Powrót toksycznych braci Gallagherów z Oasis

Po 15 latach Noel i Liam Gallagherowie ogłosili comeback Oasis i trasę koncertową w 2025 r. Będzie miło czy przykro patrzeć?

Publikacja: 30.08.2024 10:00

Bukmacherzy obstawiają zakłady, jaką piosenką bracia Liam (z lewej) i Noel Gallagherowie otworzą kon

Bukmacherzy obstawiają zakłady, jaką piosenką bracia Liam (z lewej) i Noel Gallagherowie otworzą koncerty w 2025 r. Pytanie jednak, czy zanim w ogóle ruszą w trasę, znów nie zdążą się pokłócić?

Foto: Russell Boyce / Reuters / Forum

Ciężko jest lekko żyć. Są żony, kochanki, alimenty” – napisał do mnie kolega na wieść, że lada moment zostanie ogłoszony comeback Oasis na scenę. Plotka potwierdziła się we wtorek, gdy po półtorej dekady przerwy ogłoszono 14 koncertów braci Gallagherów pod jednym szyldem latem 2025 r. w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Po paru dniach dorzucono jeszcze trzy występy w planowanej trasie ze względu na duże zainteresowanie.

Pierwsza myśl była taka, że można, ale nie trzeba, śledzić tego zjednoczenia. Widziałem już niejedną zreaktywowaną legendę (Blur, Pulp, New Order, Public Image Ltd.) i to nigdy nie porywało. Patrząc na zdjęcia tatusiowatego Pete’a Doherty’ego z The Libertines w Stodole w 2022 r., człowiek sam czuł się starszy niż węgiel. Z mieszanymi uczuciami oglądałem filmiki 79-letniej Debbie Harry z festiwalu Glastonbury. Można tych występów bronić empatią: pozwólmy artystom się wyrażać niezależnie od wieku. A i wolnorynkowcy poprą: skoro ktoś chce kupić bilet, to cicho sza. Czasami jednak nie da się na to patrzeć, nie mówiąc już o słuchaniu. Noel i Liam Gallagherowie na emeryturze jeszcze nie są. Mają odpowiednio 57 i 51 lat. Prowadzą swoje solowe muzyczne projekty z większymi i mniejszymi sukcesami, a i z tantiem mogą żyć przyzwoicie. Choć Liam często narzeka, że kiedyś to było siano z rock and rolla, nie to co teraz. Na rachunki pewnie im wystarcza, ale czy na nowy jacht?

Dali fanom trzy dni na wysupłanie zaskórniaków albo wycieczkę do lombardu, szeroka sprzedaż biletów otwiera się w sobotę 31 sierpnia o 9 rano czasu brytyjskiego. Ile będą kosztować, nie wiadomo. Może 100, a może i dużo więcej, wieścili przed sobotą znawcy. Jest więc czas, by się zastanowić: zastawić ten złoty sygnet u lichwiarza czy machnąć ręką, bo to już nie to samo?

Czytaj więcej

Teraz niestety jest w Chinach normalnie

Oasis lepsze od The Beatles? Byłem na haju

Kiedyś człowiek dałby się za taki koncert pokroić. Widziałem co prawda Noela Gallaghera w Warszawie na koncercie ze swoim High Flying Birds w 2015 r. Pogoda była paskudna i przykro było patrzeć, jak festiwalowa publiczność ignoruje smętnie brzdąkającego w deszczu muzyka. A i jemu samemu chyba też się nie chciało. To bez sensu, jak oglądanie 40-letniego piłkarza na meczu gwiazd – pomyślałem wtedy. Mimo że praktycznie cała moja zabawa w słuchanie muzyki zaczęła się od kasety Oasis „Familiar to Millions” z koncertu na Wembley w 2000 r. Byli już wtedy po epoce swojej świetności, ale wciąż niosła ich gigantyczna popularność. Czasy się jednak coraz bardziej zmieniały. Nowe gwiazdy rodziły się na MySpace, leniwe gitary i ściany dźwięku wychodziły z mody na rzecz dynamiczniejszego, garażowego indie rocka, a Liam Gallagher pojawiał się w mediach, gdy robiono ranking na najgorzej ubrane i uczesane postaci show-biznesu. W pierwszej dekadzie XXI wieku byłem chyba ostatnią osobą w Polsce słuchającą na serio Oasis, mimo że ich trzech ostatnich płyt z lat 2002–2009 – mówiąc delikatnie – nie da się z czystym sumieniem polecić. „Przebrzmiałe gwiazdy nie powinny wręczać nagród tym, które dopiero zaczynają świecić” – powiedział w 1996 r. Noel, drwiąc okrutnie z wręczającego mu nagrodę Brit Award wokalisty australijskiej grupy INXS. Jak to skomentuje dziś? Znowu powie, że był na haju i wcale tak nie myślał, jak wtedy, gdy pytano go o pamiętne zdanie, jakoby Oasis było lepsze od Beatlesów?

Żeby sam siebie przekonać, czy chcę albo nie chcę jechać na Wembley, patrzeć na te dwa nabzdyczone koguty, przypomniałem sobie dokument „Supersonic” z 2016 r. Nad jego produkcją czuwali co prawda sami zainteresowani bracia, co zazwyczaj nie jest dobrym prognostykiem, ale też maczał w nim palce jako producent Asif Kapadia. Wybitny dokumentalista, który nakręcił trylogię filmów o tragicznych postaciach popkultury: „Senna”, „Amy” i „Diego”. I podobnie jak tamte genialne filmy „Supersonic” również oparte jest na archiwaliach i narracji różnych postaci z offu, przez co ogląda się go znakomicie. Obejmuje zaledwie trzy lata z historii zespołu – od czasu podpisania kontraktu na debiut z Creation Records w maju 1993 r. do trasy koncertowej w 1996 r. Momentu, który uznaje się za szczyt oasismanii.

Dlaczego rok 2025 będzie łaskawszy dla Gallagherów niż 2015 

Nie mogło być inaczej, ten dokument to kopalnia złotych cytatów. W końcu Gallagherowie słyną z niewyparzonych języków, kochają obrażać inne gwiazdy i wygadywać przeróżne głupstwa, a do tego obgadują się nawzajem nieustannie. Na własne uszy możemy więc usłyszeć, jak młody Noel opowiada zaraz po debiucie, że „chce mieć głowę Phila Collinsa w swojej lodówce, a jeśli mu się to nie uda w ciągu dekady, będzie nieudacznikiem”. Albo jak nabija się z nakoksowanego młodszego brata, mówiąc, że właśnie powstał najwybitniejszy spot antynarkotykowy.

Z dokumentu wyłania się zespół funkcjonujący jak patologiczna rodzina, w której coraz mniej się ze sobą rozmawia, a po każdej awanturze i bójce wszyscy dzień później udają, że nic się nie stało. Oglądamy ich początki, pierwsze sukcesy, kompletnie nieudaną pierwszą trasę koncertową w USA, a także wypychanie z pokładu wszystkich tych, którzy nie nadążali za rockandrollowym trybem życia Gallagherów albo mieli już dosyć toksycznej atmosfery.

Są momenty olśnień, choćby wtedy, gdy Noel opisuje, jak pewnego dnia poczuł przypływ talentu i wiedział, że każda kolejna piosenka, którą skomponuje, będzie hitem. I tak było. Albo kiedy wspomina, jak tekst tytułowego utworu „Supersonic” pisał na kolanie o trzeciej w nocy, bo w czasie sesji nagraniowej ułożył świetną piosenkę i szybko potrzebował do niej tekstu („a oni to potem śpiewają słowo po słowie ściśnięci w tłumie”).

Kompozytorskie umiejętności dawały Noelowi poczucie, że ma prawo rządzić zespołem jak dyktator. Tymczasem rosła wzajemna zazdrość braci o siebie i pogłębiały się różnice osobowościowe – Liam to ekstrawertyk, potrzebujący ludzi i atencji, Noel woli osobność i milczenie przerywane niekiedy złośliwościami. Początkiem końca były coraz większe ambicje wokalne Noela, choć na pierwszej płycie „Definitely Maybe” śpiew był niemal wyłączną domeną Liama. Młodszy brat poczuł się zagrożony, co napędzało kolejne awantury w trakcie koncertów. Pijaństwo, ćpanie, bójki podczas sesji nagraniowych, schodzenie ze sceny w trakcie koncertów i coraz większa nachalność tabloidów.

Ale są też rzeczy, których nie mogłem dostrzec, oglądając ten dokument zaraz po premierze kilka lat temu. Choćby tego, że dzisiejsze czasy mogą się okazać dla Oasis łaskawsze niż druga dekada XXI wieku. Moda zatoczyła bowiem koło i dziś znów przełom lat 90. i 2000. jest punktem odniesienia. Ich kolorowe lennonki w złotych oprawkach, beatlesowskie fryzury, wełniane golfy z wyłożonymi na szyi złotymi łańcuchami, oversize’owe spodnie, rybackie buckety na głowie, luźne koszulki polo i w kolorowe wzory, a do tego zapięte pod szyje koszule na guziki z krótkim rękawem – to wszystko znajdziemy dziś na ulicach. Podobnie jak antyinteligencki, robotniczy vibe, który kazał im wyśmiewać wszystko, co elitarne i wyrafinowane. No i rzecz jasna narkotyki, o których Noel i Liam opowiadali w wywiadach bez cienia skrępowania. Swoją złą sławą wyprzedzali raperów. Rodzice straszyli nimi dzieci, a te były zachwycone.

Czytaj więcej

„Brygada”: Bagietki i bagiety

„Wonderwall”. Hit Oasis, który cała Anglia śpiewa na karaoke

W internecie od poniedziałku odkopano tysiące filmików z tą dwójką w rolach głównych. Cięte riposty, chamskie komentarze wobec innych zespołów, głupoty wygadywane na bani i przekleństwa sypiące się do mikrofonu z pintą lagera trzymaną w dłoni. Może to tylko kilkudniowy trend pod koniec sezonu ogórkowego i o powrocie wielkiego bandu z zamierzchłej przeszłości w poniedziałek już nikt nie będzie rozmawiał. A może nie, i Liam z Noelem czekali na powrót na tyle długo, że faktycznie mają szansę być nie tylko „przebrzmiałą gwiazdą” odcinającą kupony na nową żaglówkę, ale też i najfajniejszą dawną kapelą? „Brytyjskim skarbem narodowym” – jak to napisał ktoś na X, na równi z rodziną królewską i filmami o Bondzie.

Każdy, kto choć raz widział grupę młodych Anglików wyśpiewujących po kilku (albo kilkunastu) piwach „Wonderwall” w barze karaoke, wie, że coś może być na rzeczy. Albo jeśli słyszał, jak na Etihad Stadium w Manchesterze drużyna City świętuje mistrzostwo Anglii przy dźwiękach „Don’t Look Back in Anger”, której tekst na pamięć zna cały stadion.

Dlatego nie sądzę, żeby Oasis na Wyspach miało problemy z wypełnieniem widowni na tych 14 wieczorów. Kto by tam żałował sygnetu.

Ciężko jest lekko żyć. Są żony, kochanki, alimenty” – napisał do mnie kolega na wieść, że lada moment zostanie ogłoszony comeback Oasis na scenę. Plotka potwierdziła się we wtorek, gdy po półtorej dekady przerwy ogłoszono 14 koncertów braci Gallagherów pod jednym szyldem latem 2025 r. w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Po paru dniach dorzucono jeszcze trzy występy w planowanej trasie ze względu na duże zainteresowanie.

Pierwsza myśl była taka, że można, ale nie trzeba, śledzić tego zjednoczenia. Widziałem już niejedną zreaktywowaną legendę (Blur, Pulp, New Order, Public Image Ltd.) i to nigdy nie porywało. Patrząc na zdjęcia tatusiowatego Pete’a Doherty’ego z The Libertines w Stodole w 2022 r., człowiek sam czuł się starszy niż węgiel. Z mieszanymi uczuciami oglądałem filmiki 79-letniej Debbie Harry z festiwalu Glastonbury. Można tych występów bronić empatią: pozwólmy artystom się wyrażać niezależnie od wieku. A i wolnorynkowcy poprą: skoro ktoś chce kupić bilet, to cicho sza. Czasami jednak nie da się na to patrzeć, nie mówiąc już o słuchaniu. Noel i Liam Gallagherowie na emeryturze jeszcze nie są. Mają odpowiednio 57 i 51 lat. Prowadzą swoje solowe muzyczne projekty z większymi i mniejszymi sukcesami, a i z tantiem mogą żyć przyzwoicie. Choć Liam często narzeka, że kiedyś to było siano z rock and rolla, nie to co teraz. Na rachunki pewnie im wystarcza, ale czy na nowy jacht?

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi
Plus Minus
Przydałaby się czystka
Materiał Promocyjny
Jak wygląda auto elektryczne