Pani Touchet miała teorię. Anglia w ogóle nie jest rzeczywiście istniejącym miejscem. Anglia to misterne alibi. W Anglii nie działo się nic rzeczywistego. Same rauty, szkoły z internatem i bankructwa. Wszystko inne, wszystko, co Anglicy rzeczywiście zrobili i czego rzeczywiście chcieli, wszystko czego pragnęli, co sobie brali, używali i wyrzucali – wszystko to robili gdzie indziej”.
Właśnie z tego „nic rzeczywistego” i „gdzie indziej” Zadie Smith – niegdyś olśnienie brytyjskiej prozy, teraz już weteranka – postanowiła stworzyć swoją nową powieść. Ale historia jest dosyć rozbudowana, więc na początek o fabule. Punktem wyjścia jest XIX-wieczna Anglia z jej klasą wyższą, ale tą z najniższej półki. Tą, która już musi się niekiedy martwić o pieniądze i jej status nie jest niepodważalny. Łatwo tu o deklasację, choć zdarzają się niekiedy spektakularne awanse, najczęściej na drodze małżeństw. Bohaterką „Oszustwa” jest Elisabeth Touchet, zwana też Elizą, bezdzietna wdowa i gospodyni w domu swojego kuzyna Williama Ainswortha, autentycznego powieściopisarza żyjącego w latach 1805–1882.
Eliza jest nieformalną redaktorką i pierwszą czytelniczką książek Ainswortha, zapalonego grafomana, który w swoim czasie odnosił sukcesy sprzedażowe większe niż rywalizujący z nim Charles Dickens (również sportretowany w tej powieści). Ale fortuna się szybko odwróciła i za moment to Dickens jest czytany, a po Ainswortha nikt nie chce sięgać. W młodości Eliza miała z kuzynem romans (jako wielki epigon powieści gotyckiej uwielbiał lochy i kajdany), ale też z jego pierwszą żoną Anne-Frances, kobietą delikatną, która po urodzeniu trzech córek zmarła niedługo po trzydziestce.
Czytaj więcej
Czasem nie ma innego wyjścia. Trzeba sobie rodzinną historię wymyślić po swojemu – zdają się sugerować w nowych książkach Jadwiga Malina i Joanna Wilengowska.
Z rzeźnika w baroneta. Głośna sprawa Tichborne'a
Fabuła nie układa się w „Oszustwie” chronologicznie. Krótkie, dwu- lub trzystronicowe, rozdziały układają się w osiem umownych tomów. Raz jesteśmy w roku 1838, w następnej chwili w 1844, za moment w 1873, a po drodze dużo wcześniej, bo jeszcze w XVIII wieku. Na początku jest więc fabularny chaos, który z czasem się wyjaśnia i w ogólnym rozrachunku ta forma dynamizuje akcję i sprzyja lekturze. Jednocześnie pozostawia odbiorców wciąż na zewnątrz tej historii, przerzucając od wątku do wątku, od postaci do postaci. Utrudnia zbliżenie się do którejś z nich albo chociaż dokładne jej się przyjrzenie i w ogóle doświadczenie czytelniczej immersji.