De Gaulle nie był sprzymierzeńcem Stalina

Francuski historyk odreagował rodzinny uraz – przekonuje biograf Charles'a de Gaulle'a w polemice z Henri-Christianem Giraudem.

Publikacja: 12.03.2021 18:00

De Gaulle (stoi w środku) wyeliminował gen. Girauda (z lewej), gdyż widział w nim marionetkę w rękac

De Gaulle (stoi w środku) wyeliminował gen. Girauda (z lewej), gdyż widział w nim marionetkę w rękach Amerykanów. Sam jednak nie miał tak mocnej pozycji, by móc wpłynąć na decyzję Roosevelta i Churchilla (siedzą) o miejscu otwarcia drugiego frontu w Europie. Na zdjęciu konferencja w Casablance, styczeń 1943 r.

Foto: The Print Collector/Alamy/be&w

W 2020 r. obchodzono we Francji trzy okrągłe rocznice związane z gen. Charles'em de Gaulle'em: 130. urodzin, 50. śmierci i 80. apelu z 18 czerwca 1940 r., w którym nieznany jeszcze szerszej opinii publicznej wojskowy wezwał Francuzów do kontynuowania walki z Niemcami pomimo klęski poniesionej w kampanii 1940 r. Wszystkie te trzy wydarzenia zostały uroczyście uczczone przez Republikę, w tym przede wszystkim prezydenta Emmanuela Macrona, na ile było to tylko możliwe w warunkach pandemii.

W zeszłym roku ukazało się także nad Sekwaną kilkadziesiąt książek poświęconych różnym aspektom życia i działalności założyciela V Republiki. Część z nich stanowiły wznowienia. „Plus Minus" zwrócił uwagę na jedną z tych książek autorstwa Henri-Christiana Girauda, poświęconą relacjom de Gaulle'a ze Związkiem Radzieckim i komunistami. Jej pierwsze wydanie ukazało się w 1988 roku. W „Plusie Minusie" (27–28 lutego 2021) ukazał się obszerny wywiad z autorem, przeprowadzony przez Jędrzeja Bieleckiego, zatytułowany „De Gaulle, sojusznik Stalina".

Poinformowany w ostatniej chwili

Giraud stawia dwie tezy. Obie są fałszywe. Pierwszą, że podczas II wojny światowej istniał „mniej lub bardziej tajny tandem polityczny" Stalin–de Gaulle, mający wspólną, uzgadnianą strategię polityczną, odmienną od strategii USA, Wielkiej Brytanii i... gen. Henriego Girauda, dziadka francuskiego historyka. Druga teza została wyłożona wprost i wyeksponowana w nagłówku wywiadu: „Wyzwolenie Polski mogło przyjść z rąk zachodnich aliantów, ale Charles de Gaulle torpedował ten plan. W zamian uzyskał poparcie Kremla dla przejęcia władzy we Francji". Tę drugą tezę francuski historyk rozwija, twierdząc, że w 1943 r. istniała zasadnicza różnica wizji strategicznej pomiędzy jego dziadkiem – który pragnąc zapobiec opanowaniu Europy Środkowej przez Stalina, opowiadał się za decydującym uderzeniem aliantów zachodnich na Niemcy z Włoch czy z Bałkanów, co bardzo poważnie rozważał Winston Churchill – a de Gaulle'em, który miał być zwolennikiem możliwie najszybszego otwarcia drugiego frontu we Francji. To zaś odpowiadało strategicznym planom Stalina, zwiększając jego szanse na przejęcie kontroli nad Europą Środkową.

Naprzód sprawa podstawowa i najprostsza. De Gaulle rzeczywiście był zwolennikiem możliwie najszybszego otwarcia drugiego frontu we Francji, a więc wyzwolenia swojej ojczyzny. Była to naturalna postawa francuskiego patrioty i poglądy Stalina w tej kwestii w żaden sposób nie wpływały na pojmowanie przez niego najbardziej żywotnych francuskich interesów. Gen. Giraud mógł skłaniać się do wariantu decydującego uderzenia zachodnich aliantów na Niemcy z południa. Problemem było to, że żaden z nich nie miał wpływu na decyzje podejmowane przez prezydenta USA Franklina D. Roosevelta i brytyjski wojenny gabinet kierowany przez Winstona Churchilla.

