Macedonia Północna: szach mat

Jeżeli na lotnisku w Salonikach niefortunnie poprosilibyśmy o podwiezienie do granicy z Macedonią, w najlepszym wypadku kierowca z pobłażliwością dla naszej niewiedzy wyjaśni, że przecież „znajdujemy się w Macedonii”.

Publikacja: 14.06.2024 17:00

Wydaje się, że bułgarskie weto zbulwersowało Macedończyków nawet bardziej niż blokujące ich przez ćw

Wydaje się, że bułgarskie weto zbulwersowało Macedończyków nawet bardziej niż blokujące ich przez ćwierć wieku weto greckie. Na zdjęciu, już po podpisaniu Porozumienia z Prespy, premier Macedonii Północnej Zoran Zaev (po lewej) i premier Grecji Alexis Tsipras. Skopje, 2 kwietnia 2019 r.

Foto: EPA/GEORGI LICOVSKI/pap

Macedonii Północnej nie da się przedstawić ani zrozumieć, nie wspominając o konfliktach. Choć wyszła cało z burzliwego rozpadu Jugosławii, trawiona jest nieustanną wojną, którą toczy ze swoimi dwoma największymi sąsiadami: Grecją i Bułgarią. W zasadzie można powiedzieć, że tożsamością Macedończyka jest konflikt.

Gdy w 2016 roku w trakcie studiów przygotowywałam się do półrocznego pobytu w Skopje, wiedziałam już trochę o sporze grecko-macedońskim, który był wówczas postrzegany za główny czynnik blokujący wejście Macedonii do Unii Europejskiej. Z całego bałkańskiego kotła istotnych kwestii ten wydawał mi się najbardziej fascynujący, dlatego stał się dla mnie oczywistym tematem pracy magisterskiej. Zamierzałam spędzić parę miesięcy w kraju, którego większość moich znajomych nie potrafiła nawet umiejscowić na mapie, przeprowadzając wywiady z miejscowymi i konfrontując z rzeczywistością, którą uznawałam wtedy za groteskowy obraz, wyolbrzymiony przez teksty prasowe oraz dyskusje na forach internetowych.

Absurd dosięgnął mnie szybciej, niż mogłam przypuszczać. Zaczęło się niewinnie. Mój studencki budżet miał być zasilany w euro ze stypendium Erasmus. Szukałam więc sposobu, aby wypłacać pieniądze z bankomatów na terenie Macedonii, unikając przewalutowania. Skontaktowałam się mailowo z firmą mającą w Europie sieć bankomatów z wypłatami właśnie w euro, także w krajach, w których nie jest to obowiązująca waluta. Moje zapytanie brzmiało mniej więcej tak:

„Szanowni Państwo,

od września podejmuję studia w Macedonii (Skopje). Chciałabym uprzejmie prosić o udzielenie informacji, czy na terenie Macedonii posiadają Państwo bankomaty i czy w związku z tym istnieje możliwość wypłacenia z nich gotówki w euro z polskiego konta?”.

Jak się okazało, firma nie miała przedstawicieli w Macedonii. Centrala, chcąc jednak udzielić pomocy potencjalnej klientce, nie odpisała bezpośrednio do mnie. Przekazała zapytanie do najbliższej Macedonii placówki. Do greckich Salonik. Odpowiedź otrzymałam następnego dnia.

„Szanowna Pani,

nie posiadamy bankomatów na terenie FYROM (Skopje). Gdyby potrzebowała Pani euro w FYROM (Skopje), może Pani skorzystać z bankomatów w Tesalonikach (Macedonia)”.

FYROM (Former Yugoslav Republic of Macedonia, Była Jugosłowiańska Republika Macedonii) było „tymczasową” nazwą macedońskiego państwa, zalecaną przez ONZ w stosunkach dyplomatycznych po tym, jak Grecja oprotestowała przyjęcie przez Macedonię jej konstytucyjnej nazwy (Republika Macedonii) i ogłoszeniu przez kraj niepodległości (8 września 1991 roku). Południowemu sąsiadowi Macedończyków nie spodobały się przyjęte przez nich symbole narodowe. Wymusił więc zmianę pierwszej flagi (pierwotnie było nią szesnastopromienne słońce na czerwonym tle), nie uznał nazwy konstytucyjnej, a w 2008 roku ogłosił weto, zamykając drogę Macedonii do struktur unijnych. Miało ono pozostać w mocy aż do chwili, gdy kraj zmieni konstytucję i zastąpi Republikę Macedonii akceptowanym przez Grecję określeniem.

