Zaledwie w lutym prokurator generalny Adam Bodnar powołał prokuratorski zespół do zbadania przypadków inwigilacji systemem Pegasus, a po dwóch miesiącach nieoczekiwanie go rozwiązał - i wyznaczył nowy zespól, już w innym składzie. Według rozmówców „Rzeczpospolitej” kryje się za tym presja na szybki sukces, w tym zarzuty dla odpowiedzialnego za inwigilację, którym ma być uznany były koordynator służb Mariusz Kamiński.
- Chcą zdążyć, zanim dostanie się on do Parlamentu Europejskiego i zacznie go chronić immunitet - twierdzą nasze źródła.
Prokuratorzy zajmujący się śledztwem ws. Pegasusa byli za wolni i źle dobrali świadków?
Pierwszy zespół śledczy w Mazowieckim Wydziale do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Warszawie (minister powołał go 20 lutego) miał zbadać „legalność, prawidłowość oraz celowość wykorzystania oprogramowania Pegasus”. Składał się z prokuratorów „wyspecjalizowanych w prowadzeniu tego rodzaju postępowań” – podawała Prokuratura Krajowa. A na początek mieli zebrać wszystkie zawiadomienia z całego kraju, dotyczące wykorzystania tego systemu.
Zespół składał się z prokuratorów „wyspecjalizowanych w prowadzeniu tego rodzaju postępowań”
Do zespołu weszło trzech prokuratorów: Andrzej Rybak, Arkadiusz Jaraszek i Artur Kaznowski. Do sprawy zabrali się zgodnie ze sztuką, czyli przygotowali plan śledztwa, w tym m.in. listę świadków do przesłuchania (spośród tych, którzy sami złożyli zawiadomienia w kraju, oraz osób, które w mediach przedstawiały siebie jako „ofiary” Pegasusa), wysłali wezwania na przesłuchanie dla pierwszych 31 z nich (o czym „Rz” pisała dwa tygodnie temu).