Tutejsi, ale swojscy

Białorusini identyfikują się z tym, co wydarzyło się na ich ziemi. Najważniejszą tożsamością jest dla nich bycie „stąd”. Dlatego też Czesław Niemen jest białoruskim piosenkarzem.

Publikacja: 27.09.2024 17:00

Białoruś to kraj dość dziewiczy, jeśli chodzi o przyrodę. Jest tam dużo lasów i jezior, powietrze je

Białoruś to kraj dość dziewiczy, jeśli chodzi o przyrodę. Jest tam dużo lasów i jezior, powietrze jest czyste, a rolnictwo dość naturalne. Na zdjęciu: rzeka Uborć (prawy dopływ Prypeci) na zachodnim Polesiu podczas wschodu słońca

Foto: Viktar Malyshchyts/AdobeStock

Ponad 20 lat temu przekraczałam pociągiem granicę polsko-białoruską. Staliśmy na niej trzy godziny, by zmienić podwozie. W krajach byłego Związku Sowieckiego tory są szersze o kilka centymetrów niż w Europie. Wielkimi lewarami uniesiono wagony, wysunięto europejskie koła i wtoczono postsowieckie. Gdy wjeżdżaliśmy do Brześcia, widziałam, jak starsze panie w chustkach na głowach i z ciężkimi reklamówkami biegną w naszą stronę. Na peronie dopadły do pociągu i przez okna oferowały kupno jedzenia, które same przyrządziły: naleśniki czy suszoną rybę.

Pierwszy raz na Białoruś pojechałam w 2000 roku, następnie trzy lata później. Były to wizyty rodzinne. Moja babcia urodziła się na Polesiu w latach 20. XX wieku, które wówczas należało do II Rzeczypospolitej. Losy wojny rzuciły ją najpierw na roboty do Niemiec, a potem do Polski centralnej, dlatego ja urodziłam się w Łodzi. Ale jej rodzeństwo zostało we wsi, która w 1945 roku znalazła się na terenie republiki białoruskiej Związku Sowieckiego. Zawsze miałam przeświadczenie, że babcia była Polką, za taką się uważała, była polską patriotką i chodziła do kościoła katolickiego. Z siostrami z Białorusi korespondowała w języku polskim. Zachowały się w naszym domu rodzinne fotografie przesłane z Białorusi w latach 40. opisane po polsku. Ale co ciekawe, dzieci i wnuczęta sióstr mojej babci (czyli moje ciocie i kuzynostwo) uważają się całkowicie za Białorusinów i ich pierwszym językiem jest rosyjski. Są prawosławni. We wsi, gdzie dorastała babcia, była cerkiew. Zatem wychowała się w wierze prawosławnej, gdy zamieszkała w Polsce zaczęła chodzić do kościoła katolickiego.

Czytaj więcej

Piotr Zaremba: Kultura w kraju zimnej wojny domowej

Zagadkowe pochodzenie

Zaczęło być dla mnie zagadką, jakiej narodowości była moja rodzina trzy pokolenia temu. Gdy mówiłam moim białoruskim ciotkom, że babcia uważała się za Polkę, dziwiły się. Kiedy pytałam, w jakim języku rozmawiały ich matki w domu, gdy były małe – nie umiały odpowiedzieć – bo one same były wychowywane już w języku rosyjskim. Jednakowoż ich matki nieraz używały polskich powiedzonek. Ostatecznie doszłam do wniosku, że jako ludzie pogranicza rozmawiali mieszaną mową polsko-białorusko-ukraińską.

Jestem zatem Polką bardzo związaną z polską kulturą i historią, a moi kuzyni w drugiej linii są Białorusinami mówiącymi po rosyjsku. Cudem udało nam się przez trzy pokolenia utrzymać kontakt. Babcia nie tylko często korespondowała z siostrami, ale też wyjeżdżała na Białoruś, a jej rodzeństwo i siostrzeńcy przyjeżdżali do Polski. Zmarła w 1997 r. Wtedy korespondencję z rodziną ze Wschodu przejęli moi rodzice, a niedługo potem ja. Temat Białorusi był zawsze obecny w moim domu i miałam z nim miłe skojarzenia. Z tego powodu, idąc do liceum, wybrałam takie, w którym można było się uczyć języka rosyjskiego, bo chciałam umieć porozumieć się z krewnymi. Należy wspomnieć, że język rosyjski jest powszechnie używany na Białorusi. Białoruskim posługuje około 10 proc. społeczeństwa. Głównie mieszkańcy wsi lub opozycjoniści, którzy zdecydowali, że będą posługiwać się właśnie tym językiem.

Kiedy odwiedzałam Białoruś blisko ćwierć wieku temu, miałam poczucie, że jest nieco zacofana względem Polski, że wolniej się rozwija. Minęło wtedy dopiero 11 lat od zmiany ustroju w Polsce i dziewięć od upadku Związku Sowieckiego. Architektura i samochody były jak z minionej epoki. Ale rzucała się w oczy niezwykła czystość. I coś, co było najbardziej zaskakujące – drogi były wtedy lepsze niż u nas! Równe, bez dziur i szerokie. A szosy lat 90. w Polsce były przecież koszmarem. Wąskie i dziurawe. Pamiętam też, że chociaż Aleksander Łukaszenko dopiero rozpoczął drugą kadencję prezydencką, to już był uważany za dyktatora. A przecież jeszcze wtedy nie było wiadomo, że pozostanie „na tronie” kolejne 24 lata (w tym roku mija 30-lecie jego „panowania” na Białorusi).

Urokliwa strefa czarnobylska

Choć większość najbliższej rodziny mieszkała już wtedy w Mińsku, wybraliśmy się na Polesie. Piękną krainę na południu Białorusi. Kiedyś słynącą z rozległych bagien, dziś w dużej mierze osuszonych. Zapadła mi w pamięć ta podróż. Przyroda jest tam ujmująca. Zrozumiałam, dlaczego babcia tak tęskniła za tymi terenami. Pod koniec życia żyła tylko wspomnieniami z Polesia. Całe swoje dorosłe życie spędziła w Łodzi, pracowała jako prządka w fabryce. W PRL-u było to dość mroczne miasto, głośne i zanieczyszczone od tysięcy zakładów przemysłu włókienniczego. Było to miejsce leżące na przeciwnym biegunie względem Polesia – pełnego czarujących moczarów i bujnych puszcz.

We wsi, którą odwiedziliśmy, były drewniane domy z oknami dekorowanymi snycerskimi obramowaniami, choć niestety kryte jednocześnie azbestowymi falistymi dachami. Pamiętam wizytę u dalekiej krewnej, która pokazywała stare rodzinne zdjęcia. Na jednym z nich widniał mężczyzna w polskim mundurze. Powiedziała, że był ranny „jeszcze przed wojną – w 39. albo 40. roku” (sic!). Ta wypowiedź najlepiej obrazuje, jaką wersję historii sprzedawała sowiecka propaganda. Dla ludzi wychowanych w tych krajach wojna zaczęła się dopiero w 1941 roku – od napaści Niemiec na Związek Sowiecki. Wcześniej według nich żadnej wojny nie było. Ciekawe, jak – swoją drogą – ów wujek został rany… Widzieliśmy też nazwę ulicy „17 września 1939 r.” – co w sowieckiej wersji historii jest pozytywną datą – początkiem wyzwalania uciśnionych narodów spod jarzma Polaków…

Polesie jest strefą czarnobylską, lepiej nie przebywać tam dłużej niż kilka dni. Choć trzeba przyznać, że jedzenie jest tam pyszne, a gościnność ujmująca. Do jakiegokolwiek domu byśmy weszli, to w ciągu kilku minut zapełniał się stół, za którym byliśmy sadzani. Po prostu niemożliwym było odmówić.

Gdy odwiedziłam Białoruś trzy lata później, więcej czasu poświęciłam na zwiedzanie zabytków. Zaskoczyły mnie pozostałości polskości. Zamek w Nieświeżu był wówczas zniszczony. Można było go oglądać z zewnątrz, wejść na dziedziniec i klatkę schodową. Zapamiętałam tablice pamiątkowe ustawione w okolicy zamku z polskimi napisami i zaciekawiło mnie, że Białorusini nie traktowali tego jako czegoś obcego, tylko stanowiło to część ich własnej historii. W Muzeum Narodowym w Mińsku oglądałam galerię portretów. Było tam wiele portretów sarmackich. Z muzealnych ścian spoglądali nobliwi Radziwiłłowie, Sapiehowie i inni reprezentanci litewskich rodów przybrani w żupany i kontusze. Kojarzyło się to bardzo swojsko. Zapamiętałam starszego pana – Białorusina – który zwiedzał wystawę z wnuczkiem. Wyjaśniał mu po rosyjsku, kim były owe historyczne postaci. W jego tonie i sposobie wypowiedzi dało się wyczuć dumę z tego dziedzictwa.

Czytaj więcej

„Łódź. Ziemia wymyślona”: Bałuty przełomu wieków

Koniec swobody, pozostało piękno

Minęło kilkanaście lat, gdy znów wybrałam się na Białoruś. Był to rok 2019. Potem okazało się, że był to ostatni moment, kiedy jeszcze swobodnie można było tam wjechać. Rok później odbyły się pamiętne sfałszowane wybory prezydenckie, po których na protesty na ulice wyszły setki tysięcy osób. Wychodzili przez wiele dni, domagając się uczciwego przeliczenia głosów. Protesty zostały krwawo stłumione. Przez wiele tygodni trwały aresztowania, ludzi torturowano w więzieniach i skazywano na wieloletnie wyroki. Robiono to tak długo, aż zastraszono społeczeństwo. Potem nastąpił kryzys migracyjny, a następnie pełnoskalowa wojna w Ukrainie. Białoruś udostępniła wtedy swoje terytoria Rosji, aby ta mogła ostrzeliwać Kijów. Uszczelnianie granicy polsko-białoruskiej utrudnia dzisiaj turystyczny wyjazd. A poza tym służby dość dokładnie sprawdzają osoby, które obecnie udają się na Białoruś, więc należy być ostrożnym.

Wracając do mojej wizyty sprzed pięciu lat. Pokazała mi ona dobitnie, jak wiele mamy z tym narodem wspólnego. Przed wyjazdem wiele czytałam o tym, że Białorusini budują swoją tożsamość narodową na dziedzictwie Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rzeczypospolitej Obojga Narodów. A w 2019 roku zobaczyłam to na własne oczy. Zamek w Nieświeżu został wspaniale odrestaurowany, a wręcz zrekonstruowany! Wnętrza ociekają teraz bogactwem, tkaninowe tapety utkano w historyczne wzory, zrekonstruowano snycerkę i zagospodarowano na nowo park. To miejsce stało się najpopularniejszym centrum turystycznym Białorusi. Podobnie odnowiono zamek w Mirze znajdujący się nieopodal. Trzeba nadmienić, że Nieśwież był przez setki lat najważniejszą rezydencją Radziwiłłów i opowiada się o nich dużo podczas oprowadzania po zamku. W sklepiku muzealnym można kupić wspaniałe pamiątki nawiązujące do historii tego szlacheckiego rodu oraz historii Rzeczypospolitej. Najdroższym i najbardziej ekskluzywnym suwenirem jest pas kontuszowy wyprodukowany nie gdzie indziej jak w Słucku, w którym po dziś dzień działa fabryka tkanin, gdzie oprócz pracy maszynowej tka się także tradycyjnymi technikami.

Wybraliśmy się również na północ Białorusi, do Zalesia. Jest to miejscowość położona koło miasta Mołodeczno. Znajduje się tam dwór, gdzie mieszkał kompozytor i dyplomata Michał Kleofas Ogiński. Popularny polonez jego autorstwa „Pożegnanie Ojczyzny” był kiedyś utworem numer jeden na studniówkach, dopóki palmy pierwszeństwa nie przejął polonez Wojciecha Kilara skomponowany w 1999 roku do filmu „Pan Tadeusz”. Od tamtej pory Ogiński zaczął w Polsce odchodzić w zapomnienie. Inaczej jest na Białorusi. Tutaj pamięć o nim jest wciąż żywa, a „Pożegnanie Ojczyzny” jest ukochanym przez Białorusinów utworem. Podobno był rozważany jako nowy hymn wolnej Białorusi po 1991 r. (jeszcze przed prezydenturą Łukaszenki). Muzeum w Zalesiu działa bardzo prężnie, ma bogatą ofertę kulturalną, dorocznie organizowane są bale kostiumowe z okazji urodzin Ogińskiego. Odbywają się koncerty. A w dwusetną rocznicę jego śmierci (w 2015 r.) wydano bogato ilustrowany album biograficzny. I mimo że poza budynkiem nie zachowały się w Zalesiu żadne pamiątki po Ogińskim, a wnętrza są raczej stylizacją na epokę (owszem, z oryginalnymi meblami z epoki, ale nienależącymi nigdy do Ogińskiego), to robi wrażenie poziom zaangażowania w dbałość o pamięć o kompozytorze i dyplomacie. Co dla nas zaskakujące, oczywiście Białorusini uważają go za swojego. Nazywają go białoruskim kompozytorem. Ogińscy był to stary książęcy ród litewski wywodzący się z Rurykowiczów, ale także z arystokracji zachodnio-europejskiej. W czasach Michała Kleofasa posługiwali się językiem polskim, a on sam służył – rzecz jasna – Rzeczypospolitej.

To, co wydarzyło się na tej ziemi

Białoruskim kompozytorem jest również Stanisław Moniuszko, białoruskim bohaterem narodowym – Tadeusz Kościuszko, białoruskim poetą – Adam Mickiewicz, a białoruskim piosenkarzem – Czesław Niemen! I to nie są żarty. Białorusini identyfikują się z tym, co wydarzyło się na ich ziemi. Wyżej wymienione postacie urodziły się na tych terenach i mieszkały tam przez część życia. Najważniejszą tożsamością jest dla Białorusinów bycie tzw. tutejszym. Tak siebie nazywali chłopi w przedwojenny ankietach, gdzie w rubryce narodowość wpisywali: „tutejszy”. Współcześnie Białorusini używają tego słowa dowcipnie, a jednocześnie z pełną świadomością tego, co oznacza to dla ich tożsamości. Jak np. wideobloger „Tutejszy szlachcic”, który prowadzi kanał na YouTubie o szlacheckiej i rzeczpospolitańskiej historii Białorusi.

Wydano także państwowe pieniądze na całkowitą rekonstrukcję czy właściwie budowę od podstaw (z pełnym wyposażeniem) dworu, w którym urodził się Tadeusz Kościuszko we wsi Mereszowszczyzna. Przed budowlą odsłonięto pomnik bohatera. W Grodnie, które jest zadbanym pięknym miastem, gdzie także zrekonstruowano zamek, od lat funkcjonuje muzeum Elizy Orzeszkowej. W pobliskiej wsi Bohatyrowicze zachowany jest krzyż na grobie legendarnej pary – Jana i Cecylii – opisanej w „Nad Niemnem”. W Nowogródku odwiedzić można Muzeum Mickiewicza umiejscowione z odbudowanym po II wojnie światowej dworze. Muzeum zostało wyremontowane na początku XXI wieku za pieniądze lokalnych władz.

Nasuwa się pytanie, dlaczego reżim Łukaszenki tak silnie związany z Rosją dofinansowywał przedsięwzięcia mające na celu kultywowanie rzeczpospolitańskiej historii Białorusi. Otóż, był taki okres w historii białoruskiego dyktatora, że chciał zamanifestować swoją odrębność od Putina czy nawet pewną niezależność. Zwracał się wtedy nieco w kierunku Europy. Stosował wówczas narrację o tym, że Białoruś ma własną historię czy wręcz europejską tożsamość. A odwoływanie się do historii Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rzeczypospolitej Obojga Narodów było na to dobrym sposobem.

Zahamowana nowoczesność

Białoruś można zwiedzać nie tylko śladami polskimi czy rzeczpospolitańskimi. Jest to kraj dość dziewiczy, jeśli chodzi o przyrodę. Nie ma zbyt wielu zakładów przemysłowych, a terytorium jest słabo zaludnione. Większość ludzi mieszka w miastach. Jest tam dużo lasów i jezior, powietrze jest czyste, a rolnictwo dość naturalne. Ostatnimi laty rozwija się mocno agroturystyka. Można więc wypocząć tu w ekologicznym stylu. Natomiast gdyby ktoś wolał poznać nowocześniejszą Białoruś, to może wybrać się do Mińska, które jest dość dynamicznie rozwijającym się miastem. Nie brakuje tam interesujących restauracji, hoteli na wysokim poziomie czy młodzieżowych dzielnic z modnymi pubami. Białoruś potrafi zaskoczyć.

Jednakowoż wiele zmieniło się po wspomnianym wyżej 2020 roku. Od tamtego czasu tłamszono wszelkie przejawy wolności, zlikwidowano niezależne media i stowarzyszenia pozarządowe. Z kraju wyjechały setki tysięcy osób, najczęściej wykształconych, zaangażowanych politycznie czy społecznie. Uciekły z kraju całe firmy prężnie rozwijającej się branży IT. To z pewnością zahamowało rozwój. Aktualna bardzo napięta sytuacja polityczna między naszymi krajami bardzo utrudnia wyjazdy turystyczne. Oczywiście nie funkcjonuje już pociąg relacji Warszawa–Grodno, który w ramach ocieplenia stosunków kursował przez kilka lat.

Od jakiegoś czasu historia przyspieszyła. Sytuacja na świecie i w naszym regionie zmienia się tak dynamicznie, że można spodziewać się wszystkiego. Żywię nadzieję na polityczne zmiany na Białorusi. Wspieram całym sercem walkę Białorusinów o ich ojczyznę wolną od reżimu i zwróconą w stronę Zachodu. Gdy ten moment nastąpi, warto zacząć odwiedzać ten nieodkryty kraj. Zapewniam, że pozytywnie państwa zaskoczy.

Barbara Nałęcz-Nieniewska

Z zawodu reżyserka filmowa, absolwentka Szkoły Filmowej w Łodzi oraz New York Film Academy w USA. Reżyseruje filmy animowane, dokumentalne i fabularne, tworzy ilustracje graficzne. Jako członek Klubu Jagiellońskiego współtworzy program „Rzeczpospolita nie tylko polska”, – opowiadający o wspólnocie narodów będących niegdyś częścią Rzeczypospolitej

Ponad 20 lat temu przekraczałam pociągiem granicę polsko-białoruską. Staliśmy na niej trzy godziny, by zmienić podwozie. W krajach byłego Związku Sowieckiego tory są szersze o kilka centymetrów niż w Europie. Wielkimi lewarami uniesiono wagony, wysunięto europejskie koła i wtoczono postsowieckie. Gdy wjeżdżaliśmy do Brześcia, widziałam, jak starsze panie w chustkach na głowach i z ciężkimi reklamówkami biegną w naszą stronę. Na peronie dopadły do pociągu i przez okna oferowały kupno jedzenia, które same przyrządziły: naleśniki czy suszoną rybę.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku