Z pozoru sprawa ma charakter techniczny. Chodzi o określenia (taksonomia), które źródła energii są przyjazne dla środowiska, a które są szkodliwe i powinny być wygaszane. Francja, która z inicjatywy de Gaulle'a postawiła na atom w produkcji elektryczności, miała sojusznika w Zjednoczonym Królestwie. Ale po brexicie równowaga sił w Radzie UE, gdzie decyzje zapadają kwalifikowaną większością głosów, zmieniła się na jej niekorzyść. Po katastrofie elektrowni w Fukushimie w 2011 r. Angela Merkel podjęła kontrowersyjną decyzję o likwidacji elektrowni atomowych (ostatnie znikną w Niemczech za rok). Podobnie jak Niemcy za szkodliwą dla środowiska energię jądrową uważają Hiszpania, Dania i Austria. Włochy się wahają. Kraje te wskazują, że siłownie nuklearne co prawda nie emitują dwutlenku węgla, jednak pozostawiają niezwykle toksyczne odpady.
Po stronie Paryża stanęła Belgia, Holandia, Szwecja i Finlandia. To jednak za mało, aby przeważyć opór Berlina. Stąd dla Francuzów kluczowe stało się poparcie krajów Europy Środkowej, na czele z Polską.
Czytaj więcej
Unijna taksonomia wskazuje, które inwestycje będą mogły uzyskać wsparcie ze środków publicznych i prywatnych. Dzięki wpisaniu na tę listę energetyki jądrowej i gazowej w Polsce może ruszyć transformacja zgodna z wizją rządu.
Ze względu na zacofanie odziedziczone po okresie komunistycznym, w tym w szczególności uzależnienie od węgla, Warszawa i bez namowy Paryża musi popierać rozwój energetyki jądrowej. Na samych źródłach odnawialnych bowiem jeszcze długo nowoczesnej energetyki nie zbudujemy. Niemniej niespodziewana płaszczyzna porozumienia z Emmanuelem Macronem (przez wiele lat najważniejszym krytykiem rządu PiS w Unii) może być wykorzystana dla przełamania kryzysu w relacjach z Brukselą na zupełnie innym obszarze: praworządności.
Na nieco ponad trzy miesiące przed wyborami prezydenckimi nad Sekwaną francuskiemu prezydentowi porozumienie z Polską byłoby szczególnie na rękę. A to dlatego, że bardzo duża część francuskiego elektoratu stała się mocno eurosceptyczna i kibicuje ekipie Mateusza Morawieckiego w starciu z Brukselą. Przezwyciężenie tego sporu wytrąciłoby broń z rąk Marine Le Pen, Erica Zemmoura i Valérie Pécresse – najgroźniejszych rywali obecnej głowy państwa. W chwili, gdy Francja sprawuje półroczne przewodnictwo w UE, taki sukces Macron mógłby sprzedać jako dowód, że Francuzi wciąż skutecznie potrafią kierować Wspólnotą. Zapłacą więc w zupełnie innym obszarze, jakim jest praworządność.