Przypomnijmy podstawowe fakty. De Gaulle, szef Francji Walczącej, nie został nawet poinformowany o lądowaniu Amerykanów i Brytyjczyków we francuskiej Afryce Północnej w listopadzie 1942 r., a siły zbrojne Francji Walczącej zostały całkowicie odsunięte od udziału w tej operacji. O terminie i miejscu otwarcia drugiego frontu w Normandii 6 czerwca 1944 r. został powiadomiony przez Churchilla dopiero na dwa dni przed rozpoczęciem operacji „Overlord". Przywódcy USA i Wielkiej Brytanii odsunęli również Francuzów od udziału w pierwszej fazie operacji wyzwalania ich ojczyzny. W tamtych dniach de Gaulle musiał nawet zmagać się z całą energią z planami Roosevelta potraktowania Francji jak kraju okupowanego, zarządzanego przez władze alianckie, a nie przez Rząd Tymczasowy Republiki Francuskiej. De Gaulle w tej sprawie odniósł sukces, chociaż jego rząd „Wielka Trójka" uznała formalnie dopiero 23 października 1944 r. Te fakty dobitnie świadczą, że ani w 1943 r., ani w pierwszej połowie 1944 roku to nie Francuzi, w tym także największy spośród nich, decydowali o tym, gdzie Amerykanie i Brytyjczycy zadadzą III Rzeszy swoje decydujące uderzenie.

Moralne racje, wizja ojczyzny

To nie kwestie strategii wojskowej były przyczyną konfliktu pomiędzy de Gaulle'em a Giraudem, ale imponderabilia, jakby powiedział Piłsudski. De Gaulle uznał, że decyzja marszałka Pétaina o zwrócenie się do Niemiec o zawieszenie broni po przegranej kampanii francuskiej w czerwcu 1940 r. jest haniebną kapitulacją, sprzeniewierzeniem się ojczyźnie i pozbawia jego rząd prawowitości, pomimo atrybutów formalnej legalności. Nie tylko wezwał Francuzów do kontynuowania walki z Niemcami, ale uznał, że jego misją jest kontynuowanie francuskiej państwowości i reprezentowanie jej interesów oraz prestiżu. De Gaulle miał mistyczny stosunek do Francji. Widział się w roli kontynuatora dzieła Joanny d'Arc, która porwała Francuzów do walki z Anglikami w decydującej fazie wojny stuletniej i Georgesa Clemenceau – „Ojca Zwycięstwa" – premiera Francji w decydującej fazie I wojny światowej.

De Gaulle odwoływał się nie tylko do racji moralnych i swej wizji ojczyzny. Już w 1940 r. był przekonany, że wojna zostanie wygrana przez zachodnie demokracje. Po ataku Japończyków na Pearl Harbor 7 grudnia 1941 r., w rozmowie z jednym z najbliższych współpracowników stwierdził, że losy wojny są przesądzone, gdyż potencjał Wielkiej Koalicji jest wyraźnie większy niż państw Osi. Problemem jest, jakie miejsce w obozie zwycięzców zajmie Francja. Starał się, aby było ono możliwie najbardziej znaczące.

Do Wolnej Francji de Gaulle'a zgłaszali akces patrioci, od monarchistycznej prawicy po lewicowych republikanów. Początkowo było ich niezbyt wielu. Łączyła ich chęć kontynuowania walki z Niemcami i uznanie, że w tej fazie historii Francji de Gaulle jest postacią opatrznościową. Między nim a Vichy nie mogło być kompromisu, gdyż spór dotyczył sprawy najważniejszej: kto jest Francją i kto reprezentuje jej interesy.

Racje moralne i, jak się okazało później, słuszność prognozy, kto wygra wojnę, były po stronie de Gaulle'a, ale do listopada 1942 r., gdy nastąpiło lądowanie aliantów w Afryce Północnej i zajęcie wolnej strefy we Francji przez Niemców, więcej wymiernych, materialnych atutów miał Pétain. De Gaulle stopniowo budował swą pozycję międzynarodową i zdobywał poparcie opinii publicznej. Szczególnie ważne było uznanie jego przywództwa przez Ruch Oporu.

De Gaulle nie mógłby podjąć i wypełnić swej historycznej misji bez poparcia Wielkiej Brytanii, a w szczególności Churchilla, ale brytyjski premier był daleki od uznania go za jedynego reprezentanta Francji, chociaż go cenił. Niekiedy brytyjskie i francuskie interesy wchodziły w kolizję. De Gaulle bronił w takich sytuacjach nieugięcie francuskich racji, wchodząc w ostre spory z Churchillem, gdyż uważał, że właśnie dlatego, że jest bez porównania słabszy od swego brytyjskiego partnera, nie może się cofnąć. Kilkakrotnie ich relacje były na granicy zerwania. Ostatecznie jednak wytrzymały próbę czasu.

Znacznie gorzej układały się stosunki Wolnej Francji z Rooseveltem. Amerykański prezydent do wiosny 1942 r. uważał, że we Francji trzeba stawiać na Pétaina. Ambasadorem USA w Vichy mianował swego przyjaciela adm. Williama Leahy'ego, co świadczyło, jak dużą wagę przywiązuje do stosunków z Państwem Francuskim (Vichy). W de Gaulle'u widział kandydata na dyktatora, o skrajnie prawicowych poglądach. Nigdy nie nabrał do niego zaufania, chociaż z czasem musiał się z nim liczyć i uznać za przywódcę Francji.

Gen. Giraud w planach amerykańskiego prezydenta miał stanowić alternatywę dla de Gaulle'a po lądowaniu aliantów w Afryce Północnej i przejściu na ich stronę francuskiej administracji i wojska, do tej pory uznających przywództwo Pétaina. Giraud, generał armii (de Gaulle był tylko generałem brygady), wydawał się odpowiednią osobą – był dobrym żołnierzem, marnym politykiem i chciał walczyć z Niemcami. Po ucieczce z niemieckiej niewoli zadeklarował pełną lojalność wobec Pétaina i aprobował autorytarny ustrój Vichy. Był do zaakceptowania dla francuskich elit przywódczych w Afryce Północnej, które w 1940 r. pozostały wierne Pétainowi, zaniechały walki z Niemcami i były bardzo niechętnie nastawione do de Gaulle'a.

Od stycznia do końca maja 1943 r. trwała próba sił pomiędzy Giraudem, wspieranym przez Amerykanów, i de Gaulle'em, zachęcanym do ustępstw przez Brytyjczyków, ale mającym poparcie Francji Walczącej i Ruchu Oporu. Zakończyła się ona chwilowym kompromisem. W Algierze powołano Francuski Komitet Wyzwolenia Narodowego (FKWN) pod wspólnym przewodnictwem de Gaulle'a i Girauda. W Komitecie przewagę mieli jednak politycy związani z tym pierwszym. W ciągu kilku miesięcy de Gaulle wyeliminował Girauda z FKWN, a w kwietniu 1944 r. odebrał mu dowództwo wojskowe.

Pozycję Girauda osłabiało opieranie się na dawnych dygnitarzach Vichy, z których niektórzy byli skompromitowani daleko idącą kolaboracją z III Rzeszą, respektowanie przed powstaniem FKWN ustawodawstwa Vichy, w tym antysemickiego. Musiał znieść niejedno upokorzenie, w tym aresztowanie i skazanie na śmierć wysokiego dygnitarza Vichy (Pierre Pucheu), któremu gwarantował bezpieczeństwo. Girauda opuścili także ludzie, których wprowadził do FKWN, przyłączający się do de Gaulle'a. Był wśród nich Jean Monnet, późniejszy pomysłodawca wspólnot europejskich.

Komunistów lepiej mieć przy sobie

De Gaulle wyeliminował Girauda, gdyż widział w nim marionetkę w rękach Amerykanów i człowieka zbyt obciążonego związkami z Vichy. Przeprowadził tę operację bez nadmiernych skrupułów. Pomogła mu polityczna nieudolność Girauda. Jego wnuk, historyk, ma prawo nie lubić de Gaulle'a z przyczyn rodzinnych, nie powinien jednak sugerować, że jego przodek mógł uratować naszą część Europy przed Stalinem, gdyby nie przeszkodził mu francuski rywal.

Szef Wolnej Francji nie miał najmniejszych złudzeń co do Stalina i systemu panującego w Związku Radzieckim, ale po ataku Niemiec na ZSRR w czerwcu 1941 r. zareagował identycznie jak Churchill, kierując się zasadą: wróg naszego wroga jest naszym sojusznikiem. Jednak dla Stalina Wolna Francja miała niewielką wartość, bez porównania mniejszą niż brytyjski, a później przede wszystkim amerykański sojusznik. De Gaulle przywiązywał znaczną wagę do utrzymywania dobrych stosunków z Moskwą, traktując je także jako element wzmocnienia swojej pozycji wobec zachodnich aliantów. Dla Stalina miało to drugorzędne znaczenie.

Prawdą jest, że de Gaulle, dążąc do zjednoczenia Francuzów w walce z Niemcami pod swoim przywództwem, chciał mieć po swojej stronie Francuską Partię Komunistyczną (FPK), pomimo jej bierności do czasu ataku Niemiec na Związek Radziecki, niechęci do jej ideologii i świadomości związków z Moskwą. Liczył się jednak z jej potencjałem w podziemiu i znacznymi wpływami w społeczeństwie. Wolał mieć ich wewnątrz niż poza strukturami Republiki, którą odbudowywał. Komuniści w maju 1943 r. weszli w skład Krajowej Rady Ruchu Oporu, uznającej przywództwo de Gaulle'a, a w kwietniu 1944 r. generał wprowadził dwóch przedstawicieli FPK w skład FKWN. Jest oczywiste, że francuscy komuniści nie przyjęliby tej oferty bez zgody Stalina. Nie ma jednak źródłowych podstaw, aby sugerować, że stało się to w zamian za poświęcenie przez de Gaulle'a interesów narodów Europy Środkowej. Należy pamiętać, że w 1943 i 1944 r. Stalin miał jeszcze powody, aby uważać za korzystne zwiększanie potencjału Francji w wojnie z Niemcami. Wywołanie rewolucji nad Sekwaną odkładał na później.

W Moskwie bez sukcesu

De Gaulle jako polityk starał się być realistą kierującym się francuską racją stanu i trzeźwo oceniającym układ sił. Za trwałe podmioty polityczne uznawał narody, ceniąc szczególnie te o długiej historii i wykazujące wolę zachowania swej tożsamości i suwerenności. Była wśród nich Polska.

Jako polityczny realista wiedział co najmniej od Stalingradu, że Związek Radziecki będzie miał najwięcej do powiedzenia w Europie Środkowo-Wschodniej. Zdecydowanie popierał przekazanie Polsce pruskich terenów wschodnich Niemiec i zdawał sobie sprawę, że utrzymanie wschodniej granicy Polski z 1939 r. będzie niemożliwe. W tej sprawie Henri-Christian Giraud miał rację.

Nie oznaczało to wcale, że de Gaulle godził się wówczas i uważał za przesądzone, że po wojnie w Polsce zostanie ustanowiona komunistyczna dyktatura i utracimy niepodległość. Były jeszcze otwarte różne opcje i wiele zależało w tej sprawie od stanowczości prawdziwych parterów Stalina w „Wielkiej Trójce", czyli Roosevelta i Churchilla.

Międzynarodowa pozycja de Gaulle'a znacznie umocniła się po wyzwoleniu Francji, a w szczególności Paryża. Francuzi witali go z entuzjazmem. Defilada z okazji wyzwolenia Paryża, której przewodził, była największym zgromadzeniem w historii miasta. Nikt nie mógł mieć wątpliwości, że kraj ma prawdziwego lidera. W końcowej fazie wojny wkład Francji w zwycięstwo był naprawdę znaczący.

W tym okresie nastąpiła też najpoważniejsza próba podjęcia współpracy z Rosją, podjęta przez de Gaulle'a. W grudniu 1944 r. złożył wizytę w Moskwie. Zasadniczym celem było pozyskanie poparcia Stalina dla odłączenia Nadrenii i Saary od Niemiec i zawarcie formalnego sojuszu francusko-radzieckiego, który miał zabezpieczać oba kraje przed niemiecką agresją. Chociaż de Gaulle w swych „Pamiętnikach wojennych" przedstawił moskiewską wizytę jako sukces i taki obraz upowszechniała po wizycie francuska propaganda, nie zrealizował w Moskwie swych planów. Układ francusko-radziecki został podpisany, ale generał nie uzyskał poparcia Stalina dla swoich planów w stosunku do przyszłości Niemiec. Zdecydowanie oparł się radzieckim naciskom, a właściwie szantażom, aby Francja uznała Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego. De Gaulle wykonał niewielki gest, godząc się na wysłanie do PKWN wysłannika, który miał przede wszystkim zająć się losem francuskich jeńców wojennych na terenach Polski, wyzwolonych spod niemieckiej okupacji. Został nim Christian Fouchet, później bliski współpracownik de Gaulle'a.

Poparcie dla granic

Stalin nie uzyskał od de Gaulle'a tego, czego chciał w sprawie polskiej. Nie zamierzał działać na rzecz przekształcenia „Wielkiej Trójki" w „Wielką Czwórkę". Gdyby – jak twierdzi francuski historyk – istniał faktyczny pakt Stalin–de Gaulle, francuski przywódca znalazłby się na konferencji jałtańskiej, a w każdym razie Stalin podjąłby w tym kierunku starania. Nic takiego nie nastąpiło. De Gaulle'a do Jałty nie zaproszono, a Stalin na konferencji krymskiej wypowiadał się o nim krytycznie, zarzucając brak realizmu. Adwokatem francuskich interesów był tam Churchill. De Gaulle stał się krytykiem zawartych w Jałcie ustaleń. Odpowiedzialność za podział Europy składał na uczestników konferencji.

Czy jednak, gdyby był uczestnikiem konferencji krymskiej, jej rezultaty byłyby zasadniczo inne? Należy w to wątpić. Z ustaleniami Jałty w sprawie Polski pogodził się, uznając 29 czerwca 1945 r. Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej. Nie był to jednak, jak twierdzi Henri-Christian Giraud, Komitet Lubelski. To prawda, że ludzie Moskwy mieli w nim zdecydowaną przewagę, ale wicepremierem był w nim Stanisław Mikołajczyk, jeszcze niedawno premier rządu Rzeczypospolitej w Londynie, który podjął rozgrywkę o uzyskanie władzy w Polsce poprzez wygranie wolnych wyborów. Wiemy, że przegrał. Referendum i wybory sfałszowano. Sowieci, z walną pomocą polskich komunistów, w ciągu kilku lat przekształcili Polskę w totalitarne państwo ideologiczne. Czy jednak możemy stwierdzić, że Mikołajczyk nie powinien podejmować próby ratowania tego, co się da, po jałtańskich ustaleniach „Wielkiej Trójki"?

Kajetan Morawski, ambasador rządu RP we Francji, opisując swoją ostatnią audiencję w tym charakterze udzieloną mu przez de Gaulle'a, odniósł wrażenie, że szef rządu francuskiego, uznając TRJN w Warszawie, czynił to wbrew swym przekonaniom i z pogardą. Zapewne tak było, ale nie zmieniło to politycznego znaczenia tego faktu.

Patrząc z punktu widzenia długofalowych interesów Polski, było bardzo ważne, że de Gaulle od powrotu do władzy w 1958 r. konsekwentnie udzielał poparcia polskiej granicy zachodniej na Odrze i Nysie Łużyckiej, w okresie gdy jego zachodnioniemiecki sojusznik stał na gruncie granic Niemiec z 1937 r., a mocarstwa zachodnie sprawę granic uznawały za otwartą. Francuski przywódca, który patrzył na procesy polityczne w długiej, historycznej perspektywie, był przeświadczony, że prędzej czy później dojdzie do zjednoczenia Niemiec. Gotów był je zaakceptować pod dwoma warunkami: wyrzeczenia się przez Berlin broni jądrowej i ostatecznego uznania powojennych granic, w tym z Polską.

Miejsce w historii

De Gaulle, który jako szef Wolnej Francji i prezydent V Republiki miał wielu przeciwników, a nawet śmiertelnych wrogów, jest obecnie najpopularniejszym francuskim bohaterem narodowym, wyprzedzając Napoleona. Powołują się na niego wszystkie siły polityczne, może poza najskrajniejszą lewicą. Jest w tym nawet coś sztucznego, bo wizje Francji i Europy wielu z nich wyraźnie odbiegają od wyobrażeń generała. W odwoływaniu się do de Gaulle'a przejawia się jednak tęsknota za wielkością.

De Gaulle zasłużył na swe miejsce w historii Francji postawą podczas II wojny światowej, gdy nie tylko uratował honor ojczyzny, ale po bezprzykładnej klęsce poniesionej przez nią w 1940 r., doprowadził ją pod koniec wojny do uzyskania formalnego statusu wielkiego mocarstwa.

Drugim wielkim dziełem de Gaulle'a jest V Republika, zapewniająca już ponad 60 lat stabilizacji ustrojowej, której Francja nie zaznała od rewolucji 1789 r. To naprawdę bardzo dużo. 

Aleksander Hall – historyk, politolog, były poseł i minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, w czasach PRL działacz opozycji demokratycznej. Pracownik naukowy Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Autor wielu książek, m.in. „Charles de Gaulle" – biografii założyciela V Republiki.

Wywiad Jędrzeja Bieleckiego z historykiem Henri-Christianem Giraudem: www.rp.pl/De-Gaulle-sojusznik-Stalina

W 2020 r. obchodzono we Francji trzy okrągłe rocznice związane z gen. Charles'em de Gaulle'em: 130. urodzin, 50. śmierci i 80. apelu z 18 czerwca 1940 r., w którym nieznany jeszcze szerszej opinii publicznej wojskowy wezwał Francuzów do kontynuowania walki z Niemcami pomimo klęski poniesionej w kampanii 1940 r. Wszystkie te trzy wydarzenia zostały uroczyście uczczone przez Republikę, w tym przede wszystkim prezydenta Emmanuela Macrona, na ile było to tylko możliwe w warunkach pandemii.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich