Zapamiętajmy dobrze to zdanie, bo zdaniem rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych wyczerpuje ono znamiona ściganego z urzędu przestępstwa znieważenia prezydenta i jest zagrożone karą do trzech lat więzienia. Rzecznik swoje zdanie wyraził w oficjalnym stanowisku, prokuratura powinna je więc potraktować jako zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa i wszcząć postępowanie przeciwko sędziemu, a następnie wszystkim tym, którzy w geście solidarności z nim powtarzali na Twitterze „przestępcze" zdanie.




W 2011 roku paragrafu, z którego rzecznik dyscyplinarny chce dzisiaj ścigać sędziego Ochockiego, użyto przeciwko internaucie, który na swojej stronie udostępnił grę w strzelanie do ówczesnego prezydenta Komorowskiego, publikował też fotomontaże przedstawiające go jako „homoseksualistę, pijaka, uczestnika czynności seksualnych". „PO nie znosi krytyki, w związku z tym używa siły państwa do dławienia wolności słowa" – grzmiał na konferencji prasowej Jacek Kurski, a Zbigniew Ziobro osobiście poprosił Bartosza Kownackiego o reprezentowanie Antykomora, którego nie było stać na prawnika. Ostatecznie sąd apelacyjny uniewinnił Antykomora od zarzutu znieważenia prezydenta, uznając niską szkodliwość społeczną tego, co robił, oraz fakt, że sam prezydent nie czuł się urażony i ukarania internauty nie chciał.

W 2016 roku Nowoczesna zgłosiła projekt zniesienia artykułów kodeksu karnego pozwalających ścigać z oskarżenia publicznego za znieważenie prezydenta oraz innych konstytucyjnych organów, Zbigniew Ziobro szybko przejął wtedy inicjatywę, składając własną obietnicę. „Znosimy karalność znieważenia prezydenta i podkreślamy, że to jest podstawowa gwarancja debaty wolnej, niezależnej i swobodnej. My to szanujemy w przeciwieństwie do poprzedniej ekipy rządzącej" – zapewniał na konferencji prasowej wiceminister Marcin Warchoł, przywołując właśnie przykład ścigania Antykomora. Na obietnicach i zapowiedziach się skończyło, a paragraf o znieważeniu prezydenta ciągle jest użytecznym narzędziem dyscyplinowania obywateli, choć zawsze, gdy zostaje użyty, najbardziej szkodzi samemu prezydentowi.

Tego wszystkiego nie wie lub nie chce pamiętać rzecznik dyscyplinarny, wyciągając przeciwko niesfornemu sędziemu paragraf, który już dawno powinien zostać zlikwidowany i którego nie dało się bronić, nawet gdy był używany w dużo poważniejszych sprawach niż tweet sędziego. Jeśli teraz sprawa trafi na równie bezmyślnego prokuratora, początek prezydenckiej kampanii wyborczej zdominuje awantura o wysyłanie prokuratury na Twittera, bo ktoś nie uszanował prezydenta. Pogratulować pomysłu.