Plus Minus: Pańska książka koncentruje się wokół jednej historii – wypadku autobusu szkolnego przewożącego palestyńskie dzieci z 2012 r., w którym zginął syn Abeda Salamy, Milad. Jest to dla pana punkt wyjścia do rozpoczęcia wiwisekcji całego konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Dlaczego akurat to wydarzenie?
Po pierwsze, byłem niezwykle poruszony tą tragedią, ale widziałem w niej też coś bardzo symbolicznego – świadome zaniedbania wobec setek tysięcy ludzi żyjących po drugiej stronie muru w Zachodnim Brzegu. Najbardziej bolało to, jak bardzo intencjonalne były te lata zaniedbań, które dały o sobie znać akurat w tym jednym dniu. Po drugie, od dawna chciałem napisać opowieść, w której skompresuję całą historię konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Ludzie żyją tu w dużej segregacji. Z jednej strony całkowicie żydowskie społeczności, z drugiej całkowicie palestyńskie. Czasem te żydowskie społeczności – tak jak w przypadku miasteczka mojego bohatera Anaty (po hebrajsku Anatot) – żyją dosłownie na ziemiach Palestyńczyków, nie wchodząc z nimi w żadne interakcje. Dlatego miałem na uwadze ten wypadek, który nagle zetknął ze sobą te dwa światy, które normalnie się nie przecinają.
Są jeszcze inne poziomy?
Tak, jest jeszcze inny powód, bardziej przekalkulowany. To, co naprawdę usiłowałem zrobić – poza opowiedzeniem osobistej historii mojego bohatera – to opisać cały zbiurokratyzowany system kontroli. Jeśli bierzesz się za krytykę systemu, to nigdy nie powinno się bazować na jakimś wyjątku. Niedawno oglądałem dokument o głośnej masakrze Kafr Kasim z 1956 roku. To wydarzyło się w czasie, kiedy życie niemal wszystkich palestyńskich obywateli – po pierwszych kilkunastu latach istnienia państwa Izrael – toczyło się pod kontrolą wojska. Tak jak dziś w przypadku Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu i Gazy. Mieli godziny policyjne, różnego rodzaju zezwolenia, strefy, w których mogli przebywać Żydzi, ale oni nie.
Tak jak Abed, który musi pokonać liczne ograniczenia w poruszaniu się, aby odnaleźć syna…