Wydałyście w tym tygodniu album projektu WRR – Wdowa, Rena, Ryfa Ri. To pierwsza w Polsce kobieca „supergrupa" – wspólny projekt uznanych raperek, tworzących wcześniej głównie solowo. I naturalnie w mediach muzycznych zrobiło się głośno o kobietach w rapie. Chciałabyś, aby ten album coś zmienił?
Na pewno chciałabym, żeby kobiety w rapie pozwalały sobie na więcej, by rozumiały, że mogą tu być na równych prawach i nie muszą ani gryźć się w język, ani wyglądać w określony sposób. Super, jakby nasz album w tym pomógł, ale tak naprawdę to nie od nas zależy. My z dziewczynami robimy po prostu rap, nawijamy o tym, co same czujemy, a jak to zadziała – zobaczymy.
W kawałku „W szafie śpisz" cytujecie seksistowskie komentarze, na jakie mogą się na YouTubie natknąć raperki. To właśnie najmocniej podcina skrzydła młodym dziewczynom?
To na pewno jeden z elementów tej machiny. Czytając te komentarze, chciałabym spytać każdego z tych komentujących: stary, czemu ty tak bardzo nienawidzisz kobiet, skąd ci się to wzięło? Naprawdę chciałabym to wiedzieć. Dobrze by było, jakby młode raperki dawały sobie prawo do tego, by to najzwyczajniej w świecie olać, pomyśleć sobie, czytając takie komentarze: co za debile... Bo póty te komentarze będą nas dotykać, póki będą się pojawiać. My rapujemy o tym z dystansem i przekonaniem, że nas to już nie boli. Bo rzeczywiście tak już jest, że pomimo niezgody na hejt nie psuje mi on humoru. Już nie.
Zawsze podobało mi się w WCK, ekipie, z którą jesteś najmocniej związana, że nagrywacie albumy w bardzo specyficzny sposób: zamykacie się wspólnie na ileś tam dni, imprezujecie, piszecie teksty i w tym samym miejscu później je nagrywacie.
I na płytach WCK, mam nadzieję, czuć ten ziomalski klimat. Na pewno nie są to płyty w stylu: „wygrajmy listę przebojów", tylko bardziej: „powiem ci, jak się czuję i co u mnie". Poza tym próbujemy zawsze wejść w dialog ze sceną, wtrącamy w teksty sporo follow-upów, czyli nawiązujemy do wersów innych raperów, i ogólnie mocno siedzimy w tym hiphopowym krafcie.
Czyli jesteście po prostu insiderami.
Tak, ja czasem lubię być nawet taką hiphopową snobką, na zasadzie, że ja wiem, czym jest prawdziwy rap, a wy nie (śmiech). To buduje cały magnetyzm. Ale przede wszystkim jesteśmy po prostu przyjaciółmi – i to jest właśnie hip-hop.
Nagrywasz tylko z przyjaciółmi?
Nie, za bardzo lubię tworzyć, by tak się ograniczać. Ciągle chcę się rozwijać, pisać. Jak ktoś mi podsyła świetny kawałek z propozycją, bym się do niego dograła, to najzwyczajniej nie potrafię odmówić. Czasami trafia w moją wrażliwość i potrzeby twórcze, a czasami chodzi o zwykłą chęć rywalizacji, bo nie ukrywajmy, rap to po części też pewna gra. Jak mogę się komuś dograć i go „pozjadać", czyli nawinąć świetną zwrotkę na jego albumie, to robię to z przyjemnością (śmiech). Ale równie dobrze mogę czuć po prostu wyzwanie, by zrobić fajnie zbalansowany numer – bo przecież mówimy o muzyce. A ja najzwyczajniej kocham robić muzykę.
To brzmi banalnie, że rap to muzyka, ale jak jestem zapraszany do różnych mediów, by opowiadać o rapie, to często pytają mnie, czy to współczesna poezja, czy to pokoleniowy bunt, a jakoś nigdy nie pytają o rap jako muzykę...
Dokładnie! Jak wypuściłyśmy pierwszy singiel WRR – pod tytułem „Wrr", to wszyscy doszukiwali się w nim jakiegoś drugiego dna, debatowali, o co nam chodzi. A chodziło nam tylko o to, by dać czadu! Dawno nie miałam tak dużej satysfakcji z robienia muzyki jak przy tym numerze, a ludzie doszukują się w nim nie wiadomo jakiego werteryzmu, jakiegoś starcia „pokolenie xD" kontra „boomersi". Nie, mnie stary powiedział, że trzeba dawać czadu, to jest muzyka, trzeba umieć się nią bawić, i dlatego zawsze ciągnie mnie do wszelkich eksperymentów – to po prostu przygoda. Jestem wielką fanką Milesa Davisa i chcę robić właśnie rapowy jazz, bo to najlepsze, co można robić – jazz, czyli innymi słowy: chodźmy i coś spieprzmy (śmiech). To marzenie mojego życia.
Żeby eksperymentować z muzyką?
Ze wszystkim: muzyką, rytmem, melodią, tańcem, metrum... Nie wiem, ile osób nagrało rap w innym metrum niż cztery czwarte, a dla mnie jedną z największych muzycznych przygód było nagrać na album „47UNK" kawałek na sześć ósmych. To numer, którego nikt nie słucha – jak wynika ze statystyk na streamingach – ale dla mnie nagranie go było spełnieniem jazzowych marzeń. I moim zdaniem każdy wers w nim trafia w rytm, co oczywiście nie jest łatwe w takim metrum, ale ja naprawdę świetnie się bawię w takich eksperymentach. Kocham tańczyć polimetrię, umiem na przykład zatańczyć trzy czwarte i siedem ósmych.
Nie wiem, co to znaczy, ale na pewno to zostawimy w wywiadzie!
(Śmiech). Polimetria jest wtedy, gdy prowadzisz ciało w dwóch różnych metrach – góra rusza się zupełnie inaczej niż nogi, a spotykają jedynie raz na ileś tam taktów.
Czujesz się bardziej raperką czy tancerką?
Jestem obsesyjnie zakochana w rytmie, więc rap i taniec są mi tak samo bliskie. A czuję się człowiekiem.
A lubisz, jak rap jest zaangażowany?
Lubię każdy rodzaj rapu. Rap powinien być taki, jaki tylko ktoś chce go sobie robić. Najważniejsze, by był szczery i dobry. Sama czasem lubię włączyć sobie zaangażowany rap, a czasem mam humor na coś zupełnie bez przekazu, po prostu dla dobrej zabawy. Erykah Badu powiedziała kiedyś, że tak jak nie można być trochę w ciąży, tak i nie można trochę kochać hip-hopu – trzeba go brać w całości.
Ale czy rap nie jest właśnie świetnym narzędziem, by opowiadać o problemach naszego pokolenia?
Tak, rap po prostu jest dla nas, to muzyka milenialsów, a my jesteśmy właśnie tacy jak rap – jesteśmy pokoleniem rapu. Rozumiem, że teraz czasy się zmieniają i trzeba mnie „OK zboomerować" w wielu moich poglądach, a rap, jaki my znaliśmy, dziś się kończy. I musimy się z tym pogodzić, trzeba pozwolić mu odejść. Może on nie umrze, jak nawijał Nas, ale na pewno zmieni się zupełnie jego rozumienie. Ja oczywiście zamierzam kontynuować swoją przygodę, bo ze mnie tego rapu nie wyjmiesz, nie ma szans, ale rozumiem, że na scenę wchodzi nowe pokolenie i będzie robiło muzykę po swojemu. Czyli rap nie zniknie, ale to nie będzie już nasz rap.
To ciekawe, bo my rzeczywiście w dość prostej linii kontynuowaliśmy to, co wymyślono na Bronksie jeszcze w latach 70. XX wieku. Ale my żyliśmy też w bardzo podobnym świecie jak ojcowie hip-hopu, a pokolenie wychowane już w czasach mediów społecznościowych żyje w zupełnie innej rzeczywistości.
Dokładnie, i mierzy się z zupełnie innymi wyzwaniami. Dobra, śmieję się, że to już nie moja branża, ale z drugiej strony, co ci młodzi mają zrobić, jak wszyscy osiągają dziś instant sukces, w pięć minut. Oni też muszą się dostosować do swoich czasów, muszą biec za tym sukcesem. I w ogóle im tego nie zazdroszczę. Jestem naprawdę szczęśliwa, że tak nie musiałam.
Że nie musiałaś osiągnąć sukcesu od razu pierwszą płytą?
Że mogłam pozwolić sobie na naukę warsztatu, zbieranie doświadczeń. Jestem za to megawdzięczna. Kiedyś się wkurzałam, że młodzi wspinają się na szczyt bez tego „kodeksu samuraja". Że nie idą tą drogą, którą my musieliśmy przejść, wchodząc na wszystkie szczeble po kolei. Ale później zrozumiałam, że oni niekoniecznie mają łatwiej, a być może właśnie borykają się z tym, że muszą wszystko zdobyć już teraz, wszystko od razu.
Podoba ci się dziś ten ogrom elektroniki w rapie?
Dopóki muzyka ma duszę, to mnie nie obchodzi, ile jest w niej komputera. Ale to jest prawdziwą sztuką, by na komputerze zrobić coś, co ma duszę. Ja też dobrze odnajduję się w nowoczesnej stylistyce, choć muzyka oczywiście przewodzi sentymenty, więc najbardziej moją muzyką zawsze będzie ta, na której się wychowywałam, czyli klasyczny rap – to nim nasiąknęłam. Ale zawsze miałam i mam bardzo otwarte podejście do sztuki. Zresztą nie można mieć innego, bo inaczej nie ma sztuki.
Czyli nie boisz się efektów na wokalu, jak np. autotune?
Jestem wręcz wielbicielką autotune'a – interesuję się efektami, dużo się o nich uczę, oglądam koncerty Travisa Scotta, który świetnie z nich potrafi korzystać. Interesuje mnie każde narzędzie, które może dać... uczucie. Bo o to przecież chodzi w muzyce.
Ryfa Ri (ur. 1989 r.) jest raperką, tancerką i instruktorką tańca, członkinią rapowej ekipy WCK. W 2021 roku wydała dwa albumy: „Elo Polo EP" z producentem Panamą i „Wyłącz to g**no" z zespołem WRR