Władysław Kosiniak-Kamysz: Mieliśmy dużo dobrych inicjatyw, ale my je robiliśmy, a nie gadaliśmy

Jeżeli dla kogoś jest zaskoczeniem, że przez cztery lata byłem ministrem pracy, to potwierdzam, że nim byłem – mówi prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Aktualizacja: 23.11.2018 22:53 Publikacja: 23.11.2018 09:15

Władysław Kosiniak-Kamysz: Mieliśmy dużo dobrych inicjatyw, ale my je robiliśmy, a nie gadaliśmy

Foto: Fotorzepa/ Darek Golik

Plus Minus: Jak tam idzie kompletowanie gabinetu?

Władysław Kosiniak-Kamysz: Nie ma takiego tematu.

Przecież dopiero co czytałem, że będzie pan premierem.

Donald Tusk już się odniósł do tego fake newsa.

Nie ma lepszych informacji niż te zdementowane.

Dziś jestem szefem PSL i staram się z tego najlepiej wywiązać.

Zawsze mnie zastanawiało, jak pan, krakowski inteligent, lekarz, radzi sobie z negocjacjami w terenie?

Jest dobrze.

Wiemy, jak się negocjuje z ludowcami...

Widzę u redaktora duszę ludowca.

Bo jestem z ludu. Ale działacze w terenie pana kupują? Pan jest taki miły.

Z nikim nie ścigam się na ludowość. Nie muszę przedstawiać certyfikatu ludowości, bo mam ten stempel wyryty od pokoleń. Wychowałem się w ruchu ludowym. Nie jestem ludowcem w pierwszym pokoleniu, tylko trzecim. Nasi starsi działacze mówią do mnie po imieniu, bo pamiętają mnie, jako nastolatka, który pomagał PSL. Trudno o lepszy certyfikat wiarygodności i ludowości niż ciągłość historyczna i zaangażowanie w trudnych czasach.

A jak wyglądają spotkania w trakcie kampanii?

Przyjęliśmy wariant krótkich spotkań na otwartej przestrzeni. Rano chodziłem po targowiskach i rozdawałem ulotki, pączki i drożdżówki. Sami wyszliśmy do Polaków, bo jest wiele osób, które nie przyszłyby nigdy na żadne spotkanie z politykami. Trzeba do nich dotrzeć. Chyba byliśmy jedyną partią, która tak ofensywnie do tego podchodziła.

Tłumaczył się pan z prywatyzacji Hortexu?

Były takie pytania. Nie jest to łatwe do odkłamania, bo takie rzeczy były codziennie wtłaczane do głów przez propagandowe ramię PiS. Mimo że Hortex był prywatyzowany za czasów AWS, którego radnym był premier Morawiecki. Niektórych nie da się przekonać, bo najpierw usłyszeli to w TVPiS, a potem taki fake news dostał certyfikat z ambony. Krzysztof Hetman trafnie powiedział, że stoczyliśmy bój z agencją PR-ową o nazwie telewizja publiczna, która miała 2 miliardy na swój produkt wyborczy. Nikt nie był tak atakowany, jak my.

Ale słyszę, że ma pan żal do Kościoła.

Nie chodzi o żal, tylko o ocenę sytuacji. Nie spodziewałem się czegoś innego, ale zaangażowanie księży jest bardzo widoczne.

A mogliby się zaangażować po waszej stronie.

Nie powinni się w ogóle angażować. To jest nasz Kościół. Ludzi, którzy mają bardzo różne poglądy. Każdy ma prawo czuć się dobrze w Kościele, bo jak mówimy w wyznaniu wiary, jest on powszechny. To znaczy, że nie jest dla wybranych czy dla tych, którzy głosują na określoną partię. Zresztą historyczne doświadczenie ruchu ludowego jest takie, że nigdy nie byliśmy wspierani przez Kościół. Witos był prawie ekskomunikowany.

Kościół powinien być synonimem solidarności, czyli budowania i szukania porozumienia między Polakami. Niestety, nie jest i może za to zapłacić w przyszłości gigantyczną cenę. Bardzo nad tym boleję.

Zbliżamy się do momentu, gdy wahadło pójdzie w drugą stronę?

