Przez lata mówiono, że kiedy w Unii Europejskiej nie będzie brytyjskiego hamulcowego, integracja ruszy z kopyta, wprowadzając Wspólnotę na federalne tory. 29 czerwca, ledwie pięć miesięcy po brexicie, wydawało się, że to marzenie euroentuzjastów wreszcie nabiera kształtów. Tego dnia na zamku Meeseberg, 65 kilometrów na północ od Berlina, niemiecka kanclerz Angela Merkel i francuski prezydent Emmanuel Macron przedstawili plan funduszu odbudowy, wartego 500 mld euro pakietu darowizn, który miał być finansowany z emisji wspólnego, europejskiego długu. Niektórzy uwierzyli, że 230 lat po Stanach Zjednoczonych Europa idzie w ślady pierwszego amerykańskiego sekretarza skarbu Alexandra Hamiltona i na wzór 13 pierwszych stanów chce na trwałe powiązać 27 krajów członkowskich zobowiązaniami kredytowymi.
Ta wizja przetrwała niespełna trzy tygodnie. W połowie lipca na szczycie w Brukseli 53-letni szef holenderskiego rządu przez cztery dni i noce odpierał ataki nie tylko Niemiec i Francji, ale także najbardziej zainteresowanych wsparciem Brukseli krajów południa Europy: Włoch i Hiszpanii. Ostatecznie fundusz nie tylko został zredukowany do 390 mld euro, ale przede wszystkim opatrzony tak trudnymi warunkami wydatkowania pieniędzy (przeprowadzenie reform strukturalnych, zatwierdzenie przez wszystkie kraje członkowskie), że znaczna część pomocy może pozostać tylko na papierze. Federacyjny impet opadł i potrzeba będzie w przyszłości równie dużego kataklizmu jak Covid-19, aby Unia zdobyła się na kolejny krok w kierunku budowy europejskiego superpaństwa.
Mark Rutte poszedł jednak jeszcze dalej. – Doprawdy nie wiem, jakie są osobiste powody, dla których premier Holandii nienawidzi mnie i Węgrów. W każdym razie atakuje wyjątkowo brutalnie i nie ukrywa, że skoro w jego rozumieniu Węgry nie przestrzegają rządów prawa, to muszą być ukarane finansowo – wybuchł w połowie szczytu Viktor Orbán.
Bo też i w sprawie praworządności Rutte pomieszał szyki wielkim. Przewodzący Unii Niemcy, ale też Hiszpanie czy Włosi, byli gotowi przekreślić wszelki związek między wypłatą wspólnotowych pieniędzy a przestrzeganiem zasad demokracji. Mieli inny priorytet: jak najszybsze uruchomienie pomocy Brukseli i zainicjowanie odbudowy rzuconych na kolana przez pandemię gospodarek. Ale dwa tygodnie po szczycie wciąż nie jest jasne, czy fundusz stanie się narzędziem wymuszenia przestrzegania zasad praworządności, czy też nie – tak dwuznaczne są zapisy uzgodnione przez unijnych przywódców. Za sprawą Ruttego.
– To jest kwestia ideologiczna. Holandia, ojczyzna intelektualnego renesansu w XVII w., czuje się zobowiązana do walki o rządy prawa w całej Unii – mówi „Plusowi Minusowi" Rem Korteweg, ekspert holenderskiego instytutu spraw międzynarodowych Clingendael.