Po stronie opozycyjnej panuje optymizm. Trochę wymuszony. Oficjalna wersja brzmi: „Z PiS można wygrać". Trzeba tylko pójść do ludzi. Spotykać się z nimi, przekonywać, wyjaśniać, a zwycięstwo nad PiS nie będzie już tylko słowem, ale stanie się ciałem. Jednak w tych zapewnieniach nie ma wiary, którą dałoby się zauważyć gołym okiem. Ba, nie ma energii, którą dostrzegliby nie tylko zwolennicy opozycji, ale przede wszystkim ci, którzy się wahają, na kogo oddać swój głos w nadchodzącej rozgrywce.
Narracja liberalnych elit
Opozycji nie pomaga także narracja, którą daje się posłyszeć wśród liberalnych elit. A brzmi ona tak: „Jeśli wygra PiS, wyjadę z kraju. Znam język, mam znajomości na Zachodzie, nie będę mieć kłopotu ze znalezieniem pracy. Nich Kaczyński zniszczy Polskę. Beze mnie". Sęk w tym, że taki sposób myślenia jest na rękę obecnej władzy, gdyż wpisuje się w jej narracje o kosmopolitycznych i zdradzieckich elitach. I dwa: ten sposób myślenia skrywa w sobie szantaż podszyty groźbą. Jest on skierowany do ludzi, którzy głosowali na PiS. Tyle że z drugiej strony odpowiedź nie ma żalu i rozpaczy. Odpowiedź jest następująca: „A wyjeżdżajcie. Nic tu po was. I tak nie czujecie i nie rozumiecie tradycyjnych polskich wartości".
Dlatego od liberalnych elit należałoby oczekiwać dziś innej narracji: „Będę walczył o mój kraj. Nigdzie się nie ruszam, bo wierzę, że polskie wartości to szacunek, gościnność, tolerancja". Oczywiście nie wiem, czy zaprzestanie szantaży, gróźb i publiczne okazywanie rozczarowania Polską w obecnym kształcie wystarczy, by przywrócić wolę zwycięstwa. Ale z pewnością pomoże.
Kłopot opozycji polega jednak na tym, że dziś co innego decyduje o wyborczym zwycięstwie niż tylko wola zwycięstwa. Co takiego? Gniew. Wkurzenie. To, co obecnie wynosi partię do władzy lub odsyła ją na śmietnik historii, to widmo krążącego między ludźmi gniewu. Tak było w roku 2015, gdy Platforma Obywatelska traciła władzę. Polacy byli wkurzeni. Chcieli zmiany. I szli do urn na – by tak rzec – „nerwach", mając przed oczyma polityków władzy konsumujących ośmiorniczki. Żaden argument, żadne wyjaśnienia nie miały szans się przebić.
Cel, jaki stawia sobie gniew w takiej sytuacji, to wywrócenie stolika, przy którym się siedzi. Nawet jeśli jest na nim kolacja. O konsekwencje będziemy się martwić później. Czy dziś daje się zaobserwować podobne wkurzenie w polskim społeczeństwie? Czy pojawiają się symptomy gniewu, które mogłyby sprawić, że PiS może przegrać, bo lud zechce wywrócić stolik, przy którym tak dobrze czują się dziś przede wszystkim spasione koty – by użyć powszechnej metafory – partii władzy?