Grecy oskarżają Macedonię o fałszowanie i kradzież ich historii oraz tożsamości. Zastrzegają sobie również wyłączne prawo do używania terminów „Macedonia” i „Macedończyk” oraz do dziedzictwa imperium Aleksandra Macedońskiego. Grecki polityk i pisarz Nikolaos K. Martis w publikacji „Fałszowanie historii Macedonii” neguje istnienie osobnego etnosu macedońskiego. Na dwudziestu trzech stronach wyjaśnia, w jaki sposób Socjalistyczna Republika Macedonii, a następnie FYROM, wykorzystały polityków i historyków, aby przekonać opinię międzynarodową do uznania istnienia narodu macedońskiego, bez merytorycznych podstaw. Dowodzi jednocześnie, powołując się na Koran, źródła hebrajskie, pisarzy rzymskich (Tytus Liwiusz) oraz – a jakże! – greckie sławy (Hezjoda, Herodota, Polibiusza), że to współcześni Grecy są bezpośrednimi i jedynymi spadkobiercami Aleksandra Wielkiego.

„Spór o nazwę” podzielił świat akademicki. W 2009 roku dwustu uczonych, specjalistów od epoki starożytnej, wysłało list do prezydenta Baracka Obamy z prośbą o interwencję w „nową kwestię macedońską”. Wśród starożytników większość stanowiły osoby pochodzenia greckiego z instytucji na całym świecie – głównie Grecji i USA – ale w wykazie podpisanych znajdują się także historycy z Węgier, Francji, Niemiec, a nawet dwóch uczonych z Polski: profesor Karol Myśliwiec, członek Polskiej Akademii Nauk, oraz doktor habilitowany Sławomir Sprawski, autor wydanej w 2006 roku „Historii Grecji”. List kończył się wezwaniem:

„Prosimy Pana, Panie Prezydencie, o udzielenie pomocy – w sposób, jaki uznasz za stosowny – rządowi w Skopje w zrozumieniu, że nie może budować tożsamości narodowej kosztem prawdy historycznej. Społeczność międzynarodowa nie przetrwa, jeśli historia będzie ignorowana, tym bardziej, gdy będzie fabrykowana”.

Czytaj więcej

Krzysztof Zanussi: Za tolerancją może kryć się przyzwolenie na zło

Dokonaj korekty

Bardzo szybko okazało się, że nawet moja skromna studencka obecność w Macedonii obfitować będzie w międzynarodowe skandale. Już na początku pobytu wetknęłam kij w mrowisko, wybierając mocno niefortunną nazwę bloga i strony na Facebooku: „Are you fyrom?”. Myślałam wtedy, że ironiczne pytanie i zapisany prześmiewczo małymi literami akronim zadziała intrygująco i zainteresuje Polaków niezaznajomionych z problematyką kwestii macedońskiej. W pierwszym tygodniu przez stronę na Facebooku przetoczyła się dyskusja, a właściwie stoczono parę grecko-macedońskich bitew. Część Macedończyków była zachwycona powstaniem strony promującej Macedonię, część domagała się natychmiastowego jej usunięcia ze względu na obraźliwą nazwę, a paru przypadkowych Greków żądało z kolei usunięcia z opisu strony określeń „Macedonia”, „macedoński” i tym podobnych, jeżeli mowa „o kraju Skopje”.

Był to zaledwie początek mojej mało poprawnej politycznie działalności. Przyjechałam w konkretnym celu: aby zebrać materiały do pracy magisterskiej. Zamierzałam korzystać nie tylko z macedońskich źródeł, lecz także w miarę możliwości poznać punkt widzenia sąsiadów Macedonii, w tym tych z południa. Chciałam przeprowadzać wywiady z osobami mniej lub bardziej związanymi z sektorem turystycznym. Po nawiązaniu pierwszych kontaktów z przewodnikami macedońskimi zaczęłam również wysyłać wiadomości do przewodników na południe od Gevgeliji. Po raczej pozytywnej reakcji strony macedońskiej zaskoczyło mnie przyjęcie przez Greków. Ponad połowa dość szorstko odmówiła współpracy, pojawiło się też parę antymacedońskich oświadczeń. Otrzymałam nawet automatycznie generowane ostrzeżenia o naruszeniu regulaminu serwisu, w związku z zakwalifikowaniem przez jednego z użytkowników mojej wiadomości jako „obrazy, mającej u podstaw uprzedzenia religijne, polityczne, etniczne lub inne”. Do serca najbardziej wzięłam radę nadesłaną przez osobę przedstawiającą się jako przewodnik, archeolog oraz autor książek naukowych o historii i kulturze Macedonii. Mail otwierało pasywno-agresywne zdanie: „Nie wiem, jaki poziom prezentuje szkolnictwo wyższe w Polsce, mam jednak nadzieję na nauczenie cię chociaż podstaw”. W dalszej części nastąpiła krytyka tytułu planowanej pracy magisterskiej („Potencjał turystyki w rozwiązywaniu konfliktów – przypadek Republiki Macedonii”). Autor wiadomości twierdził, że jest on błędny, „zgodnie z decyzją ONZ” nie istnieje bowiem państwo o takiej nazwie. Maila kończyło stwierdzenie: „Dokonaj korekty podstaw swojej pracy i wówczas będziesz mogła zapytać o opinię greckich archeologów i greckich przewodników turystycznych”.

