Wybory 4 czerwca. Szturm kobiet na parlament

Tylko 22 kobiety umieścił w 1989 r. na swoich listach wyborczych Komitet Obywatelski. Nawet jeśli nieliczna, cóż to była za drużyna!

Aktualizacja: 08.06.2019 16:10 Publikacja: 07.06.2019 17:00

Mandaty zdobyły w 1989 r. m.in. lekarki Olga Krzyżanowska (z lewej) i Zofia Kuratowska (z prawej), k

Mandaty zdobyły w 1989 r. m.in. lekarki Olga Krzyżanowska (z lewej) i Zofia Kuratowska (z prawej), która została wicemarszałkiem Senatu. Na zdjęciu obie panie w towarzystwie Bronisława Geremka podczas wyboru Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta w lipcu 1989 r.

Foto: Forum

Potrzebujemy kobiety. Poza tym ważny jest twój ojciec... Chodzi o to, by pokazać, że mamy ludzi o właściwych korzeniach" – tymi słowami do startu w wyborach w czerwcu 1989 r. miał przekonywać lekarkę, działaczkę opozycji Olgę Krzyżanowską Bogdan Borusewicz, jeden z liderów Solidarności. Argumentacja wskazuje, że o kobietach na listach wyborczych myślano w kategoriach raczej utylitarnych, pomimo ich dużych zasług osobistych.

W Polsce kobiety w ławach poselskich i senatorskich zasiadały od 1918 r., czyli od momentu uzyskania czynnego i biernego prawa wyborczego (jeśli chodzi o Senat, z przerwą w latach 1945–1989). Podobnie jak w okresie zaborów, także w okresie powojennym, kobiety zaangażowały się w walkę o niepodległość, czymś naturalnym zatem powinna być ich obecność na listach wyborczych Komitetu Obywatelskiego Solidarność (KO „S") w tzw. wyborach kontraktowych z czerwca 1989 r. Tymczasem na 161 kandydatów do Sejmu Komitet Obywatelski wystawił zaledwie 16 kobiet, a na 100 miejsc do Senatu dla kobiet przewidziano sześć.

„Nie powiem, żeby to była łatwa decyzja"

Parlament wybrany w 1989 r. był wynikiem kontraktu politycznego i miał szczególny charakter. Przyjęty w kwietniu tamtego roku system delegowania kandydatów tzw. drużyny Lecha, polegający na desygnowaniu jednego kandydata na jeden mandat, znacznie ograniczał pole wyboru. Do tego wymagano, by kandydaci spełniali wyśrubowane kryteria. Warunkiem zasadniczym była działalność w opozycji, na drugim miejscu stało wykształcenie, najlepiej potwierdzone tytułem naukowym.

Wybór kandydata nierzadko poprzedzony był gorączkowymi sporami, jak choćby w przypadku Barbary Labudy, która swoje kandydowanie miała zawdzięczać mocnemu poparciu Władysława Frasyniuka, szefa Regionalnej Komisji Wykonawczej NSZZ Solidarność we Wrocławiu. Dla niektórych była, jak pisał Leszek Budrewicz, „kandydatem bardzo trudnym": „Gdy poszliśmy na jakieś spotkanie, takie w małym gronie, na którym występowali księża – to pamiętam, że jakiś ksiądz wypowiedział się na jej temat. W drodze powrotnej – jechaliśmy małym fiatem (chyba Labudów), który prowadził Frasyniuk – zapytała, co ja o tym wszystkim sądzę. Powiedziałem jej, że w oczach księży nie jest dobrym kandydatem. Wtedy Labuda zaczęła na mnie krzyczeć, mówić, że nie takiego wsparcia teraz potrzebuje, że wszyscy są przeciwko niej, a ja tylko pogłębiam jej ewentualną niepewność".

Ostatecznie, jak wspomnieliśmy, na solidarnościowych listach wyborczych znalazły się nazwiska 22 kobiet. Wśród kandydatek do Sejmu były kobiety o niezwykle ciekawych życiorysach. Wystarczy wspomnieć o Marii Dmochowskiej, lekarce, uczestniczce powstania warszawskiego; Józefie Hennelowej, pisarce, publicystce przez lata związanej z „Tygodnikiem Powszechnym", czy wspomnianej już Oldze Krzyżanowskiej, córce legendarnego dowódcy AK na Wileńszczyźnie Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka", harcerce Szarych Szeregów. Kandydowały również doświadczona posłanka zasiadająca w Sejmie VIII kadencji (1980–1985) Hanna Suchocka, biorąca udział w obradach Okrągłego Stołu Grażyna Staniszewska czy bijąca światowe rekordy szybownictwa Adela Dankowska. Na pewno łączyło je zaangażowanie społeczne, działalność w opozycji, w Solidarności, niektóre walka w Armii Krajowej i internowanie w stanie wojennym. Z całą pewnością cieszyły się szacunkiem w swoich środowiskach.

