Jesienią 2017 r., z inicjatywy niemieckiego architekta i urbanisty Floriana Mausbacha, kilkadziesiąt osób podpisało apel o wzniesienie w Berlinie pomnika upamiętniającego polskie ofiary niemieckich zbrodni w czasie drugiej wojny światowej. Propozycja ta wywołała nad Renem szeroką debatę, która nie tylko może mieć wpływ na relacje polsko-niemieckie, ale też wiele mówi o stosunku dzisiejszych Niemców do przeszłości i ich wiedzy o niej.
Przeszłość wciąż odgrywa olbrzymią rolę we współczesnych relacjach polsko-niemieckich. Bez wątpienia najwięcej emocji budzi kwestia drugiej wojny światowej, podczas której w wyniku niemieckiej agresji i późniejszej ludobójczej polityki zginęło ok. 6 milionów polskich obywateli. Mimo że jesteśmy obecnie sojusznikami w NATO, bliskimi (zwłaszcza gospodarczo) partnerami w Unii Europejskiej, a proces pojednania jest zaawansowany, wciąż wielu Polakom nieobce jest uczucie, że sprawy historyczne nie zostały całkowicie zamknięte.
Wystarczy przywołać silne przed laty kontrowersje wokół zagadnień historycznych związane z osobą Eriki Steinbach, Związkiem Wypędzonych i planowaną przez niego ekspozycją. Emocje towarzyszą też dyskusjom o reparacjach czy – szerzej – kwestii zadośćuczynienia za krzywdy i straty, które poniosła Polska i Polacy w czasie wojny. Istniejące głębokie przeświadczenie społeczne o tym, że nasz kraj uzyskał najmniejszą rekompensatę spośród wszystkich poszkodowanych w wojnie państw, znajduje potwierdzenie w liczbach (przedstawia je w swoich opracowaniach m.in. prof. Stanisław Żerko). Z kolei pojawiające się w Niemczech oczekiwanie, że Polska uzna terytoria zachodnie uzyskane od Niemiec po wojnie za element zadośćuczynienia za zniszczenia i straty, nie znajduje w Polsce oddźwięku. Polacy tereny te, zgodnie zresztą z intencją mocarstw ustalających nowe granice w Poczdamie, traktują jako rekompensatę za terytoria utracone na wschodzie na rzecz Związku Sowieckiego.
Kogo upamiętnić?
Pomysł upamiętnienia polskich ofiar III Rzeszy nie jest nowy. Jego zwolennikiem był Władysław Bartoszewski, wówczas pełnomocnik premiera Donalda Tuska ds. dialogu międzynarodowego, wcześniej więzień Auschwitz i członek „Żegoty", powstaniec warszawski, ofiara represji komunistycznych, a w wolnej Polsce m.in. minister spraw zagranicznych. Domagając się pomnika, zdarzało się, że nie przebierał w słowach, podkreślając skalę niemieckich zbrodni w Polsce, fakt rozpoczęcia przez III Rzeszę wojny od napaści na Polskę, a także to, że nienawiść okupantów niemieckich początkowo była skierowana przeciw Polakom. Do koncepcji tej kilka lat później nawiązał sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Krzysztof Szczerski.
Apel Floriana Mausbacha trafił zatem na podatny grunt i wywołał szeroki odzew społeczny w Niemczech. Pojawiły się zarówno głosy popierające tę koncepcję, jak i krytyczne. Zdaniem niektórych przyszły monument nie powinien się skupiać wyłącznie na polskich ofiarach niemieckich zbrodni.