Grecja: Macedonia to my

Zanim w 2019 roku Macedonia zmieniła nazwę konstytucyjną na Republika Macedonii Północnej, przekraczający granicę macedońsko-grecką w Gevgeliji mogli czuć się nieco skonfundowani. Po obu stronach granicy stał bowiem znak witający gości… w Macedonii. Niezależnie od strony, w którą się zmierzało, zawsze wjeżdżało się do Macedonii. I, cóż, zawsze się z niej wyjeżdżało.

Od początku konfliktu najbardziej zaangażowani są w niego Grecy z regionu Macedonii Egejskiej, rozciągającej się od Kastorii na zachodzie po Kavalę na wschodzie, ograniczonej na północy przez granicę z Republiką Macedonii (Północnej), a na południu sięgającej Chalkidiki. Jeżeli zatem na lotnisku w Salonikach niefortunnie poprosilibyśmy o podwiezienie do granicy z Macedonią, w najlepszym wypadku kierowca z pobłażliwością dla naszej niewiedzy wyjaśni, że przecież „znajdujemy się w Macedonii”. Od znajomych z polskiej ambasady słyszałam, że gdy wyjeżdżali do Salonik na większe zakupy, sprzedawczynie w hipermarketach odmawiały wystawienia faktury. Według nich dane były błędne. Skopje nie znajduje się przecież w Republice Macedonii. Jedyna Macedonia to ta ze stolicą w Salonikach!

Po kolejnym z kryzysów we wzajemnych stosunkach greckie służby graniczne zaczęły zasłaniać macedońskie rejestracje, zastępując litery „MK” (od macedońskiego Makedonija, Macedonia) naklejkami „NMK” (co jest mieszanką nazw: angielskiej – North Macedonia, i macedońskiej – Severna Makedonija): „Uznawanej w Grecji jako FYROM”. Do dziś zdarza się, że Macedończycy udający się na krótkie wakacje nad Morze Egejskie w okolicach Salonik wracają z zarysowanymi lub zamazanymi rejestracjami. Na podobne akty wandalizmu narażeni są ci, którzy po zmianie nazwy kraju nie wymienili rejestracji.

Najwięcej przykładów absurdalnych przepychanek znaleźć można chyba w świecie sportu. W 2020 roku reprezentacja Macedonii po raz pierwszy w historii zakwalifikowała się do Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Zanim zawodnicy wyszli na murawę, doszło do dyplomatycznej scysji. Grecy oprotestowali koszulki macedońskich piłkarzy. Na koszulkach znajdowała się nazwa Federacji Piłki Nożnej Macedonii ([...]/ Fudbalska Federacija na Makedonija). Powołując się na zapisy umowy prespańskiej, z której między innymi wyniknęła konieczność zmiany konstytucyjnej nazwy kraju, Grecy uznali, że koszulki te są [jej] naruszeniem. Piłkarze nie reprezentują Macedonii. Reprezentują Macedonię Północną.

Prezydent Federacji odpowiedział ze spokojem, że organizacja jest zarejestrowana w Macedonii jako organizacja pozarządowa, niefinansowana ze środków publicznych. A zgodnie z rzeczoną umową prespańską konieczność dodawania określenia „Północna” dotyczy wyłącznie instytucji państwowych. Grecy nie odpuścili. Po kolejnym meczu Czerwonych Rysiów ponownie wnieśli protest. Tym razem zastrzeżenia padły wobec macedońskich spikerów, komentujących spotkanie w – macedońskiej, oczywiście – telewizji publicznej. Oni również nie korzystali z nazwy Macedonia Północna, a – jak zauważali Grecy – telewizja publiczna jest instytucją finansowaną przez rząd i ma obowiązek używania nazwy ustalonej przez umowę prespańską.

