"W nieudolnym związku, z nieudolnymi działaczami ci kolarze mimo wszystko błyszczą i naprawdę trzeba ich docenić. Bo to, że te zawodniczki i zawodnik nasz jedyny mogą startować na igrzyskach olimpijskich, to jest zasługa tylko i wyłącznie tych ludzi. Tylko ludzi ze sztabu, bo niestety związek nie pomaga. Związek rzuca kłody pod nogi” – mówił na antenie Eurosportu kolarz Krzysztof Maksel, komentując kolarskie zmagania na igrzyskach olimpijskich. Polscy sportowcy rywalizują bowiem nie tylko ze swoimi rywalami, ale także z własnymi działaczami sportowymi, którzy dopuszczają się działań karygodnych i nieakceptowalnych. Zdobywane medale zdecydowanie zbyt często nie są efektem systemowej pracy instytucji odpowiedzialnych za rozwój dyscypliny. To bardziej heroizm ludzi, którzy byli na tyle zdeterminowani, by reprezentować kraj jak najlepiej pomimo licznych przeciwności i kłód rzucanych przez działaczy własnego związku sportowego.
Polski Związek Kolarski to w ostatnich latach najbardziej jaskrawy przykład nieprawidłowości w polskim sporcie. Po licznych aferach od związku odwrócili się wszyscy sponsorzy, a zawodnicy byli wspierani naokoło, z pominięciem związku, np. poprzez Polski Komitet Olimpijski. Niestety, nie jest to jedyny przykład.
Na igrzyskach w Pekinie złoty medal olimpijski zdobył gimnastyk Leszek Blanik. Czy pomogło to rozwinąć dyscyplinę? W 2020 r. Polski Związek Gimnastyczny został zawieszony w strukturach Europejskiej Federacji Gimnastycznej, co odebrało reprezentantom Polski możliwość udziału w mistrzostwach Europy. Nasz mistrz olimpijski apelował wówczas: „Zachowajcie resztki honoru. Zrezygnujcie. Na zawsze”. W Paryżu nikt nie reprezentował nas w badmintonie. Nic dziwnego, Związek Badmintona wielokrotnie musiał zwracać przyznane dotacje, a wobec niektórych działań związku toczy się postępowanie w Najwyższej Izbie Kontroli.
Czytaj więcej
Finałowe mecze piłkarskich mistrzostw Europy pokazują, że opowieści o przegranych mogą być bardziej fascynujące niż historie triumfatorów.
Związki sportowe to rak polskiego sportu
Nawet gdy w danej dyscyplinie pojawia się medal, wcale nie oznacza to, że dany związek działa dobrze. Tak było dawniej w gimnastyce, tak też jest dzisiaj w szermierce. Nasze szpadzistki po emocjonującym pojedynku wywalczyły w Paryżu brązowy medal, jednak sukcesów mogłoby być więcej, gdyby nie działacze. „Tak kończy się kolesiostwo i układy w Polskim Związku Szermierczym. I mówię to z pełną odpowiedzialnością. Gdybyśmy mieli uczciwe klasyfikacje, to takich momentów na igrzyskach, nie tylko w szermierce, mielibyśmy zdecydowanie mniej. Tak że wielka prośba o zainteresowanie się tym, co dzieje się na igrzyskach olimpijskich, bo człowiek, który (...) przed igrzyskami miał najwyższą formę, trenuje teraz z dziećmi w Polanicy-Zdroju” – taki obraz działania związku przedstawił na antenie Eurosportu Jakub Zborowski. W dalszych wywiadach Zborowski informował o tym, że był tłamszony psychicznie przez obecnego działacza związku, a także dodał, że „regulamin jest robiony przeróżnie w zależności od imprezy, ale w taki sposób, żeby nagiąć go pod potrzeby. Żeby trener mógł w ostatniej chwili wstawić swojego zawodnika, zawodniczkę. Jednego, dwóch, całą czwórkę. To się nazywa »dobór trenera«”.