Nie, to nie nauka będzie determinować politykę. Raczej zdolność do zarządzania strachem. Wygrają ci, którzy zdołają utrzymać zaufanie obywatelami, a także innych państw. Już teraz są tacy, którzy pozostają u władzy, choć naukę podważają: Jair Bolsonaro w Brazylii, no i Trump. I nie są z góry skazani na porażkę. Ciekawe jest tu porównanie doświadczenia pandemii w południowej Europie i Skandynawii. W tej ostatniej istnieje tradycja zaufania obywateli względem siebie i wobec państwa. I to daje dużo lepsze skutki niż we Włoszech czy Hiszpanii, gdzie takiego zaufania do państwa brakuje. Ale też we Francji prezydent Macron musiał w ciągu jednego tygodnia dwukrotnie wystąpić do narodu z apelem o przestrzeganie restrykcji, bo dwa dni po tym, jak przemówił, wszyscy znów byli w parkach, barach. Sądzę, że narody o bardziej stabilnej tożsamości kulturowej, pewniejsze siebie, wyjdą z tych nowych wyzwań obronną ręką.
Poza Skandynawią kto jeszcze?
Mówiliśmy już o słabości Stanów, jaką jest pogarda obywateli dla rządu. W Chinach trudno rozpoznać stopień zaufania społecznego do państwa, tak bardzo to ostatnie jest opresyjne. Ciekawym przypadkiem są natomiast Niemcy. Mówiąc od początku otwarcie o zagrożeniach, jakie niesie pandemia, kanclerz Merkel umocniła zaufanie obywateli do państwa. Innym dobrym przykładem jest Nowa Zelandia, kolejny kraj rządzony przez kobietę, co chyba nie jest przypadkiem.
Skuteczność w walce z Covid-19 przełoży się na większą władzę w Unii?
Pośrednio. Kraje, które wyjdą z tej próby obciążone mniejszym długiem, zachowają większą swobodę w określaniu przyszłej architektury Wspólnoty. Ten kryzys będzie zaś niezwykle kosztowny dla Francji, ale już dużo mniej dla Niemiec. W Europie władza gospodarcza zawsze przekłada się na władzę polityczną.
Niemcy ledwie trzy pokolenia temu przegrały wojnę, a współczesna Francja jest dziedziczką Wielkiej Rewolucji, praw człowieka. A mimo to zaufanie do władz jest po wschodniej stronie Renu większe niż po zachodniej. To zaskakujące.
Nie jest to efekt Covid-19. Doświadczyli tego wszyscy prezydenci V Republiki. Byli wybierani na fali oczekiwania zmian i szybko tracili poparcie z powodu samego sprawowania władzy. To też jest część dziedzictwa Wielkiej Rewolucji: w końcu Robespierre doprowadził do ścięcia na gilotynie Dantona. Rewolucja pożerała własne dzieci. Także dziś próba przeprowadzenia reformy emerytalnej przez Macrona okazała się drogą przez męką, związki zawodowe wyprowadziły ludzi na ulice. W Niemczech robotnicy, przedsiębiorcy i państwo potrafią natomiast zachować się o wiele bardziej racjonalnie, porozumieć się co do sposobu działania w czasach pandemii.
Na paryskiej Ecole Normale wykłada pan teorię ryzyka. Jej kluczowym elementem jest zdolność do obrony przed zagrożeniami współczesnego świata naszej tożsamości. Czy jednak doświadczenie pandemii nie pokazało, że tożsamości europejskiej nie ma, bo różnice między narodami Unii są zbyt duże?
Stałe jest poczucie tożsamości, ale ona sama jest w ciągłym ruchu. Tym trudniej jest przez to tożsamość Europy zdefiniować. Być może będzie się ona teraz umacniać na sprzeciwie wobec wulgarności Ameryki, o której mówiliśmy. Jednak składa się na nią wiele innych elementów: poszanowanie tradycji, pamięć o wojnach, które dziś nas łączą. Ale też respektowanie wolności wyboru i wypowiedzi, swobód obywatelskich, praw człowieka i wolności podróżowania. Zgadzam się tu z Ursulą von der Leyen, szefową Komisji Europejskiej: to jest czas Europy. Jeśli przejdziemy tę próbę, Unia wyjdzie z tego wzmocniona.
Przejęcie bezpośredniej kontroli przez Pekin nad Hongkongiem pokazuje, że na naszych oczach upada świat, jaki powstał wraz z wizytą Richarda Nixona w Chinach w 1972 roku. Z tamtej podróży, która zapoczątkowała współdziałanie Waszyngtonu i Pekinu, zrodziła się potęga Chin, globalizacja, ale też władza pieniądza nad życiem międzynarodowym. Francuski filozof Alain Finkielkraut uważa, że decydując się na zatrzymanie gospodarki, aby powstrzymać pandemię, świat pokazał, że jest coś ważniejszego od zysku: życie ludzkie...
Tylko że ja nie uważam, aby to była zmiana trwała. Do ofensywy już przystąpiły potężne siły, które chcą odbudowy dawnego porządku. Zgodzę się natomiast, że na poziomie osobistym, na poziomie zwykłych ludzi doświadczenie kwarantanny odcisnęło wielkie piętno. Tempo życia spowolniło, odkryliśmy nowe wartości, nieraz zetknęliśmy się ze śmiercią bliskich. Okazało się, że nie jesteśmy wiecznie młodzi, nieśmiertelni, jak próbował nam udowodnić wszechobecny marketing. Staje przed nami wielkie pytanie: czy systemy demokratyczne zdołają jakoś te osobiste doświadczenia przełożyć na decyzje polityczne wbrew interesom wielkiego kapitału?
Doktryna amerykańskiego liberalizmu nie tylko odnosi się do stosunków wewnętrznych, między obywatelem i państwem, ale też do stosunków międzynarodowych. Przetrwa pandemię?
Nie sądzę, aby był możliwy powrót do świata, który starał się zbudować już Woodrow Wilson: uniwersalnych reguł opartych na prawach człowieka i prawach narodów, które miałyby obowiązywać wszystkich, służyć wszystkim. Podcinanie tych zasad zaczęło się już dawno, za prezydentury George'a H.W. Busha i jego syna. John Bolton, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego u Donalda Trumpa, służył przecież już w tamtych administracjach. Obawiam się, że Barack Obama był ostatnim prezydentem, który starał się uratować tak zdefiniowany, liberalny świat, choćby rolę ONZ. Nie tyle pandemia, ile Trump go dobił. Ale czy w ogóle doktryny polityczne kiedykolwiek były dobrym kluczem do analizy rzeczywistości politycznej? Może to jest dobry sposób analizy na poziomie bardzo powierzchownym, ale wystarczy nieco zagłębić się w rzeczywistość, a traci on swoją użyteczność.
Także wobec Chin? Nawet w przeszłości pojęcie maoizmu było złudzeniem?
To było jakieś wytłumaczenie zderzenia ideologii komunistycznej i chińskiej specyfiki kulturowej. Ale znowu, gdy pokusić się o nieco bardziej szczegółową analizę Chin tamtego okresu, uwzględnić ambicje poszczególnych przywódców, korupcję, hipokryzję, widać tyle sprzeczności, że ten ideologiczny klucz traci swoją użyteczność. Także dziś Chiny nie mają jakiejś ideologii do zaoferowania światu. Raczej strategię działania, która będzie miała potężny wpływ na naszą przyszłość i może okazać się wzorem dla innych. Znacznie lepszym punktem wyjścia do analiz rzeczywistości politycznej są stosunki nie tyle między państwami, ile na niższym poziomie, między firmami, grupami społecznymi, nawet między każdym z nas.
Peter Burgess, amerykański filozof i politolog, autor 11 książek poświęconych naukom politycznym. Dziekan katedry ryzyka politycznego na paryskiej Ecole Normale, jednej z najbardziej prestiżowych uczelni Francji, z której wyszło 14 laureatów Nagrody Nobla. Peter Burgess wziął udział w konwersatorium „Wtorków geopolitycznych" organizowanym przez Ośrodek Kultury Francuskiej i Studiów Frankofońskich UW