Kandydatki do reaktywowanego Senatu (wybory do niego były decyzją Okrągłego Stołu wolne) też stanowiły silną reprezentację. Anna Bogucka-Skowrońska była prawniczką, członkinią Stronnictwa Demokratycznego, współpracowniczką Komitetu Obrony Robotników, w stanie wojennym internowana, po zwolnieniu broniła w wielu procesach politycznych. Prawniczką zaangażowaną w działalność Solidarności była również Alicja Grześkowiak. Wraz z Dorotą Simonides były członkiniami Stronnictwa Demokratycznego. Simonides, znana folklorystka, z ramienia tej partii zasiadała w latach 1980–1985 w Sejmie PRL. Podobnie jednak jak Hanna Suchocka głosowała przeciw delegalizacji Solidarności w październiku 1982 r. Obie z SD odeszły w 1984 r., Grześkowiak zaś w 1985 r. Trzy spośród kandydatek, a następnie członkiń Senatu, miały za sobą udział w obradach Okrągłego Stołu. Wśród nich była związana ze strukturami Solidarności w Gorzowie Wielkopolskim, internowana w stanie wojennym Stefania Hejmanowska. W czasie obrad Okrągłego Stołu brała udział w pracach podzespołu ekologicznego. Przy stole ds. zdrowia zasiadła natomiast Zofia Kuratowska – lekarka, uczestniczka powstania warszawskiego. Kuratowska była prekursorką badań nad HIV i AIDS oraz profilaktyki w tym zakresie. Po wyborach została wicemarszałkiem Senatu.

Trzecią uczestniczącą w obradach Okrągłego Stołu, kandydatką do Senatu, była znana Polakom autorka i współautorka podręczników do historii najnowszej Polski – Anna Radziwiłł, nauczycielka, w latach 1978–1979 współpracowniczka Towarzystwa Kursów Naukowych, współautorka raportu o stanie polskiej edukacji dla Konwersatorium „Doświadczenie i Przyszłość". Przy Okrągłym Stole zasiadała w podzespole ds. nauki, oświaty i postępu technicznego.

Na tle tych kandydatek wyróżniała się pianistka Gabriela Cwojdzińska. Z pozostałymi łączyło ją zaangażowanie społeczne. Była współzałożycielką Klubu Inteligencji Katolickiej w Koszalinie, w Solidarności zaś członkinią Zarządu Regionu Pobrzeże. Po zwolnieniu z internowania mocno zaangażowała się w działalność charytatywną.

Nie wszystkie czuły się pewnie w nowej roli. Hejmanowska, przez aklamację wskazana jako kandydatka na senatora, wspominała: „Nie powiem, żeby to była łatwa decyzja. Wtedy nie byłam jednoznacznie przekonana, że powinnam kandydować. Wahałam się. Ja nie znałam zupełnie procedur legislacyjnych. (...) Sądziłam, że naszymi przedstawicielami powinni być prawnicy lub historycy". Kandydować zdecydowała się dopiero po dyskusjach ze swoimi dziećmi.

Więcej niż w II RP

Kampania była krótka, ale intensywna. Z wielu powodów nie należała do łatwych. Jako działaczki Solidarności kandydatki wciąż były inwigilowane, co znacznie utrudniało spotkania z wyborcami. Musiały umieć nawiązywać kontakty z ludźmi, cieszyć się autorytetem i nie dawać się sprowokować. Labuda wspominała, że w pierwszej kolejności musieli przekonać ludzi, by w ogóle na wybory poszli: „Wstawałam bladym świtem i jechałam na godzinę 6–7 pod kolejny zakład pracy, żeby rozdawać ulotki. Nie cierpiałam tego, bo chodziłam spać grubo po północy, więc byłam nieprzytomna. (...) ciągle stałam na skrzynkach, bo nie jestem wysoka i mówiłam, żeby 4 czerwca poszli wybierać. Nie liczyły się wtedy nasze nazwiska, tylko znak Solidarności".

