyborami Polaków. Dyskusja programowa, światopoglądowa jest pewnego rodzaju rytuałem. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że to ściema, ale trzeba udawać, że chodzi nam o coś więcej niż pieniądze.
A prawda jest taka, że liczą się wyłącznie osobiste zyski. Większość Polaków stała się skrajnie egoistyczna, chciwa, zachłanna i nienasycona. Rozwiązania systemowe nie są dla wyborców istotne. Jakość rządzenia, moralne standardy, światopoglądowe hasła nie mają znaczenia. Najwyżej pełnią rolę didaskaliów. Kwintesencją polskiej polityki są spodziewane korzyści materialne wyborców: „ile z tego będę miał?”. Z jednej strony spodziewana wysokość transferu finansowego z drugiej prawdopodobieństwo jego realizacji. Na obu tych wymiarach rządząca prawica ma dominującą przewagę. Po pierwsze PiS jest całkowicie zdeterminowany by zrobić wszystko w celu utrzymania władzy. Oni po prostu nie mogą jej stracić. To by oznaczało prawdopodobnie koniec kariery dla większości działaczy i koniec istnienia partii, której służą i dzięki której czerpią benefity. Oddanie władzy zniosłoby barierę ochronną wokół PiS. Partia, która już nic nie może nikomu obiecać przestaje być potrzebna skrajnie egoistycznym wyborcom. Korzyści znikają, zostają same wady. PiS nie zawaha się przed złożeniem każdej najbardziej nawet ryzykownej obietnicy. Zero odpowiedzialności. To nie jest normalna polityczna gra. Oni mają wszystko do stracenia i nie zawahają się przed niczym. Cóż z tego, że gwałtowne podwyższenie płacy minimalnej może skończyć się bankructwami firm, bezrobociem i hiperinflacją? Cóż z tego, że ekonomiści i przedsiębiorcy są tą perspektywą przerażeni? Cóż, z tego, że perspektywy powodzenia tego eksperymentu są fatalne? Jeszcze nikomu nie udało się zadekretować państwa dobrobytu. Wszystkie drogi na skróty do powszechnej zamożności kończyły się głębokim kryzysem. Wzrost płac można osiągnąć jedynie poprzez wzrost wydajności a to proces długotrwały, stopniowy źle znoszący gwałtowne rewolucje. W konkurencji na wysokość obietnic opozycja nie ma szans. Po prostu nie jest nawet w części tak zdeterminowana i choćby w ułamku tak nieodpowiedzialna. Po drugie nie jest w wyścigu na obietnice wiarygodna. PiS realizuje własne już przed wyborami spychając przeciwników do defensywy. Oni mogą wam tylko zabrać.
Mało tego, każda kolejna obietnica składana wyborcom działa na niekorzyść opozycji. Jej własny elektorat nie jest entuzjastycznie nastawiony do masowego rozdawnictwa a licytacja na korzyści legitymizuje władzę. Skoro opozycja obiecuje to znaczy, że można. Tyle, że to my, mamy instrumenty by te obietnice spełnić: władzę i pieniądze.
Skoro PiS jest odporny na krytykę, kampania anty pis działa przeciw skutecznie a afery się władzy nie imają to co zrobić by odebrać jej wyborców? Tą metodą nie jest licytacja na obietnice. W populizmie PiS jest bezkonkurencyjny. To ich gra i są oni w niej mistrzami. Program czy wizja Polski po wyborach nie jest tak naprawdę istotna. Program dzisiaj to wymówka, żeby głosować na jednych i nie głosować na innych. Same rozwiązania systemowe wyborców nie interesują. Owszem wypada mówić o programie (wizji, perspektywach, wzroście, zatrudnieniu itp.). Wypada wskazywać problemy (służba zdrowia, klimat, edukacja, niski poziom usług publicznych, brak inwestycji) ale to tylko zasłona dymna, taka gra pozorów. Liczy się przede wszystkim kasa. Na rękę. Hasła wyborcze, żeby były skuteczne, muszą koncentrować się na kwestiach ekonomicznych. Skrajnie egoistycznych wyborców interesują wyłącznie pieniądze. Taką intuicję miał ostatnio Roman Giertych, gdy wzywał przedsiębiorców do ogłoszenia premii pieniężnej dla pracowników wypłacanej w przypadku przegranej PiS w wyborach. Głosy za kasę do tego się obecnie polska polityka sprowadza. Reszta to opakowanie. Albo bardziej eleganckie: odzyskiwanie godności, wolności (biedni są pozbawieni jednego i drugiego), dbanie o rodziny i tak dalej, lub wprost, jak w przypadku propozycji Giertycha. Tak czy owak liczy się jedno – pieniądze.