Jeszcze zanim Macedonia zmieniła nazwę, Europejska Federacja Piłki Ręcznej zdyskwalifikowała zespół Greczynek podczas europejskich mistrzostw do lat siedemnastu. Greczynki, po trzydziestu dwóch sekundach spotkania, przerwały mecz i zeszły z boiska, żądając zmiany koszulek przez Macedonki. Na dresach ich oponentek widniał bowiem napis „Macedonia”, a nie „FYROM”, czego domagały się Greczynki. Na znak protestu nie wróciły na boisko, a spotkanie skończyło się technicznym zwycięstwem macedońskiej reprezentacji.

Macedończycy nie pozostawali Grekom dłużni. Na każdą stronę internetową, książkę i pracę naukową udowadniającą greckość Aleksandra Wielkiego przypada jedna, przedstawiająca fakty przemawiające za bezpośrednim związkiem współczesnych Macedończyków z Macedończykami z czasów antycznych. Ze szczególną lubością cytują greckiego retora Demostenesa, który nazywał Filipa II Macedońskiego barbarzyńcą niemającym nic wspólnego z Grekami. Macedońscy historycy wskazują też, że Aleksandrowi odmówiono udziału w igrzyskach olimpijskich, w których udział mogli wziąć tylko Grecy.

Po podpisaniu umowy prespańskiej spór macedońsko-grecki wcale nie ucichł. Po obu stronach granicy dochodziło do gwałtownych protestów, do których włączali się nawet najwyżsi przedstawiciele hierarchii kościelnej. Tymczasem premierzy obu krajów zostali zgłoszeni do Pokojowej Nagrody Nobla, a macedońscy politycy z partii rządzącej (SDSM) z Zoranem Zaevem na czele czekali na spektakularny sukces: przyjęcie w struktury NATO oraz rozpoczęcie rozmów akcesyjnych do Unii Europejskiej.

Wtedy pałeczkę przejęli Bułgarzy.

Bułgaria jako pierwsze państwo uznała macedońską niepodległość – w styczniu 1992 roku, cztery miesiące po ustanowieniu Republiki Macedonii. W tym samym roku ówczesny prezydent Bułgarii Želu Želev stwierdził, wyrażając tym opinię ogromnej części społeczeństwa bułgarskiego: „Oczywiste jest, że Macedończycy nie są prawdziwym narodem. Ale ze względów politycznych nie możemy sobie pozwolić, aby narzucać tożsamość narodową Macedończykom”. Wielu Bułgarów zarówno w rozmowach prywatnych, jak i publicznych debatach od dekad głośno przekonuje, że Macedończycy „to Bułgarzy, którym Tito narzucił sztuczną tożsamość”.

Zarzuty dotyczące rzekomego przywłaszczania historii i kultury sąsiada zwięźle podsumował Božidar Dimitrov, historyk i były dyrektor Narodowego Muzeum Historycznego w Sofii. W swojej książce „Dziesięć kłamstw macedonizmu” wymienia największe fałszerstwa zakorzenione w macedońskiej mentalności. Wśród nich znajdują się: przekonanie o czystości rasowej macedońskich Słowian, w przeciwieństwie do pochodzących od Tatarów Bułgarów; określanie średniowiecznego cara Samuela i jego imperium przymiotnikiem „macedoński” zamiast „bułgarski”; walka organizacji VMRO o macedońską niepodległość czy postrzeganie obecności bułgarskiego wojska w Macedonii podczas II wojny światowej jako okupacji, podczas gdy tak naprawdę było ono wyzwolicielem.

Czytaj więcej

Ekorolnictwo nie uratuje planety

Bułgaria: historia i kultura

Konflikt pomiędzy niepodległą od 1991 roku Macedonią a Bułgarią tlił się przez ostatnich trzydzieści lat pod zręcznie utrzymywanymi pozorami dobrych sąsiedzkich relacji. W 2017 roku oba kraje podpisały Porozumienie o Przyjaźni. Zgodnie z najczęściej cytowanym, ósmym artykułem porozumienia miał on zobowiązywać sąsiadów do powołania Wspólnej Multidyscyplinarnej Komisji Eksperckiej do spraw Historycznych i Edukacyjnych. Cel? Wypracowanie wspólnego, opartego na „obiektywnej, naukowej interpretacji wydarzeń historycznych, popartej autentycznymi źródłami historycznymi”, stanowiska w budzących kontrowersję, sprzecznych punktach widzenia. I to właśnie na niedotrzymanie warunków porozumienia wskazywał bułgarski premier Boyko Borisov, gdy w listopadzie 2020 roku zawetował wejście Macedonii do NATO i rozpoczęcie rozmów akcesyjnych do Unii Europejskiej. Wydaje się, że bułgarskie weto zbulwersowało Macedończyków nawet bardziej niż blokujące ich przez ćwierć wieku weto greckie. Gdy przyjrzeć się żądaniom Bułgarów wobec sąsiada, można zrozumieć to rozgoryczenie wynikające z bezradności i bezskutecznych trzydziestoletnich prób spełnienia unijnych oczekiwań. Wystarczy przytoczyć jedną z wielu bulwersujących wypowiedzi ministry spraw zagranicznych Bułgarii Ekateriny Zaharievej, która w wywiadzie dla „Die Welt” w 2020 roku porównała upamiętnienie czterdziestej rocznicy śmierci Josipa Broza-Tito w Skopje do upamiętniania Hitlera w Berlinie.

Prawdziwym mistrzem kontrowersyjnych wypowiedzi okazał się minister obrony narodowej Bułgarii Krasimir Karakačanov. Często występował on w rodzimych programach publicystycznych, bo stacje telewizyjne szybko przekonały się, że zapewnia wysoką oglądalność. Przy jednej z takich okazji stwierdził: „Powiedziałem politykom ze Skopje, że są dwa rozwiązania: albo dołączą do Albanii i w ciągu dwudziestu lat zostaną albańską prowincją, albo zintegrują się z Unią w ramach państwa bułgarskiego”. W 2021 roku bułgarski minister otwarcie zagroził swojej macedońskiej odpowiedniczce, że jeżeli Macedończycy nie zrobią tego sami, osobiście wyśle bułgarskich żołnierzy, aby usunęli wszystkie tablice i pomniki nazywające „pobyt” bułgarskich wojsk w Macedonii w latach 1941–1944 okupacją. Sąsiedzi zarzucają Macedończykom zresztą nie tylko przywłaszczenie należących do nich postaci ważnych dla historii i kultury. Weto, postawione w 2019 roku, przewidywało między innymi, że Bułgaria nie zgodzi się na wejście Macedonii Północnej do Unii Europejskiej, jeśli ta będzie naciskać na wpisanie języka macedońskiego na listę języków używanych w UE. Pojęcie „język macedoński” miał zastąpić eufemizm: „język używany na terytorium i przez mieszkańców Macedonii Północnej”. Bułgarzy uważają bowiem, że język macedoński jest jedynie dialektem języka bułgarskiego.

Fragment książki Justyny Mleczak „Macedonia Północna. W rytmie oro”, która ukazała się w czerwcu nakładem Wydawnictwa Poznańskiego, Poznań 2024

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Justyna Mleczak jest autorką bloga Do Macedonii, pilotką wycieczek, przewodniczką i organizatorką wyjazdów w duchu turystyki zrównoważonej. Rozumie turystykę jako „miejsce spotkań, obcowanie z kulturą, z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, poszerzanie horyzontów i możliwość przyglądania się sobie w innych”.

Macedonii Północnej nie da się przedstawić ani zrozumieć, nie wspominając o konfliktach. Choć wyszła cało z burzliwego rozpadu Jugosławii, trawiona jest nieustanną wojną, którą toczy ze swoimi dwoma największymi sąsiadami: Grecją i Bułgarią. W zasadzie można powiedzieć, że tożsamością Macedończyka jest konflikt.

Gdy w 2016 roku w trakcie studiów przygotowywałam się do półrocznego pobytu w Skopje, wiedziałam już trochę o sporze grecko-macedońskim, który był wówczas postrzegany za główny czynnik blokujący wejście Macedonii do Unii Europejskiej. Z całego bałkańskiego kotła istotnych kwestii ten wydawał mi się najbardziej fascynujący, dlatego stał się dla mnie oczywistym tematem pracy magisterskiej. Zamierzałam spędzić parę miesięcy w kraju, którego większość moich znajomych nie potrafiła nawet umiejscowić na mapie, przeprowadzając wywiady z miejscowymi i konfrontując z rzeczywistością, którą uznawałam wtedy za groteskowy obraz, wyolbrzymiony przez teksty prasowe oraz dyskusje na forach internetowych.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi
Materiał Promocyjny
Zarządzenie flotą może być przyjemnością
Plus Minus
Przydałaby się czystka