Hasło „Dla ludzi, nie dla władzy" ma kilka znaczeń. Choćby prawa człowieka. Nie wolno wobec kryzysu demokracji ulegać wyborczym strategiom i twierdzić np., że prawa gejów to sprawa marginalna i kontrowersyjna, że skazuje na niszowe poparcie kilku procent wyborców. Kiedy obojętnie przechodzimy obok kogokolwiek, czyje prawa i godność są deptane, to mój świat się wali, bo wali się po prostu cywilizacja. Kiedy się na takie rzeczy pozwala autorytarnej władzy, to ona idzie naprzód i nabiera rozpędu, aż ten jej impet wydaje się nam niepowstrzymany, jak to się dzieje dzisiaj. Pozwoliliśmy na to. Trzeba mieć odwagę nazwać po imieniu podstawowe wartości demokracji i ich bronić, zamiast kluczyć.
Prawa człowieka to nie tylko tzw. kwestie światopoglądowe i nie tylko wolności polityczne, które łamie wyłącznie policja. Łamane bywają wszędzie – w szkole, której ustrój i program przeczy zasadzie wolności sumienia i nieskrępowanego rozwoju jednostki; w szpitalu, gdzie ogarnięty znieczulicą lekarz narusza ludzką intymność; w urzędach – w życiu każdego z nas. Konstytucję we wszystkich tego rodzaju przypadkach trzeba móc stosować bezpośrednio choćby przed sądem i to musi być zasadą ustrojową.
Zobacz wyniki sondażu: 44. okręg wyborczy: Ujazdowski wygra z Kasprzakiem
Obywatele RP już to zresztą zrobili w sporym zakresie. Nie mamy władzy i jesteśmy w mniejszości. Ale ustrój, o który nam chodzi i który realnie budujemy, zamiast tylko o nim gadać, polega właśnie na tym, że żadna mniejszość nie jest w nim bezsilna. Dowiedliśmy tego wielokrotnie, osiągając konkretne cele. „Dla ludzi" znaczy tu tyle, że człowiek i jego prawa znajdują się w centrum systemu prawnego i ładu ustrojowego. „Nie dla władzy" znaczy zaś, że obywatel zyskuje narzędzia, by się móc władzy skutecznie przeciwstawić. To klasyka liberalnej demokracji.
Hasło wyraża także to, że politycy uzurpują sobie zbyt wiele władzy. Tzw. kompromis aborcyjny jest jaskrawym przykładem. To nie tylko najbardziej restrykcyjne i najbardziej okrutne prawo w Europie. Samo określenie „kompromis" jest skandalem. Żadna kobieta nie była stroną tego kompromisu. Zawarło go w czyimś zamkniętym gabinecie kilku panów, wśród nich biskupi. Obywatelek i obywateli nie zapytano o zdanie. Nie do polityków należy decyzja w tej sprawie i w bardzo wielu innych, równie doniosłych. Tu decydować muszą obywatele. Wszystkie regulacje dotyczące praw człowieka muszą zyskać status ustaw organicznych, czyli takich, których zmiana wymaga większości kwalifikowanej, a być może referendum.