W chwili gdy na przełomie roku w Brukseli podejmowano wstępne decyzje dotyczące uznania gazu oraz atomu za zielone źródła energii, w Niemczech wyłączano trzy z sześciu działających tam elektrowni atomowych. Pozostałe trzy zostaną wyłączone z końcem tego roku.
Z takiej perspektywy patrzą na plany UE uczestnicy koalicji rządowej: SPD, Zieloni i FDP. Przyjęcie projektu tzw. taksonomii oznacza, że inwestycje w gaz i energię atomową będą uważane za perspektywiczne, co oznacza dostęp do środków unijnych oraz na rynkach finansowych. Sprawa wywołuje tym większe kontrowersje w Berlinie, gdyż sam rząd ma kłopoty z ustaleniem wspólnego stanowiska. Świadczą o tym pierwsze reakcje partnerów koalicyjnych.
Czytaj więcej
Francja potrzebuje Polski, aby przekonać Unię, że energia jądrowa ma przyszłość. Warszawa może to wykorzystać w sporze o praworządność.
– Taka propozycja jest nie do zaakceptowania – orzekł Robert Habeck, wicekanclerz i minister gospodarki i klimatu z ugrupowania Zielonych, zapowiadając sprzeciw Niemiec wobec planów UE. Sprzeciw Zielonych nie dotyczy wyłącznie planów dotyczących energii jądrowej. To jest dla nich czerwona linia nieprzekraczalna od dziesięcioleci.
Kłopot z gazem
Zieloni mają też zastrzeżenia dotyczące gazu jako zielonego źródła energii. Rzecz w tym, że przyznanie takiego statusu temu surowcowi jest w sprzeczności do strategii Zielonych, dotyczącej szybkiej transformacji energetycznej tak, aby do 2030 r. 80 proc. zapotrzebowania na energię elektryczną pochodziło ze źródeł odnawialnych, a więc słońca i wiatru. I to przy zwiększonym o ponad jedną piątą zapotrzebowaniu na energię.