Co roku miało wracać do Polski około tysiąca repatriantów, czyli w ciągu 10 lat – 10 tysięcy osób – to jedna z obietnic, jakie padły jeszcze w 2016 roku z ust przedstawicieli rządu.
W 2016 r. Anna Maria Anders, ówczesna pełnomocnik prezesa Rady Ministrów ds. dialogu międzynarodowego, w radiowej Jedynce opowiadała, że na nową ustawę o repatriacji czekało w Kazachstanie ok. 43 tys. Polaków, a ok. 10–15 tys. z nich może chcieć wrócić do Polski. Obiecywała, że nowa ustawa ma objąć ok. 10. tys. osób, a także, że „w ciągu 10 lat wszyscy potomkowie represjonowanych będą mogli wrócić do Polski".
Chociaż już pod koniec 2015 r. Beata Szydło twierdziła, że traktuje ten temat priorytetowo, a projekt nowelizacji ustawy o repatriacji miał być gotowy w ciągu pierwszych 100 dni jej rządów, ostatecznie został przyjęty dopiero pod koniec listopada 2017 r.
Z danych, które otrzymaliśmy z MSWiA, wynika, że w tym roku repatriowanych zostało na razie 428 osób, a od 2016 w sumie było ich 2005. Ta liczba nijak ma się do obietnic rządu PiS. W bazie Rodak, która obejmuje osoby gotowe do repatriacji, jest teraz zarejestrowanych 3,6 tys. osób, głównie z Kazachstanu i Rosji. Do polskich korzeni przyznaje się jednak w Kazachstanie 34 tys. osób, a w Rosji – 47 tys.
MSWiA informuje nas, że w poprzednim roku repatrianci otrzymali w sumie wsparcie w wysokości 50,5 mln zł z budżetu państwa. W tym roku resort spraw wewnętrznych zarezerwował na ten cel 58 mln zł.