– Dla zdrowia psychicznego Polaków dobrze by było, gdyby poza dwoma głównymi plemionami pojawiła się jakaś alternatywa. W każdym sondażu od 10 do 15 proc. ankietowanych mówi, że nie wie na kogo głosować – mówi Marek Ciesielczyk, doktor politologii, tarnowski radny i lider Antypartii. Jest też jednym z architektów porozumienia, które zawarły siły antysystemowe w związku z nachodzącymi wyborami.
W debacie politycznej toczy się dyskusja, czy główne partie opozycyjne powinny startować z jednej listy, co pomogłoby odsunąć PiS od władzy. Okazuje się, że w cieniu tej dyskusji podobny proces uruchomiły niewielkie partie pozasejmowe.
Deklarację w tej sprawie przyjęły w sobotę w Warszawie. „My, niżej podpisani przedstawiciele pozaparlamentarnych ugrupowań, oceniających krytycznie istotną część zmian po 1989 r. oraz patologie z nich wynikające, dążąc do gruntownej zmiany semi-demokracji w Polsce i przekształcenia jej w model najbliższy demokracji bezpośredniej, deklarujemy chęć współpracy, prowadzącej do stworzenia wspólnej list wyborczej we wszystkich 41 okręgach w jesiennych wyborach parlamentarnych” – brzmi treść dokumentu.
Czytaj więcej
Przy osobnym starcie w wyborach wszystkich ugrupowań obecna opozycja nie miałaby większości w nowym Sejmie - wynika z sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej”.
Podpisało się pod nim kilkunastu działaczy, z czego część reprezentuje mało znane formacje, jak Patrioci Polska czy Zrzeszenie Osób Dotkniętych Skutkami Dekretu Warszawskiego. Nazwy innych mogą jednak powiedzieć coś więcej przeciętnemu wyborcy. Podpisy złożyli m.in. przedstawiciel Polski Liberalnej-Strajku Przedsiębiorców Pawła Tanajny, czyli dwukrotnego kandydata w wyborach prezydenckich, przewodniczący niedawno zreaktywowanej Samoobrony RP oraz reprezentant Wolnych i Solidarnych, byłej partii Kornela Morawieckiego, która miała koło w Sejmie ubiegłej kadencji. Podpisał się nawet Waldemar „Major” Frydrych, lider głośnego w PRL ruchu Pomarańczowa Alternatywa.