W 2020 r. obchodzono we Francji trzy okrągłe rocznice związane z gen. Charles'em de Gaulle'em: 130. urodzin, 50. śmierci i 80. apelu z 18 czerwca 1940 r., w którym nieznany jeszcze szerszej opinii publicznej wojskowy wezwał Francuzów do kontynuowania walki z Niemcami pomimo klęski poniesionej w kampanii 1940 r. Wszystkie te trzy wydarzenia zostały uroczyście uczczone przez Republikę, w tym przede wszystkim prezydenta Emmanuela Macrona, na ile było to tylko możliwe w warunkach pandemii.
W zeszłym roku ukazało się także nad Sekwaną kilkadziesiąt książek poświęconych różnym aspektom życia i działalności założyciela V Republiki. Część z nich stanowiły wznowienia. „Plus Minus" zwrócił uwagę na jedną z tych książek autorstwa Henri-Christiana Girauda, poświęconą relacjom de Gaulle'a ze Związkiem Radzieckim i komunistami. Jej pierwsze wydanie ukazało się w 1988 roku. W „Plusie Minusie" (27–28 lutego 2021) ukazał się obszerny wywiad z autorem, przeprowadzony przez Jędrzeja Bieleckiego, zatytułowany „De Gaulle, sojusznik Stalina".
Poinformowany w ostatniej chwili
Giraud stawia dwie tezy. Obie są fałszywe. Pierwszą, że podczas II wojny światowej istniał „mniej lub bardziej tajny tandem polityczny" Stalin–de Gaulle, mający wspólną, uzgadnianą strategię polityczną, odmienną od strategii USA, Wielkiej Brytanii i... gen. Henriego Girauda, dziadka francuskiego historyka. Druga teza została wyłożona wprost i wyeksponowana w nagłówku wywiadu: „Wyzwolenie Polski mogło przyjść z rąk zachodnich aliantów, ale Charles de Gaulle torpedował ten plan. W zamian uzyskał poparcie Kremla dla przejęcia władzy we Francji". Tę drugą tezę francuski historyk rozwija, twierdząc, że w 1943 r. istniała zasadnicza różnica wizji strategicznej pomiędzy jego dziadkiem – który pragnąc zapobiec opanowaniu Europy Środkowej przez Stalina, opowiadał się za decydującym uderzeniem aliantów zachodnich na Niemcy z Włoch czy z Bałkanów, co bardzo poważnie rozważał Winston Churchill – a de Gaulle'em, który miał być zwolennikiem możliwie najszybszego otwarcia drugiego frontu we Francji. To zaś odpowiadało strategicznym planom Stalina, zwiększając jego szanse na przejęcie kontroli nad Europą Środkową.
Naprzód sprawa podstawowa i najprostsza. De Gaulle rzeczywiście był zwolennikiem możliwie najszybszego otwarcia drugiego frontu we Francji, a więc wyzwolenia swojej ojczyzny. Była to naturalna postawa francuskiego patrioty i poglądy Stalina w tej kwestii w żaden sposób nie wpływały na pojmowanie przez niego najbardziej żywotnych francuskich interesów. Gen. Giraud mógł skłaniać się do wariantu decydującego uderzenia zachodnich aliantów na Niemcy z południa. Problemem było to, że żaden z nich nie miał wpływu na decyzje podejmowane przez prezydenta USA Franklina D. Roosevelta i brytyjski wojenny gabinet kierowany przez Winstona Churchilla.
Przypomnijmy podstawowe fakty. De Gaulle, szef Francji Walczącej, nie został nawet poinformowany o lądowaniu Amerykanów i Brytyjczyków we francuskiej Afryce Północnej w listopadzie 1942 r., a siły zbrojne Francji Walczącej zostały całkowicie odsunięte od udziału w tej operacji. O terminie i miejscu otwarcia drugiego frontu w Normandii 6 czerwca 1944 r. został powiadomiony przez Churchilla dopiero na dwa dni przed rozpoczęciem operacji „Overlord". Przywódcy USA i Wielkiej Brytanii odsunęli również Francuzów od udziału w pierwszej fazie operacji wyzwalania ich ojczyzny. W tamtych dniach de Gaulle musiał nawet zmagać się z całą energią z planami Roosevelta potraktowania Francji jak kraju okupowanego, zarządzanego przez władze alianckie, a nie przez Rząd Tymczasowy Republiki Francuskiej. De Gaulle w tej sprawie odniósł sukces, chociaż jego rząd „Wielka Trójka" uznała formalnie dopiero 23 października 1944 r. Te fakty dobitnie świadczą, że ani w 1943 r., ani w pierwszej połowie 1944 roku to nie Francuzi, w tym także największy spośród nich, decydowali o tym, gdzie Amerykanie i Brytyjczycy zadadzą III Rzeszy swoje decydujące uderzenie.