Zielony Berlin kreśli czerwoną linię

Niemiecki rząd nie zamierza akceptować propozycji UE w sprawie uznania gazu oraz atomu za zielone źródła energii. Przynajmniej w obecnej postaci.

Publikacja: 03.01.2022 18:21

Robert Habeck, wicekanclerz i minister gospodarki i klimatu z ugrupowania Zielonych

Robert Habeck, wicekanclerz i minister gospodarki i klimatu z ugrupowania Zielonych

Foto: PAP

W chwili gdy na przełomie roku w Brukseli podejmowano wstępne decyzje dotyczące uznania gazu oraz atomu za zielone źródła energii, w Niemczech wyłączano trzy z sześciu działających tam elektrowni atomowych. Pozostałe trzy zostaną wyłączone z końcem tego roku.

Z takiej perspektywy patrzą na plany UE uczestnicy koalicji rządowej: SPD, Zieloni i FDP. Przyjęcie projektu tzw. taksonomii oznacza, że inwestycje w gaz i energię atomową będą uważane za perspektywiczne, co oznacza dostęp do środków unijnych oraz na rynkach finansowych. Sprawa wywołuje tym większe kontrowersje w Berlinie, gdyż sam rząd ma kłopoty z ustaleniem wspólnego stanowiska. Świadczą o tym pierwsze reakcje partnerów koalicyjnych.

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Trzeciej oferty może nie być

– Taka propozycja jest nie do zaakceptowania – orzekł Robert Habeck, wicekanclerz i minister gospodarki i klimatu z ugrupowania Zielonych, zapowiadając sprzeciw Niemiec wobec planów UE. Sprzeciw Zielonych nie dotyczy wyłącznie planów dotyczących energii jądrowej. To jest dla nich czerwona linia nieprzekraczalna od dziesięcioleci.

Kłopot z gazem

Zieloni mają też zastrzeżenia dotyczące gazu jako zielonego źródła energii. Rzecz w tym, że przyznanie takiego statusu temu surowcowi jest w sprzeczności do strategii Zielonych, dotyczącej szybkiej transformacji energetycznej tak, aby do 2030 r. 80 proc. zapotrzebowania na energię elektryczną pochodziło ze źródeł odnawialnych, a więc słońca i wiatru. I to przy zwiększonym o ponad jedną piątą zapotrzebowaniu na energię.

Zieloni mają obawy, że nawet zakładany przez KE dziesięcioletni okres uprzywilejowanego traktowania gazu zakłóci im historyczne dzieło zielonej transformacji. Przeszkadza im w tym także Nord Stream 2, którego przeciwnikami są od zarania. Także z powodów politycznych, gdyż dostawy rosyjskiego gazu ułatwiają prowadzenie przez Kreml agresywnej polityki wobec partnerów europejskich, nie mówiąc już o zastrzeżeniach dotyczących przestrzegania praw człowieka w Rosji.

Wprawdzie partnerzy rządu Olafa Scholza opisali w umowie koalicyjnej dość szczegółowo plany transformacji energetycznej, ale nie przeszkadza im to obecnie w prezentowaniu odmiennych opinii.

Christian Lindner (FDP), minister finansów, nie ma nic przeciwko proponowanej kwalifikacji gazu w planach UE. Także rzecznik niemieckiego rządu uznał gaz za „ważną technologię pomostową na drodze do neutralności klimatycznej".

Linia podziałów w rządzie Scholza przebiega w tej sprawie z jednej strony pomiędzy Zielonymi i FDP, ale także w pomiędzy oboma tymi ugrupowaniami a SPD – w sprawie Nord Stream 2. Partia kanclerza jest zaangażowana we współpracę energetyczną z Rosją od czasów poprzedniego socjaldemokratycznego kanclerza Gerharda Schrödera.

Solidarnie przeciw atomowi

– Nie sposób sobie wyobrazić, aby różnice zdań w koalicji doprowadzić mogły do jej rozpadu. Wszyscy zdają sobie sprawę, że Niemcy nie będą w stanie zablokować projektu taksonomii na forum UE, co jest ważnym czynnikiem jednoczącym, podobnie jak wspólne stanowisko wobec energii atomowej – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Thomas Pogundtke, politolog z uniwersytetu im. Heinricha Heine z Düsseldorfu.

Przypomina, że w niemieckim społeczeństwie utrzymują się od dawna na wysokim poziomie nastroje sprzeciwu wobec atomu, co było jedną z przyczyn decyzji Angeli Merkel o rezygnacji z tego źródła energii. W takiej sytuacji wszystkie partie polityczne, poza skrajnie prawicową Alternatywą dla Niemiec (AfD), są przeciwne rozbudowie elektrowni atomowych.

Z ostatnich sondaży YouGov wynika, że 22 proc. obywateli Niemiec opowiada się zdecydowanie za energią atomową, podczas gdy we Francji jest to 45 proc., podobnie w Szwecji (43 proc.) , Hiszpanii (40 proc.). We Włoszech to 31 proc. W Polsce, jak wynika z sondażu CBOS, w połowie roku za było 39 proc. obywateli.

W takich warunkach rządowi w Berlinie trudno będzie zablokować plany Brukseli. Niemieckie media podkreślają, że potrzebna byłaby do tego tzw. wzmocniona większość kwalifikowana, co wydaje się niemożliwe. W sytuacji, gdy za energią atomową opowiada się Francja wraz z licznymi w tej sprawie sojusznikami, w tym Polską, oficjalny Berlin stawia na negocjacje. Zieloni nie kryją jednak, że z uwagą obserwują rozwój wydarzeń w Austrii. Minister klimatu tego kraju z ugrupowania Zielonych, Leonore Gewessler oświadczyła, że w sytuacji, gdy nie uda się zmienić planów UE, wzięta zostanie poważnie pod uwagę skarga do TSUE.

W chwili gdy na przełomie roku w Brukseli podejmowano wstępne decyzje dotyczące uznania gazu oraz atomu za zielone źródła energii, w Niemczech wyłączano trzy z sześciu działających tam elektrowni atomowych. Pozostałe trzy zostaną wyłączone z końcem tego roku.

Z takiej perspektywy patrzą na plany UE uczestnicy koalicji rządowej: SPD, Zieloni i FDP. Przyjęcie projektu tzw. taksonomii oznacza, że inwestycje w gaz i energię atomową będą uważane za perspektywiczne, co oznacza dostęp do środków unijnych oraz na rynkach finansowych. Sprawa wywołuje tym większe kontrowersje w Berlinie, gdyż sam rząd ma kłopoty z ustaleniem wspólnego stanowiska. Świadczą o tym pierwsze reakcje partnerów koalicyjnych.

Pozostało 83% artykułu
Polityka
Reuters: Otoczenie Donalda Trumpa przygotowuje czystkę w armii USA
Polityka
Nowy rząd Niemiec najwcześniej w marcu 2025. Prawie pewny kandydat na kanclerza
Polityka
Partyjne szachy opóźniają start nowej Komisji Europejskiej
Polityka
Umowa UE z Mercosurem. Lek Europy na Trumpa i Xi
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Polityka
Pete Hegseth. Donald Trump stawia fanatyka na czele Pentagonu
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje