Brzmią jak trzaśnięcie drzwiami, warkot odjeżdżającego spod domu, zapakowanego po dach bagażami samochodu. Już się więcej nie zobaczymy. Nie mamy już ze sobą o czym rozmawiać. To koniec. Stało się.
Potem można jeszcze snuć jakieś dywagacje, że od początku do siebie nie pasowali, że tak to musiało się skończyć, a ja to już od początku wiedziałem, pamiętasz, jak wtedy… Ale to już nie ma znaczenia. Stało się. Właśnie tak – w stronie biernej. Nikt tu nie jest winny; jeszcze próżniej szukać czyjejkolwiek zasługi. Czy mówimy o strzaskaniu porcelanowego wazonu, upadku z roweru, czy rozpadzie małżeństwa – ten zwrot nie ma sobie równych w rankingu użyteczności. Goi każdą ranę, a przynajmniej pozwala ukryć bliznę. Daj już spokój, stało się i tyle. Nie ma sensu drążyć. Trzeba jakoś żyć dalej. Wybierzmy przyszłość.
Czytaj więcej
Chcecie państwo zobaczyć, gdzie zaczyna się transhumanizm? Wystarczy wyłączyć adblocka, obejrzeć kilka reklam. Albo posłuchać któregoś z modnych internetowych kaznodziejów. Popduchowość i marketingowy cynizm to może najsilniejszy z sojuszy trzęsących dzisiejszym światem. Sprowadza się zawsze do tego samego – „wsłuchaj się w swoje wnętrze”, „nie daj sobie wmówić, że coś cię ogranicza”. Każda z podobnych bredni rozrywa inny sojusz, ten odwieczny – duszy z ciałem, formy z treścią.
Bardzo niedocenianie jest to hasło pierwszej, zwycięskiej kampanii wyborczej Aleksandra Kwaśniewskiego. Bardziej od „Ole ole, Olek” czy podawanej mu przed debatą przedwyborczą stopy Lecha Wałęsy przysłużyło się jego zwycięstwu. W tamtym momencie, w 1995 roku, pod koniec pierwszej, transformacyjnej zadyszki, nie dało się lepiej utrafić w nastroje Polaków. No właśnie, nie mówmy już o TYM. Nawet nie konkretyzujmy, o co chodzi. Komunizm, stan wojenny, Okrągły Stół, lustracja, reformy Balcerowicza, prywatyzacja – sam-wiesz-czym; imieniem, którego się nie wymawia, mogło być w połowie lat 90. dosłownie wszystko. Ale nie mówmy nie dlatego, że to takie bolesne czy trudne. Nie po to, żeby wyrywać sobie korzenie, z których wyrośliśmy. Nie mówmy, bo nie ma o czym. To wszystko po prostu się stało.