Irena Lasota: Dlaczego mogę nie zagłosować w wyborach na prezydenta USA

Gdyby Biden miał pozostać kandydatem demokratów, to pewnie nawet bym nie poszła na wybory, żeby nie brać grzechu na swoją głowę. Ale wstrzymanie się od głosu może być jeszcze gorsze.

Publikacja: 12.07.2024 10:00

Joe Biden

Joe Biden

Foto: AFP

Piszę ten felieton w nocy z 9 na 10 lipca 2024 r. Jest to o tyle istotne, że nie wiadomo, co przyniosą najbliższe godziny czy dni w sprawie kandydatury prezydenta Joe Bidena. Może nic nie przyniosą. Od dwóch tygodni jednak nasiliła się dyskusja co do jego zdolności nie tylko pełnienia obowiązków prezydenta USA przez najbliższe cztery i pół roku, ale nawet prowadzenia kampanii wyborczej. Dyskusja nie zaczęła się po debacie prezydentów Bidena i Trumpa, ale cztery lata temu, gdy Biden został mianowany kandydatem partii demokratycznej. Spodziewano się wtedy, że mimo swego wieku Biden będzie miał duże szanse zatrzymania prezydenckich ambicji Donalda Trumpa. Biden rzeczywiście wygrał wybory w 2020 roku, co zostało potwierdzone przez decyzje sądów wielu instancji i przez obie izby Kongresu. Trump i jego różni wyznawcy w Stanach, a także w Polsce, ciągle utrzymują, że wybory zostały sfałszowane, ale w tym momencie nie ma to już większego znaczenia.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Drugiego Babla nie będzie

Joe Biden nie da rady pełnić obowiązków prezydenckich

5 listopada, czyli za mniej niż cztery miesiące, odbędą się wybory prezydenckie i zostanie odnowiony pełen stan Izby Reprezentantów i jedna trzecia Senatu. Do tej pory kampanię prowadził przede wszystkim Trump, ale i Bidenowi zdarzały się publiczne wystąpienia. Niestety, wyglądał i zachowywał się coraz gorzej. Każdy, kto przyglądał się ludziom po siedemdziesiątce, wie, że starzenie idzie najczęściej w postępie geometrycznym. W ciągu kilku miesięcy mogą u jednych wystąpić zmiany, które u innych zajmują kilka lat. Biden jest już dziś zupełnie innym człowiekiem niż dwa czy trzy lata temu, a i wtedy nie było już najlepiej. W czasie jego debaty z Trumpem, a później podczas krótkiej rozmowy na kanale ABC jego najwięksi zwolennicy zakrywali twarze i jęczeli nie, nie, nie. W polityce jednak, tak jak w miłości, rozum mówi jedno, a serce drugie.

Obowiązkiem gabinetu Bidena i jego najbliższych współpracowników było i jest upewnić się, że prezydent może wykonywać swoje funkcje, a jeśli nie – powinni zastosować 25. poprawkę do konstytucji, która w prosty i przejrzysty sposób odsuwa prezydenta, czasowo czy nie, od władzy.

Dzień po debacie różni wielbiciele Bidena, a zwłaszcza najżarliwsi przeciwnicy Trumpa, wracali do melodii, że tylko on może go pokonać i na pewno to zrobi. Gdy powiedział mi to mój superracjonalny znajomy, spytałam go wprost, czy ma załamanie nerwowe (nervous breakdown), czy cierpi już nawet na dysonans poznawczy (cognitive dissonance). Większość demokratów jednak wpadła w panikę podsycaną przez życzliwą dotychczas Bidenowi prasę. Król rozbierał się już od dawna, ale dopiero gdy zdjął skarpetki (przez delikatność nie wspominam innych części garderoby), „The New York Times”, „The Atlantic” czy „The New Yorker” wrzasnęły, że król jest nagi, i zaczęły zarzucać nas artykułami i wstępniakami, że Biden się już do niczego nie nadaje.

Czytaj więcej

Irena Lasota: „Śmierć prezydenta Iranu. Uwaga! Morderca”

Ale wcale nie chce głosować na Donalda Trumpa 

Uważam, że Trump był, jest i będzie nieszczęściem dla Ameryki oraz świata i w żadnym wypadku na niego nie zagłosuję, ale gdyby Biden miał pozostać kandydatem demokratów do listopada, to pewnie nawet bym nie poszła na wybory, żeby nie brać grzechu na swoją głowę. Ale wstrzymanie się od głosu i zwycięstwo Trumpa może być jeszcze większym grzechem. Teraz po stronie demokratów panuje prawdziwy chaos. Zbierają się różne grupy wpływów, debatują, sugerują, przepychają się. I nikt nie wie co robić i jak to w takiej sytuacji zwykle bywa, wszyscy szukają winnych i oskarżają się nawzajem. Słusznie.

Samego Bidena nie można nawet winić, bo wygląda na to, że on nic już z tej sytuacji nie rozumie. Powiedział, że tylko Wszechmogący może przekonać go, żeby nie kandydował. Wielu obarcza winą żonę Bidena, Jill, ale ja uważam ją za jedyną niewinną w tej sprawie. W naszej kulturze do tradycji należy lojalność i wierność wobec rodziny, zwłaszcza tej najbliższej. Nie ma powodów wątpić, że po prawie pół wieku małżeństwa Jill nadal kocha Joe. Widać to nawet w gestach, zwłaszcza tak różnych od Melanii, która czasami odsuwa się od Donalda z obrzydzeniem. Jill nie jest Lady Makbet i nigdy nie wykazywała takich skłonności. Dziś broni męża przed wszystkimi i daje mu wyrazy wsparcia. „Bardzo ładnie mówiłeś, kochanie, niczego nie zapomniałeś… świetnie to zrobiłeś”.

Obowiązkiem gabinetu Bidena i jego najbliższych współpracowników było i jest upewnić się, że prezydent może wykonywać swoje funkcje, a jeśli nie – powinni zastosować 25. poprawkę do konstytucji, która w prosty i przejrzysty sposób odsuwa prezydenta, czasowo czy nie, od władzy. Obowiązkiem Jill jest bronić męża. I to właśnie robi. Mogę się domyślać, że Joe powiedział jej, że „jeśli nie będę prezydentem, to umrę”. Więc Jill stoi i odgania śmierć.

Piszę ten felieton w nocy z 9 na 10 lipca 2024 r. Jest to o tyle istotne, że nie wiadomo, co przyniosą najbliższe godziny czy dni w sprawie kandydatury prezydenta Joe Bidena. Może nic nie przyniosą. Od dwóch tygodni jednak nasiliła się dyskusja co do jego zdolności nie tylko pełnienia obowiązków prezydenta USA przez najbliższe cztery i pół roku, ale nawet prowadzenia kampanii wyborczej. Dyskusja nie zaczęła się po debacie prezydentów Bidena i Trumpa, ale cztery lata temu, gdy Biden został mianowany kandydatem partii demokratycznej. Spodziewano się wtedy, że mimo swego wieku Biden będzie miał duże szanse zatrzymania prezydenckich ambicji Donalda Trumpa. Biden rzeczywiście wygrał wybory w 2020 roku, co zostało potwierdzone przez decyzje sądów wielu instancji i przez obie izby Kongresu. Trump i jego różni wyznawcy w Stanach, a także w Polsce, ciągle utrzymują, że wybory zostały sfałszowane, ale w tym momencie nie ma to już większego znaczenia.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi