Rokita przyznał, że kiedyś bardziej interesowała go polityka, ale ostatnio za swój obowiązek uważa „opowiedzenie się za wartościami fundamentalnymi". – Od dłuższego czasu głosuję przeciw postępowcom, przeciw libertynom, przeciw ateistom. Z przekonaniem, że to są fundamentalne zagrożenia dla świata mi bliskiego.
I dodaje, że taki sposób głosowania staje się coraz powszechniejszy. Jeżeli ma rację, to oznaczałoby, że dla coraz większej grupy wyborców nie były istotne osobiste przymioty Andrzeja Dudy ani Rafała Trzaskowskiego, ale wartości, które oni uosabiają. Postawa Rokity jest zresztą zgodna z narracją PiS, w myśl której wybory prezydenckie są sporem światopoglądowym, sporem świata wartości i antywartości, chrześcijańskiego z postsekularnym. To wygodne, bo pozwala patrzeć na Dudę nie przez pryzmat jego osiągnięć czy błędów, lecz jako na twarz obozu tradycjonalistycznego, niechętnego przemianom obyczajowym. Za uśmiechniętą twarzą Trzaskowskiego – według tego myślenia – stać mają radykałowie z partii Razem czy Krytyki Politycznej, marzący o tym, by wywrócić porządek społeczny do góry nogami.
Jeśli przyjąć założenie, że Rokita ma rację, wynik wyborów prezydenckich należałoby interpretować jako sygnał, że większość polskiego społeczeństwa rewolucji społecznej mówi: „nie". Że niewielka, ale jednak większość społeczeństwa uważa, że należy postawić na swojskość, tradycyjnie rozumianą polskość, tradycjonalizm i polską wersję katolicyzmu (któremu nie zawsze jest po drodze ze wskazówkami płynącymi z Watykanu).
Ale taka interpretacja wymaga zwrócenia uwagi na dwa poważne niebezpieczeństwa, jakie stoją przed obozem „swojskości". Duda przegrał wśród wyborców poniżej pięćdziesiątki, szczególnie boleśnie wśród wyborców między 18. a 29. rokiem życia. A zatem, zgodnie z założeniami Rokity, to seniorzy z mniejszych ośrodków stają na straży kulturowego status quo. Młodzi Polacy, wybierając Trzaskowskiego, wyrazili chęć zmian. Z tym wiąże się drugie wyzwanie. Nie da się reprodukować pewnych wartości bez silnej rodziny albo bez dość mocno zindoktrynowanej szkoły. Sęk w tym, że przez ostatnie pięć lat PiS przegrało wojnę o edukację. Z powodów bieżącej taktyki politycznej skonfliktowało się z nauczycielami. Większość belfrów pochodzi już z nowego pokolenia, dla którego ten metapolityczny spór o wartości jest całkiem nieważny. By osiągnąć swój cel, PiS musiałoby najpierw stworzyć nową klasę nauczycielską.
Powtórzę jednak to zastrzeżenie: jeśli Rokita ma rację. Bo mam wrażenie, że wielu konserwatystów nie potrafiło się zmusić do tego, by oddać głos na Dudę m.in. z powodu jego przyzwolenia na świat wyobrażony przez telewizję publiczną, który z chrześcijaństwem nie ma wiele wspólnego. Nic tak bowiem nie szkodzi wartościom jak hipokryzja. A jest ona chyba najbardziej irytującą cechą obozu obecnie rządzącego, który uosabia Andrzej Duda.