Jelbasy" to oficjalny przydomek przywódcy Nursułtana Nazarbajewa, co w języku kazachskim oznacza „lider narodu". Został zapisany w konstytucji jeszcze w 2010 r., oczywiście decyzją prezydenta i za zgodą parlamentu. Zresztą wszystko, co odbywało się w kraju od niemal 30 lat, mogło mieć miejsce wyłącznie za wiedzą i aprobatą „Jelbasy". Tym większe zaskoczenie wywołała rezygnacja kazachskiego prezydenta.
W krajach autorytarnych odejście głowy państwa zazwyczaj oznacza koniec kultu jednej jednostki i początek kultu następnej. Ale nie w Kazachstanie. Rolę i znaczenie Nursułtana Nazarbajewa można opisać maksymą Ludwika XIV „państwo to ja". Wszystko wskazuje na to, że 78-letni Nazarbajew postanowił rządzić z tylnego fotela, a jego kult jednostki dopiero się rozkręca.
Do swojej „abdykacji" kazachski przywódca starannie się przygotował. Jeszcze w maju zmieniono konstytucję tak, by Nazarbajew został dożywotnim przewodniczącym Rady Bezpieczeństwa Państwa. Przy okazji zwiększono też uprawnienia tej instytucji – stała się organem konstytucyjnym, a nie tylko ciałem konsultacyjno-doradczym. Rada może więc podejmować samodzielnie wiążące decyzje i ma kontrolę nad wszystkimi strukturami siłowymi oraz centralnymi i regionalnymi organami władzy wykonawczej. Co więcej, przewodniczący Rady „analizuje i kontroluje" wszystkie projekty ustaw wychodzące z parlamentu i od prezydenta. Nazarbajew, przynajmniej przez kilka miesięcy, wydając rozkazy jako prezydent, będzie musiał je opiniować jako szef Rady Bezpieczeństwa.
Już w maju po cichu zaczęto mówić, że zmiany w konstytucji były przeforsowane z myślą o kolejnym prezydencie, którego funkcje mają ograniczać się wyłącznie do reprezentacyjnych. Rozwiązanie miało logiczny sens, gdyż z jednej strony „Jelbasy" przerzuca część uciążliwych dla 78-latka obowiązków (np. częstych podróży zagranicznych), ale jednocześnie nadal całkowicie kontroluje sytuację w kraju.
Szydło ostatecznie wyszło z worka na początku lutego. Nazarbajew zwrócił się do tamtejszego odpowiednika sądu konstytucyjnego z prośbą o opinię w sprawie zgodności z konstytucją „przedterminowej rezygnacji prezydenta". Gdy dostał pozytywną odpowiedź (innej trudno było się spodziewać), stało się jasne, że formalne odejście Nazarbajewa jest jedynie kwestią czasu. Kazachski przywódca do końca jednak trzymał wszystkich w niepewności i ciągle powtarzał, że nie ma wytypowanego następcy. Mówił prawdę.