Przez kilka dni z rzędu trwały w ubiegłym tygodniu protesty w Budapeszcie przeciwko zmianie opodatkowania osób będących na samozatrudnieniu. Chodzi o rzemieślników, artystów, aktorów, dziennikarzy czy kurierów.
W sobotę ponad sześć tysięcy ludzi blokowało most łączący Peszt z Budą. Opozycja twierdzi, że demonstranci zebrali się na apel Pétera Márki-Zaya, wspólnego kandydata całej opozycji w kwietniowych wyborach parlamentarnych. Zaprzecza temu wielu protestujących. – Są to przeciwnicy Fideszu i premiera Orbána, ale nie łączą wiele nadziei z opozycją, która nie sprawdziła się w wyborach. Jak na razie rząd nic na tym nie stracił – mówi „Rzeczpospolitej” Krisztián Ungváry, znany historyk związany z opozycją.
Na początek wyższy podatek
Protesty rozpoczęły się we wtorek ubiegłego tygodnia tuż po przyjęciu przez parlament odpowiedniej ustawy. Obejmie 450 tys. osób, których podatki dramatycznie wzrosną. I to już od początku września. Szybkość, z jaką ustawę uchwalono, zaskoczyła wszystkich, jako że jej projekt pojawił się w poniedziałek. Debata w parlamencie trwała dwie godziny. Dysponujący większością ponad dwu trzecich głosów Fidesz nie musiał się obawiać żadnych niespodzianek.
Czytaj więcej
Unia Europejska „strzeliła sobie w płuca” nieprzemyślanymi sankcjami gospodarczymi na Rosję, które, jeśli nie zostaną cofnięte, mogą zniszczyć europejską gospodarkę - powiedział w piątek premier Węgier Viktor Orbán.
Nowe regulacje dotyczą osób objętych do tej pory tzw. podatkiem KATA. Dotyczył osób, których dochody nie przekraczają równowartości 30 tys. euro rocznie. Płacili nieznaczny podatek w w granicach 200 euro miesięcznie. Uprzywilejowana taryfa została obecnie zmodyfikowana, co oznacza, że trzy czwarte osób w tej grupie czeka zmniejszenie dochodów netto o 20–40 proc. Takie są prognozy Stowarzyszenia Doradców Podatkowych. Rząd tłumaczy, że system KATA był nadużywany, gdyż wiele firm zatrudniało pracowników na jego zasadach, aby uniknąć danin fiskalnych.