Władze światowego sportu dalekie były jednak od zmian nawet najbardziej krzywdzących werdyktów, takich chociażby jak ten, który pozbawił Amerykanina Roya Jonesa Jr. złotego medalu igrzysk olimpijskich w Seulu (1988). Jego walka z Koreańczykiem Park Si Hunem w finale kategorii 71 kg uważana jest za największy skandal w historii boksu, nie tylko olimpijskiego. Roy Jones Jr., późniejsza wielka gwiazda zawodowych ringów, robił z Koreańczykiem z Południa, co chciał, dając mu bolesną lekcję tego sportu, ale trzech z pięciu sędziów było ślepych. Gdy ogłaszano werdykt, Park Si Hun nie potrafił ukryć konsternacji, wiedział przecież, że to gigantyczny przekręt, że zwycięzcą mógł być tylko Roy Jones Jr. On w tym starciu był tłem.
O tym, jak gospodarze próbowali korumpować każdego, kto mógłby im pomóc w uzyskaniu korzystnego werdyktu, opowiadał po powrocie z Seulu nieżyjący już Ryszard Redo, sędzia olimpijskiego turnieju. Werdykt 3:2 dla Koreańczyka świadczy jednak o tym, że trzech punktujących ten pojedynek nie potrafiło się tej korupcji oprzeć.
Szczytem hipokryzji ówczesnych władz Międzynarodowego Stowarzyszenia Boksu Amatorskiego (AIBA) był fakt, że Amerykanina tak brutalnie oszukanego w walce o olimpijskie złoto uznano za najlepszego pięściarza turnieju, przyznając mu Puchar Vala Barkera, nic jednak nie robiąc z samym werdyktem. Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) do dziś nie pochylił się nad tym przypadkiem, choć miał świadomość i dowody, że był to najbardziej skorumpowany turniej w historii nowożytnych igrzysk, a sędziowie punktujący na korzyść zawodnika gospodarzy w walce z Jonesem Jr. zostali po prostu przekupieni.
Gospodarze wygrywają
Werdyktów będących konsekwencją ordynarnych przekrętów na zawodowych ringach na ogół też nikt nie zmienia. Ich lista jest równie długa jak wielkich, wspaniałych pojedynków, za które boks można polubić. Pewne miejsce ma na niej chociażby skandaliczny werdykt, który ogłoszono w pierwszej walce Lennoxa Lewisa z Evanderem Holyfieldem w marcu 1999 roku. Legendarna nowojorska Madison Square Garden pękała wtedy w szwach, zyski z biletów były rekordowe. Do tego stawką były wszystkie liczące się wówczas mistrzowskie pasy w wadze ciężkiej.
I wszystko zepsuli sędziowie. Tylko Stanley Christodoulou z RPA stanął wtedy na wysokości zadania, punktując 116:113 dla Lewisa. Nie popisał się natomiast rodak Lewisa, angielski sędzia Larry O'Connell, który widział remis 115:115, za co później publicznie przeprosił. Ale przebiła go pani Eugenia Williams – 115:113 dla Holyfielda. To był szok, nikt nie był w stanie tego zrozumieć. Po walce padały mocne słowa nie tylko pod jej adresem. Skandal, oszustwo – to były najłagodniejsze określenia. Wszczęto trzy niezależne postępowania wyjaśniające, prawdy próbował na własną rękę dochodzić ówczesny burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani, ale na dobrych chęciach się skończyło.
Eugenia Williams, protegowana słynnego promotora Dona Kinga, tłumaczyła się jak dziecko, że widoczność zasłaniali jej dziennikarze, ale w sumie nie miała sobie nic do zarzucenia. Nie ulegało wątpliwości, że w takim a nie innym postrzeganiu tego pojedynku przez sędziów znaczący udział miał wspomniany Don King, promotor Holyfielda, ale niczego mu nie udowodniono. Sam Holyfield twierdził, że nie jest od oceniania walk, od tego są sędziowie.