Novum były nie tylko wystąpienia publiczne np. na stadionach, ale także wystąpienia telewizyjne. „Dziennikarze z telewizji uczyli, jak wystąpić przed kamerami. Że trzeba się przypudrować, bo inaczej będziemy się błyszczeć. Jak usiąść, w co się ubrać, żeby to dobrze na ekranie wypadło. Skąd mieliśmy takie rzeczy wiedzieć?" – kontynuowała Labuda. Wszystko to wiązało się z olbrzymim stresem. W zdobyciu mandatów miało oczywiście pomóc umieszczane na plakatach zdjęcie z przywódcą związku Lechem Wałęsą. Anna Urbanowicz, w relacji złożonej historykowi Adamowi Cherkowi, pisała: „Te zdjęcia były nam robione po wielogodzinnej podróży i bardzo rannym wstawaniu, bez pudrów i szminek. Sama natura. Ale tyle było w nas radości i oczekiwań, że tamte czasy wspominam jak najpiękniejszy sen".

Nie wszyscy na taki kadr się załapali. Przykładowo, Gabriela Cwojdzińska w pierwszych dniach kampanii wyborczej przebywała na leczeniu we Włoszech, przez co nie wzięła udziału w owych sesjach fotograficznych i nie miała zdjęcia z przewodniczącym Solidarności. Nie przeszkodziło jej to jednak w uzyskaniu mandatu senatora I kadencji. W swoim regionie pokonała samego autora koncepcji wolnych wyborów do izby wyższej parlamentu, startującego wówczas do Senatu Aleksandra Kwaśniewskiego. Sukces odniosła tym większy, że Kwaśniewski, w odróżnieniu od zdecydowanej większości członków PZPR, prowadził kampanię w stylu amerykańskim, bardzo aktywną, otwartą, przebojową i niepozbawioną elementów socjotechnicznych.

Brak plakatu z Wałęsą w odniesieniu wyborczego sukcesu nie przeszkodził także Oldze Krzyżanowskiej i Marii Stolzman. Jak wynika z ustaleń Cherka, Stolzman co prawda stanęła do zdjęcia, ale plakat został źle wydrukowany i nie nadawał się do wykorzystania (fraza „Głosuj na Marię Stolzman" znalazła się pod zdjęciem Adeli Dankowskiej). Olga Krzyżanowska natomiast udziału w sesji nie wzięła z powodu wcześniejszej wizyty u dentysty. Wbrew legendzie zatem to nie afisz z Lechem przesądzał o sukcesie w wyborach – przynajmniej nie zawsze tak było.

Wśród kandydatek najwięcej kobiet związanych było zawodowo ze służbą zdrowia – było wśród nich aż sześć lekarek. Drugą grupę zawodową stanowiły nauczycielki i pedagożki, trzy panie reprezentowały nauki prawne. W zdecydowanej większości były mężatkami, miały dzieci, najmłodsza z nich w 1989 r. miała 38 lat, najstarsza – 64. Wszystkie były ambitne, dobrze wykształcone, niektóre miały doktoraty bądź tytuły profesorskie. Choć w stosunku do mężczyzn stanowiły mniejszość, to w parlamencie pozostawały grupą silną. I choć o parytetach nikt wówczas nie myślał, a, jak wynika z treści plakatów wyborczych tamtego okresu, kobiety nie były „kandydatkami na parlamentarzystki", tylko „kandydatami na parlamentarzystów", trzeba odnotować, że w 1989 r. w stosunku do 1918 r. liczba kobiet zarówno w Sejmie, jak i w Senacie wzrosła.

Na szczyty władzy

Czy kobiety sprawdziły się w wybranych wówczas Sejmie i Senacie? Najwięcej pań z listy KO „S" zasiadło w komisjach zdrowia oraz polityki społecznej. Jeśli chodzi o Senat, największym powodzeniem cieszyła się Komisja Praw Człowieka i Praworządności. Aż 14 z nich kontynuowało karierę polityczną w kolejnych latach, 15. do Sejmu wróciła w 1997 r.

