Jedyny taki stadion w Polsce ma się zmienić nie do poznania. Wojenna historia w tle

Przez lata o tym, co działo się na poznańskim stadionie w czasie wojny, było zbyt cicho. Jeśli jednak metamorfoza z ruiny w park się powiedzie, właśnie cisza będzie największym atutem tego miejsca.

Publikacja: 17.05.2024 10:00

Stadion im. Edmunda Szyca (dawniej znany jako stadion im. 22 Lipca lub stadion Warty Poznań) to dziś

Stadion im. Edmunda Szyca (dawniej znany jako stadion im. 22 Lipca lub stadion Warty Poznań) to dziś ruina porośnięta lasem

Foto: poznan.pl

Zarośla pełne śmieci oraz toaleta dla wałęsających się psów i ludzi. W gwarze poznańskiej: „chęchy”. Stadion im. Edmunda Szyca (zmarłego w 1987 r. piłkarza i działacza) – dawniej znany jako Stadion 22 Lipca, Stadion Warty czy po prostu miejski – to miejsce zapomniane. Czasem zajrzą tam jeszcze groundhopperzy, czyli kibice, którzy lubują się w odwiedzaniu stadionów – zarówno tych nowych, jak i całkiem zapuszczonych.

Sam staram się co jakiś czas sprawdzać, w jakim stanie jest to ważne na mapie Poznania miejsce, ruina w centrum miasta. Jeszcze na początku poprzedniej dekady dało się tu grać w piłkę. Gospodarzem zimowych sparingów bywała Warta, a przed Euro 2012 turniej „dzikich drużyn” rozegrali społecznicy, wśród których był m.in. poseł Franciszek Sterczewski. Gdy cztery lata później rozmawiałem tam z autorami bloga „Peryferia futbolu”, którzy nad oglądanie mistrzostw Europy przedkładali śledzenie amatorów w B-klasie, na murawę z trawą wysokości metra dało się wejść bez wielkiego problemu. Dziś to już trudne, wręcz niemożliwe. Jeśli wcześniej obiekt był w nieformalnym władaniu bezdomnych, to od paru lat niepodzielnie rządzi nim natura. Jedyna zmiana, którą w ostatnim czasie dało się zauważyć, to żółte wstążki z wypisanymi imionami i nazwiskami, które zostawiły wycieczki z Izraela.

Wstążki upamiętniające więźniów obozu pracy na stadionie w Poznaniu

Wstążki upamiętniające więźniów obozu pracy na stadionie w Poznaniu

Foto: Bartosz Nosal

– To kuriozum, że w miejscu świetnie zlokalizowanego stadionu mamy ruinę porośniętą lasem – mówi „Plusowi Minusowi” Radosław Nawrot, w którego książce „W nogi, panie prezydencie” stadion odgrywa kluczową rolę.

To bowiem właśnie poznańscy pisarze – i dziennikarze – są w tej drugiej grupie zainteresowanych obiektem. Piotr Bojarski, autor powieści historycznych, kryminalnych oraz książek reporterskich, na stadionie na poznańskiej Wildzie umieścił kulminacyjną scenę książki „Mecz”. – Dla mnie to wciąż ważne miejsce na mapie Poznania – przekonuje. – Niestety, od lat w społecznej świadomości funkcjonuje przede wszystkim jako ruina. Brakuje wiedzy na temat tego, co działo się na nim w czasie wojny. Oby nowe plany miasta dotyczące tego terenu coś zmieniły pod tym względem.

Czytaj więcej

Czemu polscy trenerzy nie pracują na Zachodzie? "Marka w Europie nie istnieje"

Ewakuacja prezydenta Polski Ignacego Mościckiego ze stadionu w Poznaniu

Powszechną Wystawę Krajową – zachowując zdroworozsądkowe propozycje i mając na względzie jej zasięg – można porównać do Expo. Dla Poznania końca lat 20. miała stanowić „kop rozwojowy”. Przy jej okazji powstały nie tylko obiekty Targów Poznańskich oraz wyższych uczelni, ale też Dworzec Zachodni i potężny stadion.

Możemy gdybać, na ile realnie arena na Wildzie podczas otwarcia groziła zawaleniem, i to na oczach polskiego prezydenta oraz w obecności nawet 100–120 tys. widzów, którzy wypełnili nie tylko trybuny i wały, ale także murawę. Faktem pozostaje, że w czwartym dniu PeWuKi, 19 maja 1929 roku, Ignacy Mościcki odwiedził kilka miejsc w Poznaniu, a gdy uświetnił otwarcie stadionu i odbywający się tam Wszechsłowiański Zjazd Śpiewaczy, długo na nim nie zabawił.

Poznański stadion w latach 50. mógł pomieścić 55– 60 tys. widzów i należał do największych w kraju

Poznański stadion w latach 50. mógł pomieścić 55– 60 tys. widzów i należał do największych w kraju

Foto: Wikipedia

„Szczęśliwie nie doszło do niewyobrażalnej katastrofy” – pisał w „To był także mój Poznań” Władysław Czarnecki, wieloletni architekt miejski. „W chwili otwarcia osiadanie konstrukcji wspierającej i wyboczenie pewnych elementów były tak groźne, że zmusiły organizatorów imprezy do przerwania uroczystości i wyprowadzenia z trybuny honorowej zasiadającego tam ze swoją świtą prezydenta Ignacego Mościckiego. Od chwili otwarcia aż do końca 1938 roku bezskutecznie przeznaczano ogromne kapitały miejskie na ratowanie stadionu” – przekonywał Roman Kozak w 1967 roku na łamach „Kroniki Miasta Poznania”, a wśród najpoważniejszych błędów wymieniał brak dylatacji oraz lekceważenie wcześniejszych kontroli wskazujących wady.

– Gdy pracowałem jeszcze w gazecie, po moim tekście historycznym na temat tego stadionu do redakcji zadzwonił syn budowniczego obiektu. Wspominał, że ojciec zabierał go na plac budowy, gdzie stosowano piasek z nabrzeża Warty, który do tego typu konstrukcji się nie nadawał. Ale stadion miał być gotowy na PeWuKę, więc pośpiech sprawiał, że na zbyt wiele przymykano oko – opowiada Radosław Nawrot.

Gdy więc w sierpniu 1929 roku Warta grała towarzyski mecz z Philipsem Eindhoven (dziś PSV), któremu towarzyszyła pierwsza w historii Polski radiowa transmisja ze stadionu, spotkanie nie odbyło się na nowym wówczas obiekcie, lecz na starym boisku Warty przy Rolnej. „Pudrowanie” stadionu jeszcze pozwoliło ugościć reprezentację Polski przy okazji starcia z Jugosławią (1931), gdy prasa zachwalała „robiący wrażenie potężne i europejskie” obiekt. Dziesięć lat później stadion zupełnie zmienił jednak charakter.

Obóz pracy na stadionie w Poznaniu

Niemcy chcieli tam ulokować jeńców wojennych z Francji, ale warunki na to nie pozwalały, więc 2 maja 1941 roku do obozu pracy skierowano tam pierwszy transport 930 osób z getta w Łodzi. – Leżeliśmy nie pod dachem, tylko na ziemi. Nie zapewniono nam podstawowych warunków higienicznych. Kto nie przeżył tego widoku, nie może sobie wyobrazić, jak ten stadion wyglądał. Ludzie stali się dzicy – wspominał po latach więzień Załman Kłodawski.

Dla niemieckich przedsiębiorstw więźniowie byli tanią siłą roboczą, która służyła głównie do kopania rowów i meliorowania terenów rzecznych. To była katorżnicza praca. Często przez sześć dni w tygodniu po 12 godzin, w chłodzie lub po pas w wodzie.

„Skoro świt wymarsz z baraków na miejsce pracy, przydział dzienny przez majstra, którym zwykle był starszy kierownik, miejscowy Polak, przeważnie zawodowy rzemieślnik budowlany (…) Późnym wieczorem wracamy do obozu wyczerpani, głodni po całym dniu bez jedzenia. Zgodnie z niemieckim ordnungiem ustawiają nas w szeregi, liczą, myjemy się zimną wodą, dzielą zupę, którą trzeba szybko zjeść, by wymyć menażki. Gdy w końcu się kładziemy, zaczynamy odczuwać ból w całym ciele. Nie mamy sił myśleć o czymkolwiek, nawet tęsknota za domem traci wartość” – opisywał Dawid Lewi, jeden z pracowników przymusowych we wspomnieniach opublikowanych w kwartalniku „Karta”.

Więźniowie, którzy byli zbyt słabi lub zbyt schorowani, by pracować, z czasem zaczęli być wywożeni do obozu Kulmhof, w Chełmnie nad Nerem, gdzie czekała ich tylko śmierć. Nieudane próby ucieczki kończyły się na szubienicy. Podobnie przyjmowanie przez więźniów chleba od poznaniaków.

Egzekucje na stadionie miały mieć charakter odstraszający naśladowanie zakazanych postaw, dlatego musieli je oglądać wszyscy więźniowie obozu. Pierwsza z nich, która została odnotowana w niemieckich dokumentach, odbyła się 10 sierpnia 1941 roku. Ile ich było? Dyrektor Muzeum Martyrologii w Żabikowie dr Anna Ziółkowska w swoim opracowaniu przywołuje zeznania świadków, według których liczba egzekucji na stadionie mogła wynieść od 112 do nawet 162. 24 sierpnia 1943 roku, po wywiezieniu ostatniego więźnia do Auschwitz, obóz przestał istnieć.

Piłka na stadionie im. 22 Lipca w Poznaniu. Grała tu Warta i Lech

Z dzisiejszej perspektywy może się wydawać, że skoro poznaniacy codziennie spotykali więźniów prowadzonych do prac przymusowych, a trójramienna szubienica z obozu była widoczna z daleka, to nie powinno być mowy o bezrefleksyjnym powrocie do gry w piłkę w tym samym miejscu. Mówimy jednak o okresie PRL. W połowie lat 50. stadion został przebudowany i ponownie otwarty, dostał też imię: „22 Lipca”. Pojemność sięgająca ok. 50–55 tys. miejsc siedzących uczyniła z niego jedną z największych aren w Polsce – po Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie i Stadionie Śląskim w Chorzowie. Grała na nim piłkarska Warta, przez pewien czas też Lech, odbywały się finały piłkarskiego Pucharu Polski, finisze kolarskiego Wyścigu Pokoju czy dożynki – jak gdyby nigdy nic.

– Przyjechałem do Poznania na studia w 1966 roku, ale – na ile znam poznaniaków i poznałem ich stronę mentalną – tego typu sytuacje nie powodują u nich wielkiego zbulwersowania, nie wybuchają protesty. Nie są to w tym mieście sprawy wiodące, tak jak stadion mimo wszystko nie był kojarzony jako miejsce nr 1 na poznańskiej mapie martyrologii – przekonuje historyk Marek Rezler.

Czytaj więcej

O co gra piłkarska Afryka

Karol Majewski, wieloletni kierownik drużyny Warty Poznań, a w młodości jej kibic: – Dziś gra w piłkę w miejscu kaźni wydaje się niewyobrażalna, ale 50–60 lat temu albo nie było takich dylematów, albo wiedzy. Jako dzieciak, który chodził na ten stadion, a przez pewien czas nawet trenował, raczej nie kojarzyłem faktu istnienia obozu. Pod względem kibicowskim miał ten obiekt klimat. Ludzie przychodzili na stadion wcześniej niż dziś, by zająć dobre miejsce: grali w karty i mieli napoje „wspomagające”, za których sprawą było potem słychać szkło spadające po betonowych schodach. Gdy w latach 90. stadion nosił już imię Szyca, a Warta wróciła do ekstraklasy i gry na wielkim stadionie, to była już częściowo ruina. Pamiętam, jak przed pierwszym meczem w Poznaniu delegat nie chciał pozwolić na grę tak długo, aż nie uprzątniemy z sektora gości elementów konstrukcji ławek, które mogłyby posłużyć jako broń. Jednocześnie, dla kontrastu, w pawilonie na stadionie długo działała elegancka restauracja.

Kibic Tadeusz Szczęsny: – Chyba dopiero w latach 90. zainteresowałem się tym tematem i trochę mnie zszokowało, że nikt przez długie lata nie wspominał o niechlubnej roli stadionu podczas wojny. I o tym, jak wielu ludzi tu zginęło. W domu nic się o tym nie mówiło, choć dziadek pracował na bramie na stadionie. Dzięki niemu miałem ten przywilej, że swobodnie mogłem się kręcić wokół szatni i zbierać autografy ówczesnych gwiazd. Miałem więc podpisy Deyny, Laty, Szymanowskiego czy Jakóbczaka. Pamiętam pierwszy mecz Lecha z Legią po awansie w 1972 roku, gdy zespół muzyczny z paki Żuka grał „W górę serca, niech zwycięża Lech”. Przebudowa na dożynki w 1974 roku zepsuła stadion. Najlepsze, centralne miejsca zostały zastąpione tunelem. Ciekawostką był fakt, że toalety znajdowały się wówczas poza stadionem. Przy bramie stał porządkowy, który delikwentom chcącym załatwić potrzebę wydawał tekturowe kartoniki, które wyglądały jak bilety kolejowe.

Czytaj więcej

Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie

Andrzej Kuczyński, nestor poznańskich dziennikarzy sportowych i lwowiak, a także współtwórca pierwszego Klubu Kibica Lecha Poznań, tak wspomina Stadion 22 Lipca: – Mieszkałem w okolicy już w pierwszej połowie lat 50., a nawet grywałem na stadionie z dzieciakami z sąsiedztwa, a jednak o obozie dowiedziałem się chyba dopiero w drugiej połowie lat 60. Wtedy stadion był już ponownie otwarty, a na pierwszy mecz z reprezentacją Poznania przyjechali Węgrzy z Gyor. Na trybunach było mogło być nawet 55–60 tysięcy osób, a mówimy o latach 1956–1957. Gdy na mecze przyjeżdżali Hindusi, sam fakt obecności tak egzotycznej reprezentacji był magnesem. Szkoda że „duży stadion”, jak mówiłem na niego w dzieciństwie, jest dziś w takim stanie. Może uda się zrealizować jakiś pomysł na edukowanie na temat tego, co działo się w czasie wojny. Ten skromny obelisk (postawiony w 1983 roku, przy okazji 40-lecia powstania w getcie warszawskim – red.) to mało.

Park ciszy w miejscu ruiny stadionu w Poznaniu

Faktycznie w Poznaniu jest pomysł na zagospodarowanie stadionu. Potrzeba jeszcze pieniędzy. Rok temu, w 94. rocznicę otwarcia, władze miasta ogłosiły, że „stadion im. Edmunda Szyca oraz przylegający do niego obszar przejdzie metamorfozę”. Konkurs na koncepcję urbanistyczną wygrał projekt Studia Fikus z Gliwic, który zakłada powstanie m.in. skąpanego w zieleni parku Wilda ze strefą ciszy, zbiornikiem wodnym, strefami sportu i rekreacji oraz punktami widokowymi.

Zwycięska koncepcja zmian w rejonie stadionu im. Edmunda Szyca w Poznaniu autorstwa Studia Fikus z G

Zwycięska koncepcja zmian w rejonie stadionu im. Edmunda Szyca w Poznaniu autorstwa Studia Fikus z Gliwic

Foto: Studio Fikus

– Dzięki pomysłom zebranym podczas konkursu możemy mieć w przyszłości piękne miejsce w centrum miasta. W przeciwieństwie do typowych obiektów sportowych, gdzie poziom przeżywanych emocji jest bardzo wysoki, na Stadion Szyca będziemy przychodzić, by te emocje wyciszyć i odpocząć w otoczeniu natury – mówił prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak.

Projektanci założyli, że sercem koncepcji będzie wnętrze stadionu z tzw. strefą rekreacji biernej i kontemplacji przyrody. To tam znajdzie się miejsce, które dzięki naturalnemu odizolowaniu tego terenu od otoczenia skłoni do refleksji i podziwiania natury. Ten pomysł to też odpowiedź projektantów na apel miasta sprzed konkursu o symboliczne upamiętnienie mrocznego okresu w historii stadionu. Na razie Poznań ogłosił otrzymanie 14-milionowego unijnego dofinansowania na przywracanie terenów zieleni, a jednym z zadań, na które środki będą przeznaczone, jest korytarz kolorowo kwitnących nasadzeń od okolic Stadionu Szyca w stronę centrum. Środki na projekt Parku Wilda miasto musi zebrać w inny sposób.

Zarośla pełne śmieci oraz toaleta dla wałęsających się psów i ludzi. W gwarze poznańskiej: „chęchy”. Stadion im. Edmunda Szyca (zmarłego w 1987 r. piłkarza i działacza) – dawniej znany jako Stadion 22 Lipca, Stadion Warty czy po prostu miejski – to miejsce zapomniane. Czasem zajrzą tam jeszcze groundhopperzy, czyli kibice, którzy lubują się w odwiedzaniu stadionów – zarówno tych nowych, jak i całkiem zapuszczonych.

Sam staram się co jakiś czas sprawdzać, w jakim stanie jest to ważne na mapie Poznania miejsce, ruina w centrum miasta. Jeszcze na początku poprzedniej dekady dało się tu grać w piłkę. Gospodarzem zimowych sparingów bywała Warta, a przed Euro 2012 turniej „dzikich drużyn” rozegrali społecznicy, wśród których był m.in. poseł Franciszek Sterczewski. Gdy cztery lata później rozmawiałem tam z autorami bloga „Peryferia futbolu”, którzy nad oglądanie mistrzostw Europy przedkładali śledzenie amatorów w B-klasie, na murawę z trawą wysokości metra dało się wejść bez wielkiego problemu. Dziś to już trudne, wręcz niemożliwe. Jeśli wcześniej obiekt był w nieformalnym władaniu bezdomnych, to od paru lat niepodzielnie rządzi nim natura. Jedyna zmiana, którą w ostatnim czasie dało się zauważyć, to żółte wstążki z wypisanymi imionami i nazwiskami, które zostawiły wycieczki z Izraela.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich