Instytut Pileckiego: Sesja, którą pani moderowała, poświęcona była m.in. burzliwemu związkowi historii z prawem. Na czym ta burzliwość polega?
Prof. Patrycja Grzebyk: Burzliwość polega często na braku zrozumienia pomiędzy historykami i prawnikami, co wynika też z innej metodologii, jakiej używają w swoich badaniach. Dla prawnika wychodzenie poza przyjętą definicję prawną jest niekiedy świętokradztwem, a historyk do terminów prawnych podchodzi swobodniej, tak jak i do sposobu ustalania faktów. Prawnik w sądzie musi udowodnić winę ponad wszelką wątpliwość, historyk tak wysokiego standardu dowodowego nie musi spełniać. Niemniej jednak prawo musi oceniać historię, kwalifikować, rozliczać, a z kolei historycy odtwarzają fakty np. według ustaleń sądów. Tym samym, czy tego chcą czy nie, prawnicy i historycy muszą wchodzić w dialog, nawet jeśli mają trudności w znalezieniu wspólnego języka.
W czasie sesji dr Aldo Zammit Borda z londyńskiego City University, mówiąc o tym, jakie parametry bierze pod uwagę Międzynarodowy Trybunał Karny, wspominał o selektywnym szukaniu prawdy. Co należy przez to rozumieć?
Międzynarodowy Trybunał Karny nie jest w stanie osądzić wszelkich zbrodni międzynarodowych, musi być niezwykle selektywny i przyjmować pewną strategię oskarżenia, tzn. wybierać nie tylko sprawy, które wydają się najpoważniejsze, ale także takie, które wskazują na jakiś palący problem, np. rekrutację dzieci do sił zbrojnych, celowe niszczenie zabytków, deportowanie dzieci – taki zabieg ma przypomnieć o pewnych zakazach i zwrócić uwagę świata na dany proceder. Ale skoro jest selekcja spraw (w zasadzie w danej sytuacji np. konfliktu zbrojnego MTK wybierze zaledwie kilka osób, na których oskarżeniu się skupi), to i obraz danej sytuacji nie będzie pełny. Nie będziemy widzieć całości zbrodni popełnionych w danym konflikcie zbrojnym, tylko wycinek, który ofiary innych zbrodni mogą oceniać jako wprowadzający w błąd. Nie jest to więc kłamstwo, ale też nie jest to pełna prawda.
Czytaj więcej
Małe rzeczy są milutkie, bo kojarzą się z dzieciństwem i wzbudzają w nas naturalną potrzebę opieki. Posiadanie słodkich drobiazgów, dotykanie ich i patrzenie na nie jest po prostu kwestią przyjemności. A kolekcjonerstwo to nienasycenie, wieczna pogoń za rozkoszą
W dyskusji padło również stwierdzenie, że rosyjska agresja na Ukrainie stworzyła unikatową możliwość zmiany tradycyjnego spojrzenia „oka świata” na Europę Środkowo-Wschodnią. Czy istotnie ta część kontynentu ma epokową szansę przestać być postrzegana jako „kraje byłego bloku wschodniego” i uzyskać należną sobie podmiotowość?
PG: Wydaje się, że od zakończenia zimnej wojny jest doskonale widoczne, że ten region nie jest już bezkrytycznym poplecznikiem Rosji (tak jak wcześniej był ZSRS). Natomiast obecnie jest walka o to, aby ze zdaniem państw Europy Środkowo-Wschodniej się liczyć, a nie traktować ich terytorium jak planszę do gry dla wielkich mocarstw.
A z czego może wynikać takie traktowanie naszego regionu? Z tego, że jesteśmy postrzegani przez Zachód jako państwo postimperialne czy postkolonialne?
PG: Oba terminy (postimperializm i postkolonializm) są obecnie używane, aby pokazać, że historia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej różni się od dziedzictwa państw zachodnich, które miały w swej historii etap kolonializmu. Polsce zależy – w szczególności w kontekście oceny działań Rosji – aby znaleźć wspólny język z państwami rozwijającymi się, państwami Południa i podkreślić, że Polska – tak jak i one – także była ofiarą polityki wielkiego mocarstwa tj. Rosji.