Na sejmikach szlacheckich trupów bywało bez liku

Powód zwady mógł być prozaiczny, bo szlacheckie głowy bywały krewkie. Ze strony starosty sieradzkiego poszła salwa, padli ranni i zabici. Rozlew krwi postępował szybko. A przecież wszystko zaczęło się od zwykłej karczmy!

Publikacja: 12.07.2024 10:00

Sejmiki toczyły się zazwyczaj w kościołach. Ale przewidując, jakie wydarzenia mogą mieć miejsce podc

Sejmiki toczyły się zazwyczaj w kościołach. Ale przewidując, jakie wydarzenia mogą mieć miejsce podczas obrad, profilaktycznie wynoszono Najświętszy Sakrament, żeby przypadkiem nie doszło do jego profanacji. Na zdjęciu scena sejmikowa w kościele

Foto: Piotr Męcik/Forum

Sejmiki szlacheckie wskazuje się jako apogeum sarmackiego warcholstwa, jeden z największych problemów Rzeczypospolitej Obojga Narodów, który doprowadził wręcz do jej upadku. Ma być to miejsce, gdzie krzyczano, zamiast rozmawiać, i gdzie sięgano po szable, zamiast dochodzić do konsensusu. W efekcie panował w owej Rzeczypospolitej bezład.

Zarazem większość relacji o burzliwych sejmikach znamy z wieku XVIII, mniej jest ich z wieku XVII. Niemniej to właśnie ten z XVII stulecia, sejmik w Szadku z 1622 r., odbił się szerokim echem w ówczesnym społeczeństwie. Podobno miało tam zginąć nawet 20 osób. Pytanie brzmi: czy był on czymś wyjątkowym, czy raczej stanowił już normę bądź zapowiedź tego, co będzie miało miejsce u schyłku Rzeczypospolitej. Zanim jednak przejdziemy do tego zajścia, warto pochylić się odrobinę nad istotą i rolą sejmików szlacheckich.

Czytaj więcej

Transhumanizm to podstawowa ideologia współczesnego świata

Czarna legenda sejmików szlacheckich

Czy sejmiki zawsze były miejscem politycznych burd? Takie jest powszechne wyobrażenie. Szukając źródeł tej czarnej legendy, tropy prowadzą do czasów oświecenia. Dwóch autorów stworzyło powszechny, jednoznacznie negatywny obraz sejmików. Pierwszym jest Francuz Jan Piotr Norblin – malarz, rysownik, grafik przez blisko 30 lat mieszkający w Rzeczypospolitej, komentujący oraz dokumentujący tamten kraj i czasy swoimi rysunkami. Na jego grafikach sejmiki wyglądały niczym pandemonium pełne pijanej albo bijącej się szlachty.

Drugim autorem jest ksiądz Jędrzej Kitowicz, który w swoich „Obyczajach za panowania Stanisława Augusta” przedstawił wyjątkowo niepochlebny obraz rozsejmikowanej Polski, pisząc następujące słowa: „Sejmiki zaś pospolicie odprawiane tumultem, przemocą i po pijanu, nieraz zrywającego, a nawet i przeczącego większemu zdaniu na szablach rozniosły, chyba że z dobranymi pomocnikami dopadł do kancelaryji, podpisał manifest i, nim się za nim z koła sejmikowego drużyna pijana wysypała, zdążył uciec z miejsca sejmiku”.

Obydwaj autorzy, którzy tak wyraziście odmalowywali obyczaje sejmowe, żyli i tworzyli w drugiej połowie XVIII wieku, w czasie, w którym Rzeczpospolita była w fazie schyłkowej i panowała w niej powszechna anarchia. A jak to wcześniej bywało?

Apogeum rządów sejmików przypadło na czas od początku XVII wieku aż do Sejmu niemego, czyli do 1717 roku. Zwłaszcza od 1648 roku, kiedy sejm przekazał im wiele kompetencji, mówi się, że był to czas Rzeczypospolitej sejmikowej, kiedy faktycznie odgrywały one największą rolę. Przejęły wtedy one, wobec bezwładu sejmu, jego kompetencje i w większym stopniu wpływały na politykę kraju. Sprawa uległa zmianie dopiero podczas Sejmu niemego, gdy ograniczono ich władzę. Tym samym znaczenie sejmiku, kiedy opisywał go Kitowicz i rysował Norblin, było znacznie mniejsze niż przed 1717 rokiem.

Nie wolno zatem ulegać łatwej generalizacji, że zajścia sejmikowe z końca XVIII wieku miały dokładnie taką samą wagę, jak te z czasów wcześniejszych. Warto zastanowić się nad tym, jaką sprawowały funkcję, gdy znajdowały się u szczytu swojej potęgi. Jak przebiegały? Czym groziło wywołanie na nich tumultów? I czy rzeczywiście w samej ich strukturze nie było jakichś zalążków tego, co później będzie powodować wielkie konflikty?

Najpierw msza, a potem szlachecka polityka

Dlaczego w pewnym momencie sejmiki stały się tak ważne? Przecież o losach kraju decydował sejm, czyli wspólne zgromadzenie króla, senatu i izby poselskiej, czyli reprezentacji szlachty z różnych ziem. Jednak posłów wybierano właśnie na sejmikach i to było ich podstawowym zadaniem.

Niemniej im słabszy był sejm – ten zaś słabł coraz bardziej – tym bardziej wzrastała rola sejmików, na których toczyło się faktyczne życie polityczne (i towarzyskie) danego regionu. Same sejmiki różniły się też między sobą. Istniały zatem sejmiki elekcyjne, gdzie wybierano urzędników ziemskich (pisarza, podsędka, podskarbiego), sejmiki relacyjne, na których posłowie relacjonowali obrady sejmu i tłumaczyli się ze swoich decyzji, deputackie (tam wybierano sędziów) oraz gospodarskie, które dotyczyły tego, w jaki sposób i kto powinien płacić podatki. Poruszano tam zatem liczne sprawy, zaczynając od tych państwowych, a kończąc na rzeczach lokalnych, bardziej przyziemnych, takich jak np. sprawy band, które łupią daną ziemię.

W kontekście zrozumienia późniejszych krwawych zajść i tumultów istotny jest sposób odbywania się sejmików. Obrady rozpoczynała Msza Święta w intencji pomyślności i jednogłośności obrad. Uczestniczyli w niej zarówno katolicy, jak i niekatolicy, chociaż ci drudzy byli raczej biernymi uczestnikami ceremonii.

Sejmiki toczyły się zazwyczaj w kościołach. Za tym wyborem przemawiał pragmatyzm połączony czasem z ideologią. Świątynie były najczęściej największymi obiektami, w których można było przeprowadzić w spokoju obrady tak, aby wszyscy się zmieścili. Jednocześnie taki wybór miejsca do sejmikowania niejako dawał przywilej szlachcie katolickiej, która, jak nietrudno się domyślić, lepiej się czuła, politykując w swojej świątyni.

Ale przewidując, jakie wydarzenia mogą mieć miejsce podczas obrad, profilaktycznie wynoszono Najświętszy Sakrament, żeby przypadkiem nie doszło do jego profanacji. Nie były to obawy bezzasadne, bo obrady bywały burzliwe. Tak burzliwe, że w 1761 roku w Kownie ustalono nawet lokalny podatek na pokrycie zniszczeń po sejmiku. W źródłach pojawia się informacja, że szlachta regularnie musiała odkupywać zniszczone w kościele ławy. Skala zniszczeń musiała być naprawdę duża, gdyż biskup wileński Ignacy Massalski zakazał nawet odbywania sejmików w podległych jego jurysdykcji kościołach, przez co szlachta została zmuszona do uprawiania polityki na cmentarzach.

Na sejmiku szlacheckim pierwsze zatargi mogły pojawić się szybko

Po procesji i wyprowadzeniu Najświętszego Sakramentu zaczynały się obrady. Wybierano marszałka sejmiku i ustalano, gdzie kto będzie stał w trakcie obrad. Oczywiście było to powodem do zawiści, określało to bowiem pozycję i prestiż danego szlachcica. Wtedy też dochodziło do pierwszych burd i bijatyk.

Kiedy już wybrano marszałka, ustawiono się itd., do porządku obrad wprowadzano legata królewskiego, który czytał instrukcje, czyli punkt wyjścia do dyskusji. Potem prezentowano listy szlachciców, którzy z różnych powodów nie mogli wziąć udziału w sejmiku, a mimo to chcieli zabrać głos w dyskusji lub mieli jakąś prywatną sprawę do załatwienia.

Wreszcie dochodziło do debatowania nad sprawami, co stanowiło jądro sejmiku. Te zaś często bywały chaotyczne, burzliwe i nie raz, i nie dwa przeradzały się w awanturę. Wreszcie następowało ucieranie się postanowień i rozdzielano się na dwa koła: senatorskie i rycerskie, gdzie ustalano instrukcje dla posłów. Gdy te zostały wyłonione, wtedy głosowano za kandydatami i redagowano lauda, czyli zapisy postanowień sejmikowych. Sam sejmik zaś trwał bardzo różnie, niekiedy był to dzień, a czasem nawet cały tydzień, co wzmagało zawiści i zatargi.

Czytaj więcej

Zwłoki – niebezpieczny przedmiot pożądania i badań

Używanie liberum veto groziło śmiercią

Z biegiem czasu i z biegiem powszechnego upadku politycznej kultury w kraju, kryzys zaczęły przeżywać również sejmiki. Widać to zwłaszcza w relacjach z XVIII wieku. Liberum veto – nieszczęście, które toczyło sejmy, było obecne również na sejmikach. Ale jego użycie było rzeczą bardzo niebezpieczną, aby nie powiedzieć hazardową, gdyż zerwanie sejmiku było traktowane jako „kradzież sejmiku”, przez co krzyczący veto szlachcic mógł spotkać się z gniewem pozostałych, a to mogło skończyć się dla niego tragicznie.

Stopniowo obrady, które zawsze bywały burzliwe, coraz częściej stawały się również krwawe. I tak Maurycy Franciszek Karp żyjący w XVIII wieku pisał wprost, że „lżą się najohydliwszemi słowy, zgrzytają, biorą się do oręża [...] rzeź nastaje, ten szuka odciętego nosa, ten odkrojonego maca ucha, ów palce rozsypane zbiera, tamtego krzywemi po twarzy piętnują krysami, owemu żelazo aż do mózgu przepadłszy, i potężną w pustej rozumu głowie otworzywszy dziurę, pijaną wypiera duszę. Krew się toczy ryczałtem, huczy strzelba: kule latają, dostaje się zbrodniom i niewinnemu”. Zatem nie trzeba było weta, aby obrady przybierały znacznie bardziej burzliwy przebieg niż tylko słowna dyskusja.

Dlaczego bywało tak gwałtownie? Otóż jednocześnie sam sejmik był swojego rodzaju świętem, na którym spotykano się, plotkowano, a przede wszystkim pito. Sejmik był złotym czasem dla karczmarzy. I to pijaństwo było niestety jedną z większych zmór obrad. Jak odnotowywał poeta Wacław Potocki w połowie XVII wieku: „Rzekę, bom wolny szlachcic, że dla pijatyki / Większa nas połowica jeździ na sejmiki”.

Alkohol ułatwiał zatargi, a powodów do nich było nie mało. Nierzadko bowiem dla przybyłej szlachty brakowało miejsca po karczmach i musieli spać pod gołym niebem. Miejsce w karczmie lub jego brak, jak się okaże na przykładzie Szadka, nieraz bywało czynnikiem wyzwalającym krwawą spiralę.

Krwawy sejmik w Szadku w 1622 r. 

Szadek – mała miejscowość w województwie sieradzkim, podobno stał się świadkiem jednego z najbardziej krwawych sejmików pierwszej połowy XVII wieku, jak pisał wojewoda brzesko-kujawski: „O szatkowskim sejmiku słychacz jakoby pod dwadzieścia człeka miało być zabitych, daj Boże aby się to odmieniło”. Pytanie jednak, czy był takim w rzeczywistości?

W 1623 r. zwołano sejm. W tym celu na grudzień w Szadku został wyznaczony sejmik przedsejmowy, na którym miano wyłonić kandydatów na posłów. Na sejmiku stawił się debiutujący starosta piotrkowski Olbracht Starołęski z liczną asystą zbrojną. Przybył również nieznacznie później wojewoda sieradzki Stanisław Bykowski. Rychło między ich ludźmi doszło do zatargu, w wyniku czego padli zabici i ranni. Wojewoda Stanisław Bykowski był typowym przedstawicielem szlachty ziemiańskiej w służbie Rzeczypospolitej. Wpierw był rotmistrzem, potem rozpoczął karierę polityczną jako poseł, a potem dostał własne starostwo. Przez cały czas skłaniał się raczej ku środowiskom regalistycznym, stąd też nie dziwi fakt, że poparł Zygmunta Wazę podczas rokoszu Zebrzydowskiego. Za wierną służbę król go docenił i mianował wojewodą sieradzkim, był zatem, co tu wiele mówić, osobą dominującą na sejmiku, jednym z lokalnych notabli.

W stosunku do niego starosta piotrkowski Olbracht Starołęcki był osobą znacznie mniejszego kalibru. Co prawda dzięki rodzinnym koneksjom był związany ze starą familią senatorską Przerębskich, ale w ziemi sieradzkiej był nieznany. Wszystko wskazuje na to, że przeniósł się z województwa poznańskiego do sieradzkiego i tam zaczął robić karierę. Był człowiekiem młodym, zaledwie trzydziestokilkuletnim, do tego obcym dla zebranych, z nieliczącej się familii, który zajął karczmy zarezerwowane między innymi dla zasłużonego obywatela, jakim był wojewoda Bykowski. A do tego przybył ze zbrojną obstawą, w której byli węgierscy hajdamakowie oraz Kozacy. Można już się spodziewać, jaki następnie był rozwój wypadków.

Z małej chmury krwawy deszcz, a wszystko przez karczmę

Powód późniejszych krwawych wydarzeń był prozaiczny, ale to pokazuje, jak krewkie niekiedy bywały szlacheckie głowy i jak łatwo dochodziło do zwady. 13 grudnia 1622 roku przybyła na sejmik szlachta zaczęła pertraktować ze służbą Starołęskiego, aby zwolnił miejsca. Zgodnie z zapisami starosta piotrkowski miał ustąpić miejsca w gospodach. Ale ociągał się i okupował gospody, siedząc w nich ze swoją blisko 30-osobową obstawą. Ciężka atmosfera między starostą a szlachtą sieradzką narastała. Aby mediować w sprawie, udało się do niego dwóch Bykowskich: Piotr, rodzony brat wojewody, oraz Wojciech, jego brat stryjeczny. Oznacza to, że wysłano nie byle jakie osoby, ale ważnych członków rodziny. Wtedy ze strony ludzi starosty sieradzkiego poszła salwa, padli ranni i zabici, w tym obydwaj Bykowscy.

Rozlew krwi postępował, pozostała szlachta sieradzka nie chciała bowiem zostać dłużna i rozpoczęła szturm na kwatery Starołęskiego. Zdaje się, że zadziałał po prostu mechanizm lokalnej lojalności i niezgody na warcholstwo, jakie prezentował swą postawą starosta piotrkowski. Przed rzezią, której by niechybnie dokonali, powstrzymał ich poseł królewski i marszałek sejmiku, którzy uratowali starostę sieradzkiego i ostudzili szlacheckie głowy. Padły oskarżenia, że starosta chciał wręcz urządzić zasadzkę i wystąpić przeciwko szlachcie sieradzkiej. Wszystko wskazuje na to, że samo zajście było wynikiem pewnego rodzaju nieporozumienia. Trudno bowiem wyobrazić sobie, aby starosta piotrkowski postanowił świadomie wystąpić przeciwko całemu sejmikowi. Byłoby to samobójstwem, ale do zatargu doszło i krew się rozlała.

Najpierw wydawało się, że zajście było bardzo krwawe, mówiono, że zginęło łącznie 12, a nawet 20 ludzi. Taka plotka krążyła po kraju i rozgrzewała emocje komentatorów. W rzeczywistości sejmik nie był aż tak krwawy. Zginęło czterech ludzi, a rannych zostało kilkoro kolejnych. Przy czym faktycznie większe ofiary poniosło stronnictwo wojewody.

Rodzina Bykowskich, jak nietrudno się domyślić, chciała dochodzić sprawiedliwości, ale zarazem, co ciekawe, zdecydowała się nie eskalować konfliktu. O samym zajściu milczały lauda, nie poruszono też tej sprawy w diariuszach sejmowych, co może wskazywać, że nie mówiono o niej podczas sejmu. W kilka miesięcy po krwawym sejmiku doszło do ugody i wypłacenia poszkodowanym odszkodowań. W sprawę mediacji włączył się nawet prymas, który doprowadził do zawarcia porozumienia.

Edward Opaliński, wybitny badacz tematu, wskazuje, że w zażegnanie konfliktu między Bykowskim a Starołęckim byli zaangażowani wysoce postawieni protektorzy starosty piotrkowskiego, którzy załagodzili sprawę i ostatecznie doprowadzili do tego, że sam starosta piotrkowski uniknął odpowiedzialności. Znaczenie miał też fakt, że obie strony konfliktu należały do stronnictwa regalistów. Ponadto powód całego zajścia był prozaiczny i nie wiązał się z politycznym sporem.

Czytaj więcej

Jak stać się najlepszą wersją samego siebie

Polityczne dysputy zawsze wiążą się z ryzykiem

No właśnie, ale czy wydarzenia z Szadka były regułą, czy może odstępstwem w pierwszym okresie istnienia Rzeczypospolitej Obojga Narodów? Edward Opaliński dokonał gruntownej analizy sejmików, zliczając tumulty i krwawe zajścia na sejmikach. I nie wyglądało to tak źle, w latach 1587–1652 bowiem doszło do incydentów jedynie podczas 1,3 proc. sejmików. Oznacza to, że nie były one synonimem burd i awantur. T0 nie znaczy, że nie bywało krwawo, a wydarzenia z 1622 roku nie stanowiły jakiegoś niezwykłego, niechlubnego wyjątku.

Nie licząc Szadka, ofiary śmiertelne zdarzyły się na sejmiku w Ostrowie Mazowieckiej w 1645 r. Padło trzech zabitych i 50 rannych. Jak odnotowywał Albrycht Radziwiłł: „Ledwo Jabłonowski jako poseł królewski wedle zwyczaju wszedł do kościoła, natychmiast powitano go z rusznicy. Wtedy posypały się̨ inne kule i trzech [...] było zabitych, jednak poza kościołem, a pięćdziesięciu rannych”. Dalej, w 1615 r. zabito służbę kanclerza koronnego Szczęsnego Kryskiego, kiedy ten chciał przegłosować niepopularne zapisy. Odnotowywano też krwawe zajścia, czyli takie, w trakcie których co prawda padali ranni, ale nie zabici, oraz użycie broni, które nie niosło za sobą większych konsekwencji. Jednak dopiero późniejsze lata przyniosły większe rozprężenie politycznych obyczajów na sejmikach. Tak czy siak, podobnie jak dziś, polityczne dysputy wiązały się z ryzykiem i warto było zachowywać stosowną dozę ostrożności.

Paweł Rzewuski jest doktorem filozofii i historykiem. Zajmuje się filozofią polityki i historią społeczną. Autor powieści kryminalnej „Syn Bagien” oraz popularnonaukowej książki o przedwojennej Warszawie „Grzechy Paryża Północy” . przygotowuje książkę poświęconą tożsamości sarmackiej i I Rzeczpospolitej.

Sejmiki szlacheckie wskazuje się jako apogeum sarmackiego warcholstwa, jeden z największych problemów Rzeczypospolitej Obojga Narodów, który doprowadził wręcz do jej upadku. Ma być to miejsce, gdzie krzyczano, zamiast rozmawiać, i gdzie sięgano po szable, zamiast dochodzić do konsensusu. W efekcie panował w owej Rzeczypospolitej bezład.

Zarazem większość relacji o burzliwych sejmikach znamy z wieku XVIII, mniej jest ich z wieku XVII. Niemniej to właśnie ten z XVII stulecia, sejmik w Szadku z 1622 r., odbił się szerokim echem w ówczesnym społeczeństwie. Podobno miało tam zginąć nawet 20 osób. Pytanie brzmi: czy był on czymś wyjątkowym, czy raczej stanowił już normę bądź zapowiedź tego, co będzie miało miejsce u schyłku Rzeczypospolitej. Zanim jednak przejdziemy do tego zajścia, warto pochylić się odrobinę nad istotą i rolą sejmików szlacheckich.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi