Jak te wypowiedzi o kobietach przyjmuje pana żona?
Wiele razy musiałem o tym z nią rozmawiać. Ona jest ambitną kobietą i nie wyobraża sobie świata, w którym jest trzymana pod butem mężczyzny. Żyjemy w zupełnie innej rzeczywistości, niż przedstawia to Korwin, i traktujemy to jako dykteryjkę z jego strony, a nie coś co rzeczywiście ma na myśli.
Czyli kiedy mówicie, że coś macie na myśli, to niekoniecznie akurat to macie na myśli?
Nie. Po prostu Korwin nie do końca czuł, że jego świetne wypowiedzi obrażają przy okazji masę ludzi. Często nie jest tak zrozumiany, jakby chciał.
To wróćmy do kwestii ludzi niepełnosprawnych, których Janusz Korwin-Mike nazywał debilami, a paraolimpiadę nazwał hitlerowską ideą.
Z ust polityka źle brzmi takie dotykanie tematu, ale ja wiem, skąd to się wzięło. Była sobie paraolimpiada, podczas której uczestnicy narzekali, że nie są tak opłacani jak zawodowi sportowcy. Korwin, zamiast opisać całą rynkową sytuację związaną z tym sportem, użył właśnie takiego skrótu myślowego. Ostatnio ktoś zapytał Rondę Rousey [amerykańska sportsmenka, medalistka olimpijska w judo, a obecnie zawodniczka mieszanych sztuk walki MMA – red.], czy nie czuje w tym niesprawiedliwości, że dostaje tak duże pieniądze, i ona odpowiedziała, że ona te pieniądze po prostu zarabia dla klubu, stacji telewizyjnych i reklamodawców. Reprezentacja Polski w piłce nożnej przynosi miliony złotych zysku, a reprezentacja niepełnosprawnych nie. Mam ogromny szacunek dla tych ludzi, ale jak wysuwają żądania wobec rządu takich samych zarobków jak pełnosprawni sportowcy, to od razu zaczyna mnie razić ekonomiczny aspekt tej sytuacji. Myślę, że to, co teraz mówię, powinno być bardziej zrozumiałe od tego, co mówi Korwin.
Może pan powinien mieć na wizytówce napisane „adwokat Korwina".
Pana koleżanka z Polsatu Agnieszka Gozdyra tak mnie traktuje. Jak do mnie dzwoni, to już się martwię. Dwa tygodnie przed eurowyborami dowiedziałem się od niej, że Korwin powiedział, iż „lepiej zgwałcić kelnerkę, niż wypić wino z gwinta".
Pan też tak uważa?
Byłem wtedy w programie z Barbarą Nowacką i kombinowałem jak koń pod górę. Potem dzwonię do Korwina i mówię: zaraz wybory, mamy 7 procent poparcia, a ty mówisz takie rzeczy. On na to: ale ja tylko parafrazowałem Oscara Wilde'a. Zacząłem mu tłumaczyć, że taką parafrazę może chwycić jakiś promil ludzi. On po chwili przyznał mi rację i stwierdził: no, ale inaczej nie miałby pan takiego fajnego wywiadu u Gozdyry.
Wszystko fajnie, tylko gdzieś za tymi słowami są ludzie. Wyobraża sobie pan, że jakaś zgwałcona kobieta słyszy te słowa?
To oczywiście jest problematyczne. Rozumiem emocje i zawsze staram się je studzić, tłumacząc, gdzie tylko jest to możliwe. Choć zdarzają się sytuacje, kiedy i ja nie potrafię wytłumaczyć, co się dzieje. Wtedy po prostu milczę.
Cytowany przeze mnie wcześniej wpis o kobietach „podążających za mężczyznami" skrytykował nawet Krzysztof Bosak.
I bardzo dobrze. Też uważam, że nie powinniśmy w ten sposób odpychać elektoratu. Pewnie prezes myślał, że to zaciekawi niektórych naszych odbiorców. Szkoda jednak odstraszać ludzi, którzy naszymi wyborcami jeszcze nie są.
Może już czas, by Janusz Korwin-Mikke poszedł na emeryturę?
Ten wariant też był testowany. Jednak gdyby nie Korwin, to nas wszystkich by nie było. Wychowaliśmy się na nim.
Rozglądam się, co jest w pokoju za panem, i nie widzę w tle żadnych maskotek, a to one stały się ostatnio pana znakiem rozpoznawczym.
Zrobiłem ostatnio porządek.
A skąd ten pomysł?
Mam bardzo dużą kolekcję gadżetów z „Gwiezdnych wojen", których jestem fanem. Druga część moich maskotek pochodzi z czasu, gdy prowadziłem moją szkołę językową i były mi one potrzebne na lekcje z dziećmi.
A jak się panu podoba interpretacja „Gwiezdnych wojen" w wykonaniu Grzegorza Brauna?
To interpretacja mówiąca, że Lord Vader miał ostatecznie rację. Trochę tak jest. Oni chcieli wolności i tego, żeby rządy nie dyktowały im, jak mają prowadzić swoje interesy.
A Yoda był Żydem, jak twierdzi Braun?
Nie wiem. Uważam, że to jest fajne i pobudziło dyskusję. Facet usiadł na lotnisku i nagrał coś, co stało się viralem [nagraniem krążącym po internecie – red.]. Ludzie całą swoją młodość oglądali „Gwiezdne wojny", a teraz siedzą i myślą: faktycznie. I od teraz kojarzy im się to z Braunem.
Myśli pan, że dodaje to powagi posłowi i jego środowisku?
Na YouTubie jest bardzo dużo takich filmów, gdzie fani przedstawiają swoje teorie i interpretacje, i w takich kategoriach ją traktuję. Proszę też wziąć pod uwagę moment, kiedy padła ta wypowiedź. To były czasy, gdy mieliśmy kolosalny problem z przedostaniem się do mediów. Żeby zwrócić na siebie uwagę, musieliśmy robić mnóstwo rzeczy.
Na przykład?
Na przykład zjadać PIT-y. Byliśmy partią happeningowców. Wymyślaliśmy akcję i liczyliśmy, że może przyjedzie na nią TVP. Robiliśmy wszystko, by zwrócić na siebie uwagę. Sam robiłem kiedyś wielkiego bałwana przed Urzędem Miasta w Gdyni. Nie dlatego, że jestem głupi, tylko dlatego, że chciałem zwrócić uwagę na problem z odśnieżaniem ulic. Teraz jest inaczej i jesteśmy w Sejmie. Boli nas odrzucanie poprawek, ale liczymy, że w następnym rozdaniu będziemy współrządzić.
Na kogo będzie pan głosować w drugiej turze?
Pomidor.
Pomidor?
Nie odpowiem. O tym się ewentualnie dowie moja żona. Ale na kogokolwiek zagłosuję, to i tak będę jak Jarosław Gowin – nie będę się cieszył. Za każdym razem jestem wściekły, gdy muszę wybierać mniejsze zło. Jak była Małgorzata Kidawa-Błońska, to była realna szansa na wejście do drugiej tury. Jarosław Kaczyński wolał jednak rzucić koło ratunkowe Platformie.
Ale widział pan, że tam jeszcze Szymon Hołownia był po drodze przed Krzysztofem Bosakiem?
Kiedy jeszcze nie było Rafała Trzaskowskiego, to pojedynek między Władysławem Kosiniakiem- -Kamyszem, Krzysztofem Bosakiem i Szymonem Hołownią był bardzo wyrównany. PiS wybrał sobie, kto ma być jego głównym rywalem. Przed pierwszą turą „Wiadomości" poświęcały pięć minut miłości Andrzejowi Dudzie, a dziesięć minut nienawiści Rafałowi Trzaskowskiemu. To sprawia, że ludzie czuli potrzebę opowiedzenia się po jednej ze stron.
A jak zagłosują wyborcy Konfederacji?
Będą się zastanawiać, czy w ogóle iść na te wybory. Wolnościowcom pewnie łatwiej jest krytykować PO, a narodowcom PiS. My budujemy swoją obecność w Sejmie jako ugrupowanie krytykujące POPiS. Nasi wyborcy będą musieli wybrać mniejsze zło albo zostać w domach. Tych drugich będzie bardzo dużo.
A PiS wam czegoś nie proponuje za wsparcie? Jakichś miejsc w spółkach Skarbu Państwa?
Nam się to nie opłaca. Zresztą dla nas polityka to pasja, a dla tych panów jest zawodem. Mają samodzielną większość i biorą za wszystko odpowiedzialność. Niech tak będzie, skoro nie biorą pod uwagę naszych poprawek.
Przynajmniej wszyscy was teraz lubią.
A jeszcze niedawno dla jednych byliśmy ruskimi onucami, a dla drugich faszystami. Teraz okazało się, że jesteśmy patriotami, a wolny rynek jest w sumie spoko. Zarówno jedni, jak i drudzy wiedzą, że wyborcy Konfederacji są kluczem do zwycięstwa w tych wyborach.
—rozmawiał Piotr Witwicki, dziennikarz Polsatnews.pl
Artur Dziambor – ur. 1982 w Gdyni. Z zawodu przedsiębiorca i nauczyciel, absolwent studiów anglistycznych oraz marketingu i zarządzania. Od 2011 r. związany był z Kongresem Nowej Prawicy, by następnie znaleźć się w partii KORWiN, której obecnie jest wiceprezesem. Od 2019 r. sprawuje mandat posła na Sejm RP,