Książka „Litwa, ojczyzna moja” w pana ojczyźnie ukazała się jako dwutomowa „Historia Litwy dla każdego” (2018–2019). To podręcznik, dzieje państwa, kronika?
Określiłbym ją mianem kompendium wiedzy na temat Litwy i Litwinów. To nie jest książka naukowa, tylko popularna. Nie ma w niej przypisów, jest tylko bibliografia na końcu. Nie pisałem książki historycznej, bo dziś mamy dużo kompetentnych historyków litewskich, więcej niż kiedykolwiek. Aczkolwiek są podzieleni.
O co się spierają?
Głównym punktem podziału jest rok 1941. Są historycy – moim zdaniem raczej marginalna grupa – którzy uważają, że to był wspaniały zryw narodowy i nic poza tym. I jest druga grupa, która mówi, że przeprowadziły go środowiska prohitlerowskie i jako takie żadnego honoru Litwie nie czynią.
Atak Litwinów na wojska sowieckie w obliczu wybuchu wojny pomiędzy Hitlerem a Stalinem, zwany też powstaniem czerwcowym. Pan do której opcji należy?
Do tych drugich. Mieliśmy petainowski rząd, który potem Niemcy zlikwidowali, ale też w zasadzie nic tym ludziom nie zrobili. Oni teraz mówią, że pracowali przeciwko nazistom – gdyby tak było, to by od nich ucierpieli, a nic takiego nie miało miejsca. Niektórzy historycy chcą przerobić naszych petainowców na gaullistów, z tego nic oczywiście nie wychodzi. Powstała dziesięciotomowa historia akademicka Litwy, ale tom dotyczący czasów wojny wciąż się nie ukazał, bo autorzy nie mogą dojść do zgody, jak je ująć. Innym dzielącym ludzi problemem jest kwestia litewskich berlingowców, którzy uczestniczyli w działaniach wojennych po stronie Związku Radzieckiego. Ja uważam, że przyłożyć rękę do klęski nazizmu to rzecz pozytywna, a że z tego wyszła nowa okupacja, to oni już za to nie odpowiadają. Ale nie każdy na Litwie się z tym zgodzi.
Punktów spornych jest więcej. A już zwłaszcza między Litwinami a Polakami. Próbował pan pisać swoją książkę trochę jak dyplomata, by łagodzić, a nie zaogniać?
Każde obiektywne spojrzenie na sprawę już jest w pewnym stopniu kompromisem. Wie pan, w przedmowie do wydania litewskiego, która nie weszła do polskiej wersji, piszę, że litewskie opowiadanie historii zasadza się na trzech aksjomatach. Po pierwsze: Litwa i Litwini zawsze mają rację. Aksjomat drugi: jeżeli Litwa i Litwini nie mają racji, to patrz aksjomat pierwszy. Aksjomat trzeci: jeżeli wątpisz w aksjomat pierwszy lub drugi, albo, co gorsza, w oba, to znaczy, że jesteś opłacany przez wrogie mocarstwa, np. przez Radosława Sikorskiego, bo on jest wrogiem – tak samo jak Putin, Izrael itd., itp. Moim zdaniem to oczywiście okropne głupstwo i chciałem tych aksjomatów unikać.
Czytaj więcej
Zadie Smith po siedmiu latach przerwy powraca z „Oszustwem”. Tylko że zamiast jednej 500-stronicowej, gęstej powieści historyczno-obyczajowej dostajemy parę pomniejszych powieści i powiastek. Nie wszystkich do końca udanych.