Trup jedzie na bal”. Tak zatytułował swój wiersz któregoś mroźnego dnia stycznia 1843 roku Seba Smith, zainspirowany wydarzeniami opisanymi na łamach „The New York Observer”. Otóż pewna młoda dama, której poeta nadał imię Charlotte, wybierała się otwartymi saniami na bal noworoczny. Miała na sobie szalenie modną, jedwabną, lecz, niestety, przewiewną suknię, której za nic nie chciała okryć pledem mimo próśb zatroskanych rodziców. Jechała wszak z kawalerem, którego chciała olśnić strojem i dekoltem. Mróz był siarczysty, a sanie pędziły po śniegu. Nie zajechali daleko, a lekkomyślne dziewczę już trzęsło się z zimna, pragnąc jednak uniknąć blamażu, utrzymywało, że jest mu całkiem ciepło. Spóźnić się na pierwszy taniec – ależ wstyd! Zajechawszy na miejsce, młodzieniec zeskoczył z sań i wyciągnął dłoń ku dziewczynie. Piękna Charlotte nie odpowiedziała. Była martwa, martwa jak kamień, sztywna i blada. Była trupem, który jechał na bal.
Wędrowni pieśniarze, w szalenie wówczas popularnych tak zwanych „minstrel shows”, szybko podchwycili makabryczną rymowankę i wkrótce w całych Stanach nucono folkową balladę o Frozen Charlotte. Nic więc dziwnego, że importowane wówczas masowo z Niemiec lalki o sztywnych bladobiałych, niczym nieokrytych nagich ciałkach z porcelany, z czerwonymi (z zimna!) polikami zostały nazwane na cześć nieszczęsnej Charlotte. Próżnej młodej kobiety, która odrzuciła radę matki, by ubrać się cieplej, i w konsekwencji zamarzła na śmierć. Taki podarunek od dziewiętnastowiecznych amerykańskich rodziców z pewnością bawiąc, uczył. Skuteczność przestrogi wzmacniała niska cena, a za kilka centów więcej można było dokupić blaszaną trumienkę, gdyby któreś z dzieci zapragnęło swojej trupiej laleczce wyprawić pogrzeb.
Ci osobliwi wiktorianie! Wielu z nich, nie zważając na możliwą utratę zębów przez swoje pociechy, upychało porcelanowe zwłoki lalek nawet w świąteczne ciasta – na szczęście. Pamiętaj o śmierci, próżności unikaj – jedząc deser w XIX wieku.
Czytaj więcej
Coppola to wizjoner, który zrewolucjonizował język filmu. To artysta, który ponad wszystko pragnął niezależności. 25 października br. roku do polskich kin trafi jego najnowsze dzieło: „Megalopolis”. W 1979 r. po sukcesie „Czasu apokalipsy” okrzyknięto go cudotwórcą.
Charlotte i fake news
My, kolekcjonerzy, wprost zajadamy się takimi samouzupełniającymi się historiami. Ale ta o Frozen Charlotte jest akurat nieprawdziwa.