Niestety, tak. Każdy rok takich rządów i takich relacji władzy z Kościołem nas do tego zbliża. Myślę, że hierarchowie zobaczyli, że dzieje się coś złego. Wypowiedzi prymasa Polaka czy kardynała Nycza o tym świadczą. Kościół parafialny ma inny kierunek i trudno uwierzyć, by w najbliższym czasie go zmienił. Cena może być wysoka. Mieszkańcy podchodzą do mnie na spotkaniach i mówią o tym, że czują się wykluczeni.

Może jakaś schizma?

Ani w Polsce, ani w Europie nie damy zniszczyć naszych chrześcijańskich korzeni. Zawsze będziemy ich bronić. Niezależnie od tego, jak będzie się zachowywał Kościół.

Będziecie bronić chrześcijaństwa przed Kościołem?

Pomimo tego, co nas spotyka nie opuścimy Kościoła.

Tylko Kościół opuszcza was.

Poprzez zaangażowanie polityczne sprawia, że nie wszyscy czują wspólnotę w Kościele.

Wracając do spraw w terenie. Interesuje mnie, jak ma znaleźć wspólny język człowiek, który zajmuję się swoim gospodarstwem z kimś, kto napisał doktorat zatytułowany: Związek zmienności genu kodującego cyklo...

... cyklohydrolazę GTP I z funkcją śródbłonka naczyniowego u chorych na cukrzycę typu 2.

Ja nawet nie potrafię tego powtórzyć.

Ludzie, z którymi rozmawiam, mają mądrość, której nie zastąpią żadne doktoraty.

Pan się zna na cukrzycy?

Bardziej na śródbłonku.

Liczba cukrzyków cały czas rośnie.

To jest choroba cywilizacyjna niosąca także ogromne koszty społeczne. Mamy w Polsce już ponad 2 miliony osób chorych na cukrzycę.

2,5 miliona plus pół miliona ludzi, którzy jeszcze nie wiedzą, że chorują.

Dwie najgroźniejsze choroby cywilizacyjne to nadciśnienie tętnicze i cukrzyca. Gdy mówimy o utajonych schorzeniach, to mamy za mało badań. Często są zbyt późno rozpoznawane. Trzeba obserwować objawy i poważnie traktować profilaktykę zdrowotną.

Jakie objawy panie doktorze?

Najpierw cukier atakuje małe naczynia. Stąd różnego rodzaju schorzenia związane ze wzrokiem czy stopa cukrzycowa, czyli schorzenia związane z naczyniami w kończynach dolnych. Proszę bardzo Czytelników, by się badali. W ogóle badania profilaktyczne, np. te w medycynie pracy, są często źle traktowane i pomijane. Szkoda, bo one mogą bardzo pomóc, trzeba je robić co jakiś czas. Ale są też inne rzeczy, które mnie interesowały na studiach.

Proszę bardzo.

Sprawy dotyczące wirusowych zapaleń wątroby. Szczególnie HCV, to jest bardzo utajona choroba. My chyba w Polsce wciąż nie zdajemy sobie sprawy, jak potrafi być niebezpieczna. Na studiach robiliśmy pracę badawczą, gdzie się można nią zarazić i wyszło nam, że najwyższe ryzyko występuje w salonie fryzjerskim i u stomatologa.

W każdej poważnej rozmowie politycznej powinny być taśmy. Paweł Graś mówi na nich, że „przeprowadził pan dwie najgorsze historie w wolnej Polsce". Na panu „wszystko wisiało".

Nie będę mówił o nielegalnych nagraniach. Nie komentowałem taśm Morawieckiego i tych też nie będę.

To całkowicie przypadkowo zapytam: jak to się stało, że te wszystkie najtrudniejsze reformy w rządzie Tuska spadły na pana.

Spadło też na mnie wiele przyjemnych rzeczy, jak roczny urlop rodzicielski, Karta Dużej Rodziny czy program budowy żłobków Maluch. Jeżeli dla kogoś jest zaskoczeniem, że przez cztery lata byłem ministrem pracy, to potwierdzam, że nim byłem.

Musi pan o tym przypominać. Jak pan teraz patrzy, jak PiS promuje swoje rozwiązania, to nie ma pan poczucia, że nie umieliście mówić o swoich osiągnięciach?

Pamiętam, że gdy jako minister przychodziłem do telewizji publicznej i chciałem opowiedzieć o rocznych urlopach dla rodziców, to nigdy nie było na to miejsca ani czasu. Zawsze tematy newsowe były ważniejsze niż to, że wprowadziliśmy najdłuższy urlop rodzicielski w Europie.

Mieliście w TVP swoich ludzi.

Wyciągam wnioski z tego, co zrobił PiS w promocji swoich rozwiązań prorodzinnych. My w małym stopniu promowaliśmy te rozwiązania. Nie mieściło nam się wtedy w głowie, że można wydawać dodatkowo miliony z publicznej kasy tylko na samą promocję swoich reform. Z punktu widzenia politycznego to był błąd. Wiele osób do dziś nie wie, że tysiąc złotych na każde dziecko wprowadził PSL.

Tu akurat promowaliście nazwę kosiniakowe.

Za późno promowaliśmy. Sama nazwa to pomysł Jarosława Kalinowskiego. Urlop rodzicielski to była fundamentalna zmiana, od której rozpoczyna się nowoczesna polityka rodzinna w Polsce. Zwiększaliśmy też ulgę podatkową dla rodzin: gdy ktoś zarabia mniej i nie może w pełni skorzystać z ulgi, dostaje specjalne świadczenie. Wiele osób do dziś o tym nie wie.

Otrzymały kilkaset złotych więcej zwrotu z podatku, no i super. W sumie przecież o to nam chodziło, żeby więcej pieniędzy zostało w rodzinnych budżetach. Widać podchodziliśmy do tego za mało politycznie. Inny przykład: rozpoczęliśmy odprowadzanie składki za matki na urlopach wychowawczych, żeby poświęcając się wychowaniu dzieci, nie traciły stażu emerytalnego i składek. Tymczasem nawet dziś, po tylu latach, zdarza mi się przeczytać komentarze, że matki na wychowawczym nie mają odprowadzanych składek. Takich dobrych inicjatyw było znacznie więcej, ale my je robiliśmy, a nie o nich gadaliśmy.

Przy okazji dowiadujemy się, że wszyscy politycy już wiedzą, że powinni łopatologicznie promować swoje inicjatywy.

Czy łopatologicznie Na pewno musimy promować swoje rozwiązania, bo inaczej nikt nie będzie o tym wiedział. Dlatego dziś wiele naszych rozwiązań politycy obozu rządzącego przypisują sobie. Słyszałem, że premier Morawiecki już sobie przypisał te tysiąc złotych. Byłem w szoku, że można tak kłamać. Zrobił to na wsi.

Robił pan kiedyś takie podsumowanie: warto było iść do tej polityki?

Nigdy nie żałowałem tego wyboru. Wiele udało mi się dzięki temu zrobić. Czasami tęsknię za leczeniem, ale gdybym był dziś w szpitalu, to pewnie brakowałoby mi polityki.

Zrobił pan doktorat, a teraz musi pan się szarpać z działaczami w terenie.

To nie zawsze są łatwe rozmowy, fakt, ale dzięki nim otwierają się oczy. Politycy rzadko wyściubiają nos poza Warszawę, a szkoda. Ja w stolicy spędzam może 10 procent swojego czasu, resztę w terenie. To daje zupełnie inną perspektywę. Fach w garści też pomaga, bo mam gdzie wrócić. Nie jestem skazany na podejmowanie każdej decyzji, by za wszelką cenę utrzymać się w polityce. Dla mnie to gigantyczna wartość. Niewielu polityków ma ten komfort.

Ostatnio PiS wyrwał wam kilka osób?

To nie są tylko odejścia z PSL. Proszę popatrzeć na Jacka Saryusza-Wolskiego. To jest bolesne, bo można zmienić partię, ale jak się odrzuca grupę, z którą się współpracowało przez wiele lat, to boli. Są ludzie, którzy podążają za sukcesem i zmieniają partie. Tak to wygląda na całym świecie: nie dziwią mnie te wybory, ale to nie znaczy, że mi się podobają. Można podejmować różne decyzje, tylko trzeba to robić z klasą.

Andżelika Możdżanowska zrobiła to z klasą?

Akurat ona nie mówiła potem złego słowa o PSL. Rozstaliśmy się i tyle. W przeciwieństwie do Zbigniewa Kuźmiuka, który wiele zyskał dzięki PSL, a potem wiele złego mówił. To samo Janusz Wojciechowski, który nie potrafił poprowadzić tej partii, a dziś jest naszym największym oponentem.

Zastanawiam się, jak to się odbyło: jednego dnia widzę was razem w Sejmie, a potem słyszę, że Możdżanowska odchodzi.

Miała odwagę powiedzieć mi to prosto w twarz. Szanuję to. Mieczysław Baszko nie miał takiej odwagi.

W jaką stronę będzie zmierzać PSL? Jaką ma pan wizję partii ludowej w tak pędzącym świecie?

Szwedzcy ludowcy poszli w liberalizm, ale w Europie Południowej raczej starano się iść w stronę powszechności. Model, który prezentuje niemieckie CSU jest mi chyba najbliższy.

Ludowa chadecja?

Tak. Takiej partii nie ma dziś w Polsce. Wciąż jesteśmy utożsamiani z reprezentowaniem rolników, a to jest wąska grupa i do tego coraz mniejsza. Dziś 10 proc. ludności wsi żyje z rolnictwa. Ta grupa się zmniejszyła i będzie zmniejszać. To nasza baza, którą musimy poszerzyć. I to już się dzieje. Wybory samorządowe pokazały, że zyskaliśmy w małych i średnich miastach. Mało kto o tym wie, ale aż 291 naszych kandydatów zostało wybranych na wójtów, burmistrzów czy prezydentów. A to i tak nie wszyscy, bo wielu startowało ze swoich komitetów. Pokonaliśmy zarówno PiS (203), jak i PO (128). W gminach poniżej 20 tysięcy mieszkańców zremisowaliśmy z PiS-em pod względem liczby radnych. Jesteśmy tam praktycznie tylko my i oni. Zagłosowało też na nas więcej młodych ludzi.

Macie całkiem nieźle ogarnięte media społecznościowe.

I to bez wielkich pieniędzy. Spryt jest zawsze ważniejszy niż kasa. Miłosz Motyka i jego grupa młodych ludzi dokonała tu niemal niemożliwego. Udowodnili, że ludowcy wiedzą, jak „robić internety". Trudno, żeby to całościowo zmieniło wizerunek, ale to też przynosi owoce. Udaje też się oderwać fałszywą łatkę obrotowości. Że my zawsze z każdym pójdziemy.

Proszę mi przypomnieć. Lider jakiej partii mówił: wybory wygra nasz koalicjant.

To był inny kontekst i sytuacja.

Ja tylko powiem, że Waldemar Pawlak.

Na tamte czasy było to potrzebne, a teraz sytuacja jest czarno-biała. Ja bym nie mógł się zgodzić na coś takiego.

Co zrobić, by zbudować nowoczesną chadecję?

To jest wieloletni proces.

Może połączyć się z Platformą.

Trudno budować z Barbarą Nowacką nowoczesną chadecję.

Ostrożnie, bo zaraz się na wspólnych listach do europarlamentu znajdziecie.

Mówię o jednej formacji politycznej, choć Barbara Nowacka nie jest jeszcze chyba w Platformie.

W Parlamencie Europejskim jesteście z Platformą w jednej partii, i to ludowej.

To jest dobry przykład działania dwóch partii, które się nie zjadają i szanują. W takiej symbiozie w Parlamencie Europejskim trzeba umieć żyć.

O ile nie jest to symbioza pasożytnicza.

Ani my nie jesteśmy półpasożytem, ani Platforma. Wracając do zdobywania poparcia: jest to proces na długie lata, który potwierdza się kolejnymi wyborami. Zmiana wizerunku starej marki zajmuje więcej niż tworzenie nowej. Popatrzmy na Coca-Colę....

Jest tylko kilka lat starsza od pierwszych ludowych partii, które dały początek PSL.

Mamy różne odsłony i różne butelki. Nie jest to może synonim najzdrowszego napoju, ale chodzi o coś takiego, co jest świeże, ale z tradycją.

W ogóle to bardzo konserwatywnie głosujecie w Sejmie. Trochę to analizowałem i czasem jesteście bardziej na prawo niż PiS.

W PSL są politycy o różnych światopoglądach. Każdy głosuje zgodnie ze swoim sumieniem. Nie ma dyscypliny.

Czyli w sprawach szczepionek mogą głosować, jak chcą?

Sprawa szczepionek nie jest światopoglądowa.

Czyli będzie dyscyplina?

Samodyscyplina posłanek i posłów. Powinna to być naturalna obrona przed demagogią i szarlatanami. Nie mam problemu, by jednoznacznie stawiać sprawę, gdy chodzi o zdrowie i życie dzieci.

Ale u was też znalazł się antyszczepionkowy orzeł. Z litości nie wspomnę nazwiska.

W każdej partii takie orły są. Nie będę ograniczał wewnętrznej dyskusji czy zakazywał własnego zdania w tej sprawie. Zdanie naszej formacji jest tu jednoznaczne: nie ma zgody na odejście od obowiązkowych szczepień. Istnieje coś takiego, jak medycyna bazująca na faktach i dowodach, która mówi o dobrodziejstwie szczepień. Na kilka milionów szczepień może być jakiś efekt niepożądany, ale dla całego społeczeństwa efekty są znakomite. Tak jak antybiotyki. Tu jest trochę trudniejsza dyskusja, bo można się uodpornić, ale nikt nie mówi, że trzeba wycofać antybiotyki.

Rozmawialiśmy o przyszłości PSL, ale nie zapominajmy o teraźniejszości. W Polsce bardzo źle ma się transport publiczny. Również połączenia do miejscowości waszych wyborców, a wy z tym nic nie robicie.

Nasi samorządowcy podnoszą to każdego dnia, bo muszą w wielu miejscach łatać niedociągnięcia państwa w tym zakresie. Bardzo mocno postawiliśmy na kolej regionalną, z której wiele osób korzysta. Niektórzy proponują Centralny Port Komunikacyjny, a my połączenia do każdej gminy. „PKS wróć" – słyszałem na wielu spotkaniach z mieszkańcami.

Piękna nazwa.

PKS do każdej gminy. Ale bez dotacji państwowych nie będzie łatwe utrzymanie tych połączeń, bo ich efektywność biznesowa jest znikoma.

Chodzi o efektywność państwa.

Zgadzamy się. Państwo nie jest od tego, by zarabiać na komunikacji, tylko żeby pomagać. A mamy w Polsce wiele problemów. Jest wiele miejscowości, które nie mają zasięgu telefonii komórkowej. Jak słyszę premiera Morawieckiego, który mówi o milionie elektrycznych aut, to ja mówię: najpierw zasięg w każdym miejscu. Proszę sobie wyobrazić, jakie to jest wykluczenie dla dzieciaków.

Jakie jest pana zdanie na temat związków partnerskich? Bo tu zaczęło się coś zmieniać.

Zasada podejmowania decyzji indywidualnie pozostanie. Niezależnie od tego, czy jesteśmy w opozycji, czy w rządzie. To jest najlepsza zasada tworzenia szerszej formacji. W PSL są nurty idące i w prawo, i w lewo.

Nie zagłosowałbym za ustawą o małżeństwach. Podniósłbym rękę za rozwiązaniem, które ułatwiłoby życie, ale na razie nikt takiego nie zaproponował. Dostęp do dokumentacji medycznej i ułatwienie różnych spraw są jak najbardziej uzasadnione.

A jak to było w szpitalu?

Mieliśmy taką kartę, którą na początku się uzupełniało: upoważniam osobę...

A jak ktoś nie mógł uzupełnić? To w końcu szpital.

Wyjaśnienie i opisanie tych spraw na pewno byłoby dobre dla pacjentów i lekarzy.

Rozwód wpłynął na pana podejście do kwestii światopoglądowych?

Każde doświadczenie nas zmienia, ale moim światopoglądem nie zatrzęsło.

Wracam do pytania o rachunek polityczny, które zadałem wcześniej.

U każdego w życiu są doświadczenia lepsze i gorsze. Najważniejsze, że dziś jestem szczęśliwy.

Czyli jest jakieś życie poza kampanią w terenie?

Musi być, żyjąc samą polityką, każdy by zwariował.

rozmawiał Piotr Witwicki, dziennikarz Polsat News

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus: Jak tam idzie kompletowanie gabinetu?

Władysław Kosiniak-Kamysz: Nie ma takiego tematu.

Pozostało 100% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi