Ciężko jest lekko żyć. Są żony, kochanki, alimenty” – napisał do mnie kolega na wieść, że lada moment zostanie ogłoszony comeback Oasis na scenę. Plotka potwierdziła się we wtorek, gdy po półtorej dekady przerwy ogłoszono 14 koncertów braci Gallagherów pod jednym szyldem latem 2025 r. w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Po paru dniach dorzucono jeszcze trzy występy w planowanej trasie ze względu na duże zainteresowanie.
Pierwsza myśl była taka, że można, ale nie trzeba, śledzić tego zjednoczenia. Widziałem już niejedną zreaktywowaną legendę (Blur, Pulp, New Order, Public Image Ltd.) i to nigdy nie porywało. Patrząc na zdjęcia tatusiowatego Pete’a Doherty’ego z The Libertines w Stodole w 2022 r., człowiek sam czuł się starszy niż węgiel. Z mieszanymi uczuciami oglądałem filmiki 79-letniej Debbie Harry z festiwalu Glastonbury. Można tych występów bronić empatią: pozwólmy artystom się wyrażać niezależnie od wieku. A i wolnorynkowcy poprą: skoro ktoś chce kupić bilet, to cicho sza. Czasami jednak nie da się na to patrzeć, nie mówiąc już o słuchaniu. Noel i Liam Gallagherowie na emeryturze jeszcze nie są. Mają odpowiednio 57 i 51 lat. Prowadzą swoje solowe muzyczne projekty z większymi i mniejszymi sukcesami, a i z tantiem mogą żyć przyzwoicie. Choć Liam często narzeka, że kiedyś to było siano z rock and rolla, nie to co teraz. Na rachunki pewnie im wystarcza, ale czy na nowy jacht?
Dali fanom trzy dni na wysupłanie zaskórniaków albo wycieczkę do lombardu, szeroka sprzedaż biletów otwiera się w sobotę 31 sierpnia o 9 rano czasu brytyjskiego. Ile będą kosztować, nie wiadomo. Może 100, a może i dużo więcej, wieścili przed sobotą znawcy. Jest więc czas, by się zastanowić: zastawić ten złoty sygnet u lichwiarza czy machnąć ręką, bo to już nie to samo?
Czytaj więcej
Komunistyczna Partia Chin i chciwy biznes z Zachodu weszły w sojusz. Egoizm, cynizm i zysk na pierwszym miejscu – to jest trójca, która najlepiej określa tę współpracę - mówi Yang Lian, chiński poeta na emigracji, laureat Nagrody Herberta.
Oasis lepsze od The Beatles? Byłem na haju
Kiedyś człowiek dałby się za taki koncert pokroić. Widziałem co prawda Noela Gallaghera w Warszawie na koncercie ze swoim High Flying Birds w 2015 r. Pogoda była paskudna i przykro było patrzeć, jak festiwalowa publiczność ignoruje smętnie brzdąkającego w deszczu muzyka. A i jemu samemu chyba też się nie chciało. To bez sensu, jak oglądanie 40-letniego piłkarza na meczu gwiazd – pomyślałem wtedy. Mimo że praktycznie cała moja zabawa w słuchanie muzyki zaczęła się od kasety Oasis „Familiar to Millions” z koncertu na Wembley w 2000 r. Byli już wtedy po epoce swojej świetności, ale wciąż niosła ich gigantyczna popularność. Czasy się jednak coraz bardziej zmieniały. Nowe gwiazdy rodziły się na MySpace, leniwe gitary i ściany dźwięku wychodziły z mody na rzecz dynamiczniejszego, garażowego indie rocka, a Liam Gallagher pojawiał się w mediach, gdy robiono ranking na najgorzej ubrane i uczesane postaci show-biznesu. W pierwszej dekadzie XXI wieku byłem chyba ostatnią osobą w Polsce słuchającą na serio Oasis, mimo że ich trzech ostatnich płyt z lat 2002–2009 – mówiąc delikatnie – nie da się z czystym sumieniem polecić. „Przebrzmiałe gwiazdy nie powinny wręczać nagród tym, które dopiero zaczynają świecić” – powiedział w 1996 r. Noel, drwiąc okrutnie z wręczającego mu nagrodę Brit Award wokalisty australijskiej grupy INXS. Jak to skomentuje dziś? Znowu powie, że był na haju i wcale tak nie myślał, jak wtedy, gdy pytano go o pamiętne zdanie, jakoby Oasis było lepsze od Beatlesów?