Irena Lasota: Pomagać Białorusi, a nie uczyć

Rzeczywiście, zachwyt człowieka ogarnia, gdy patrzy na to, co dzieje się na Białorusi. Jednocześnie może ogarnąć człowieka gniew, gdy widzi tyle analiz, komentarzy i rad opierających się na niewiedzy, uogólnianiu, abstrahowaniu, dedukcji i innych podobnych zgubnych schematach rozumowania.

Publikacja: 21.08.2020 18:00

Irena Lasota: Pomagać Białorusi, a nie uczyć

Foto: AFP

Po pierwsze: Nie jest prawdą, że naród, lud czy społeczeństwo Białorusi obudziło się dopiero teraz. I nie jest prawdą, że dopiero teraz powstaje ruch opozycyjny. Opozycyjny Białoruski Front Ludowy (BNF) uformował się w 1988 r. i trzy lata później, w kwietniu 1991 r., tłumy, wówczas w większości robotników, przyjęły postulaty BNF o usunięciu władzy partii komunistycznej z konstytucji, jaczejek partyjnych z zakładów pracy, opowiedziały się za suwerennością i przywróceniem biało-czerwono-białej flagi. Powstało wówczas wiele niezależnych i opozycyjnych partii, tworzyły się sojusze i ludzie poznawali się nawzajem.

Od chwili dojścia do władzy Łukaszenki w 1994 r. trwa niszczenie opozycji – na wszelkie znane sposoby. Opozycjoniści byli mordowani, więzieni, aresztowani, skazywani na więzienia i obozy poprawcze, bici i szantażowani. Ruchy i partie opozycyjne były śledzone przez białoruskie i rosyjskie służby, a także były rozbijane za pomocą wyrafinowanych metod. Mimo to protesty, demonstracje i działalność opozycyjna trwała, zwykle przy okazji sfałszowanych wyborów, jak na przykład w 2006 r. czy 2010 r. Przez ponad 30 lat przetrwały pewne struktury opozycyjne, a przede wszystkim ludzie, którzy opozycję tworzyli i dziś są po pięćdziesiątce, ale też i ich dzieci, uczniowie i wychowankowie. Białorusini, zwłaszcza najmłodsze pokolenie umiało wykorzystać mass media, kulturę i symbole narodowe do rozwijania postaw niezależnych i opozycyjnych wobec panowania Łukaszenki.

Po drugie: Swiatłana Cichanouska jest pięknym symbolem białoruskiej rewolucji. Ale jest symbolem, a niekoniecznie następnym prezydentem Białorusi czy przywódcą opozycji. Ci, którzy mają takie pomysły, powinni sprawdzić losy Juana Guaidó z Wenezueli.

Po trzecie: Nie rozumiem zachwytu i olśnienia, że jakaś europejska organizacja czy amerykański Departament Stanu ogłaszają, iż wybory przeprowadzone 9 sierpnia nie były wolne ani uczciwe. Przecież każdy to wie. Wszystkie wybory przez ostatnie 26 lat na Białorusi były brutalnie i jawnie fałszowane. Nie mówiło się o tym, by nie drażnić Rosji i samego Łukaszenki, który tak jak Gierek i Jaruzelski mógł rozpowszechniać pogląd, że nie jest najgorszym (choć ostatnim w Europie) dyktatorem i że w gruncie rzeczy gnuśny lud go lubi i popiera.

Po czwarte: Aby sankcje były skuteczne, muszą być bolesne. Sankcje wymierzone w gospodarkę i instytucje finansowe uderzają w dyktatorów i postrzeganie ich efektywności. Gdy ludzie wychodzą na ulicę i dają się masakrować, by dyktator odszedł – należy ich podtrzymywać, a nie tłumaczyć się tym, że zwykli ludzie będą cierpieć. Na pewno będą, ale po coś wychodzą na te demonstracje. Czy ktoś jeszcze pamięta spór wokół sankcji nałożonych na PRL po wprowadzeniu stanu wojennego? Rosja od sankcji sektorowych zdecydowanie woli tak zwane sankcje Magnickiego, wymierzane przeciwko osobom ocenianym jako szczególnie niedobre. Absurdem było dodanie ostatnio do listy osób karnie niedopuszczonych do wjazdu do USA żony i dwojga dzieci prezydenta Czeczenii Ramzana Kadyrowa.

Po piąte: Nie należy straszyć Białorusinów zbrojną interwencją Rosji. Robi to nie tylko sam Łukaszenko, ale i zatroskany Zachód. Rosjanie już tam są. Wchodzili od zawsze i nigdy do końca nie wyszli. Zagrożeniem nie jest mało prawdopodobne wkroczenie armii rosyjskiej, ale silna i decydująca interwencja oraz pomoc służb specjalnych Rosji. Zachód powinien ostrzec Rosję, że jest w stanie dostrzec i ujawnić ingerencje jej służb i będzie karał sankcjami za prowokacje oraz pomoc udzielaną Łukaszence. Chyba że będzie to pomoc polegająca na wywiezieniu go z Białorusi.

I po szóste: Zachód, do którego Polska należy, popełnił wiele błędów i zaniechań w stosunku do Białorusi i jej społeczeństwa. Byłoby lepiej, by ci którzy „uczyli Białorusinów demokracji" z Waszyngtonu, Brukseli czy Warszawy (za grube, najczęściej rządowe i nierzadko marnowane pieniądze) – odsunęli się na bok. Ostatni tydzień pokazał, że nie trzeba Białorusinów uczyć, ale im pomagać. Co nie jest tym samym. 

Po pierwsze: Nie jest prawdą, że naród, lud czy społeczeństwo Białorusi obudziło się dopiero teraz. I nie jest prawdą, że dopiero teraz powstaje ruch opozycyjny. Opozycyjny Białoruski Front Ludowy (BNF) uformował się w 1988 r. i trzy lata później, w kwietniu 1991 r., tłumy, wówczas w większości robotników, przyjęły postulaty BNF o usunięciu władzy partii komunistycznej z konstytucji, jaczejek partyjnych z zakładów pracy, opowiedziały się za suwerennością i przywróceniem biało-czerwono-białej flagi. Powstało wówczas wiele niezależnych i opozycyjnych partii, tworzyły się sojusze i ludzie poznawali się nawzajem.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich