Po pierwsze: Nie jest prawdą, że naród, lud czy społeczeństwo Białorusi obudziło się dopiero teraz. I nie jest prawdą, że dopiero teraz powstaje ruch opozycyjny. Opozycyjny Białoruski Front Ludowy (BNF) uformował się w 1988 r. i trzy lata później, w kwietniu 1991 r., tłumy, wówczas w większości robotników, przyjęły postulaty BNF o usunięciu władzy partii komunistycznej z konstytucji, jaczejek partyjnych z zakładów pracy, opowiedziały się za suwerennością i przywróceniem biało-czerwono-białej flagi. Powstało wówczas wiele niezależnych i opozycyjnych partii, tworzyły się sojusze i ludzie poznawali się nawzajem.
Od chwili dojścia do władzy Łukaszenki w 1994 r. trwa niszczenie opozycji – na wszelkie znane sposoby. Opozycjoniści byli mordowani, więzieni, aresztowani, skazywani na więzienia i obozy poprawcze, bici i szantażowani. Ruchy i partie opozycyjne były śledzone przez białoruskie i rosyjskie służby, a także były rozbijane za pomocą wyrafinowanych metod. Mimo to protesty, demonstracje i działalność opozycyjna trwała, zwykle przy okazji sfałszowanych wyborów, jak na przykład w 2006 r. czy 2010 r. Przez ponad 30 lat przetrwały pewne struktury opozycyjne, a przede wszystkim ludzie, którzy opozycję tworzyli i dziś są po pięćdziesiątce, ale też i ich dzieci, uczniowie i wychowankowie. Białorusini, zwłaszcza najmłodsze pokolenie umiało wykorzystać mass media, kulturę i symbole narodowe do rozwijania postaw niezależnych i opozycyjnych wobec panowania Łukaszenki.
Po drugie: Swiatłana Cichanouska jest pięknym symbolem białoruskiej rewolucji. Ale jest symbolem, a niekoniecznie następnym prezydentem Białorusi czy przywódcą opozycji. Ci, którzy mają takie pomysły, powinni sprawdzić losy Juana Guaidó z Wenezueli.
Po trzecie: Nie rozumiem zachwytu i olśnienia, że jakaś europejska organizacja czy amerykański Departament Stanu ogłaszają, iż wybory przeprowadzone 9 sierpnia nie były wolne ani uczciwe. Przecież każdy to wie. Wszystkie wybory przez ostatnie 26 lat na Białorusi były brutalnie i jawnie fałszowane. Nie mówiło się o tym, by nie drażnić Rosji i samego Łukaszenki, który tak jak Gierek i Jaruzelski mógł rozpowszechniać pogląd, że nie jest najgorszym (choć ostatnim w Europie) dyktatorem i że w gruncie rzeczy gnuśny lud go lubi i popiera.
Po czwarte: Aby sankcje były skuteczne, muszą być bolesne. Sankcje wymierzone w gospodarkę i instytucje finansowe uderzają w dyktatorów i postrzeganie ich efektywności. Gdy ludzie wychodzą na ulicę i dają się masakrować, by dyktator odszedł – należy ich podtrzymywać, a nie tłumaczyć się tym, że zwykli ludzie będą cierpieć. Na pewno będą, ale po coś wychodzą na te demonstracje. Czy ktoś jeszcze pamięta spór wokół sankcji nałożonych na PRL po wprowadzeniu stanu wojennego? Rosja od sankcji sektorowych zdecydowanie woli tak zwane sankcje Magnickiego, wymierzane przeciwko osobom ocenianym jako szczególnie niedobre. Absurdem było dodanie ostatnio do listy osób karnie niedopuszczonych do wjazdu do USA żony i dwojga dzieci prezydenta Czeczenii Ramzana Kadyrowa.