Krzyżanowska, Kuratowska i Suchocka weszły w skład prezydium Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, ta pierwsza została z ramienia klubu wicemarszałkiem Sejmu. Alicja Grześkowiak w Senacie zasiadała cztery kadencje – do 2001 r. pełniła funkcję wicemarszałka, a następnie marszałka. Wicemarszałkiem Senatu dwukrotnie była Zofia Kuratowska. W 1997 r. nie ubiegała się o reelekcję, objęła jednak funkcję ambasadora w Republice Południowej Afryki.

Do 2001 r. w Sejmie zasiadała Hanna Suchocka, pełniąc w tym czasie m.in. funkcje premiera, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, następnie zostając ambasadorem RP przy Stolicy Apostolskiej. Jeśli zaś chodzi o liczbę kadencji na Wiejskiej, rekordzistkami w tym gronie były Dorota Simonides, którą mieszkańcy Opolszczyzny wybierali aż do 2005 r., oraz Grażyna Staniszewska – do 2001 r. posłanka, w kolejnej kadencji senator, a od 2004 do 2009 r. europarlamentarzystka.

Nie wszystkie panie wybrane w 1989 r. z list Komitetu Obywatelskiego ubiegały się o reelekcję w wyborach 1991 r. Te, które zrezygnowały z ponownego kandydowania, wróciły do pracy w swoich środowiskach, niektóre umiejętnie łączyły pracę parlamentarną z pracą naukową. Wszystkie zapisały się w historii polskiego parlamentaryzmu. ©?

Dr Marta Marcinkiewicz jest historykiem, pracuje w Biurze Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej

Do Sejmu z list Komitetu Obywatelskiego „S" weszły:

? Adela Dankowska (ur. 1935)

? Maria Dmochowska (1930–2017)

? Józefa Hennelowa (ur. 1925)

? Barbara Labuda (ur. 1946)

? Grażyna Langowska (1946–2009)

? Anna Knysok (ur. 1951)

? Stanisława Krauz (ur. 1947)

? Olga Krzyżanowska (1929–2018)

? Elżbieta Seferowicz (ur. 1935)

? Maria Sielicka-Gracka (ur. 1937)

? Grażyna Staniszewska (ur. 1949)

? Maria Stępniak (ur. 1949)

? Maria Stolzman (1929–2010)

? Hanna Suchocka (ur. 1946)

? Anna Urbanowicz (ur. 1942)

? Teresa Zalewska (ur. 1942)

Miejsca w Senacie zdobyły:

? Anna Bogucka-Skowrońska (ur. 1942)

? Gabriela Cwojdzińska (ur. 1928)

? Alicja Grześkowiak (ur. 1941)

? Stefania Hejmanowska (1937–2014)

? Zofia Kuratowska (1931–1999)

? Anna Radziwiłł (1939–2009).

? W 1990 r. dołączyła do nich Dorota Simonides (ur. 1928), która po wyborach uzupełniających w Gdańsku zastąpiła zmarłego senatora Edmunda Osmańczyka.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Potrzebujemy kobiety. Poza tym ważny jest twój ojciec... Chodzi o to, by pokazać, że mamy ludzi o właściwych korzeniach" – tymi słowami do startu w wyborach w czerwcu 1989 r. miał przekonywać lekarkę, działaczkę opozycji Olgę Krzyżanowską Bogdan Borusewicz, jeden z liderów Solidarności. Argumentacja wskazuje, że o kobietach na listach wyborczych myślano w kategoriach raczej utylitarnych, pomimo ich dużych zasług osobistych.

W Polsce kobiety w ławach poselskich i senatorskich zasiadały od 1918 r., czyli od momentu uzyskania czynnego i biernego prawa wyborczego (jeśli chodzi o Senat, z przerwą w latach 1945–1989). Podobnie jak w okresie zaborów, także w okresie powojennym, kobiety zaangażowały się w walkę o niepodległość, czymś naturalnym zatem powinna być ich obecność na listach wyborczych Komitetu Obywatelskiego Solidarność (KO „S") w tzw. wyborach kontraktowych z czerwca 1989 r. Tymczasem na 161 kandydatów do Sejmu Komitet Obywatelski wystawił zaledwie 16 kobiet, a na 100 miejsc do Senatu dla kobiet przewidziano sześć.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Rafael Nadal. Nikt tak pięknie nie cierpiał
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Straszne skutki wyłączenia telewizora
Plus Minus
Jan Bończa-Szabłowski: Potępienie Fausta
Plus Minus
Jan Maciejewski: Zemsta cudu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Anora” jak dawne zwariowane komedie, ale bez autocenzury