Ponad 20 lat temu przekraczałam pociągiem granicę polsko-białoruską. Staliśmy na niej trzy godziny, by zmienić podwozie. W krajach byłego Związku Sowieckiego tory są szersze o kilka centymetrów niż w Europie. Wielkimi lewarami uniesiono wagony, wysunięto europejskie koła i wtoczono postsowieckie. Gdy wjeżdżaliśmy do Brześcia, widziałam, jak starsze panie w chustkach na głowach i z ciężkimi reklamówkami biegną w naszą stronę. Na peronie dopadły do pociągu i przez okna oferowały kupno jedzenia, które same przyrządziły: naleśniki czy suszoną rybę.
Pierwszy raz na Białoruś pojechałam w 2000 roku, następnie trzy lata później. Były to wizyty rodzinne. Moja babcia urodziła się na Polesiu w latach 20. XX wieku, które wówczas należało do II Rzeczypospolitej. Losy wojny rzuciły ją najpierw na roboty do Niemiec, a potem do Polski centralnej, dlatego ja urodziłam się w Łodzi. Ale jej rodzeństwo zostało we wsi, która w 1945 roku znalazła się na terenie republiki białoruskiej Związku Sowieckiego. Zawsze miałam przeświadczenie, że babcia była Polką, za taką się uważała, była polską patriotką i chodziła do kościoła katolickiego. Z siostrami z Białorusi korespondowała w języku polskim. Zachowały się w naszym domu rodzinne fotografie przesłane z Białorusi w latach 40. opisane po polsku. Ale co ciekawe, dzieci i wnuczęta sióstr mojej babci (czyli moje ciocie i kuzynostwo) uważają się całkowicie za Białorusinów i ich pierwszym językiem jest rosyjski. Są prawosławni. We wsi, gdzie dorastała babcia, była cerkiew. Zatem wychowała się w wierze prawosławnej, gdy zamieszkała w Polsce zaczęła chodzić do kościoła katolickiego.
Czytaj więcej
Czy cięcie równo z trawą wszystkich głów, które nie są do końca „nasze”, to żelazna zasada resortu kultury? I kto ją wymyślił?
Zagadkowe pochodzenie
Zaczęło być dla mnie zagadką, jakiej narodowości była moja rodzina trzy pokolenia temu. Gdy mówiłam moim białoruskim ciotkom, że babcia uważała się za Polkę, dziwiły się. Kiedy pytałam, w jakim języku rozmawiały ich matki w domu, gdy były małe – nie umiały odpowiedzieć – bo one same były wychowywane już w języku rosyjskim. Jednakowoż ich matki nieraz używały polskich powiedzonek. Ostatecznie doszłam do wniosku, że jako ludzie pogranicza rozmawiali mieszaną mową polsko-białorusko-ukraińską.
Jestem zatem Polką bardzo związaną z polską kulturą i historią, a moi kuzyni w drugiej linii są Białorusinami mówiącymi po rosyjsku. Cudem udało nam się przez trzy pokolenia utrzymać kontakt. Babcia nie tylko często korespondowała z siostrami, ale też wyjeżdżała na Białoruś, a jej rodzeństwo i siostrzeńcy przyjeżdżali do Polski. Zmarła w 1997 r. Wtedy korespondencję z rodziną ze Wschodu przejęli moi rodzice, a niedługo potem ja. Temat Białorusi był zawsze obecny w moim domu i miałam z nim miłe skojarzenia. Z tego powodu, idąc do liceum, wybrałam takie, w którym można było się uczyć języka rosyjskiego, bo chciałam umieć porozumieć się z krewnymi. Należy wspomnieć, że język rosyjski jest powszechnie używany na Białorusi. Białoruskim posługuje około 10 proc. społeczeństwa. Głównie mieszkańcy wsi lub opozycjoniści, którzy zdecydowali, że będą posługiwać się właśnie tym językiem.