Izrael na cenzurowanym

Wraz z rosnącą liczbą ofiar w Strefie Gazy Tel Awiw spotyka się na świecie z bezprecedensową skalą krytyki i ostracyzmu

Publikacja: 07.06.2024 10:00

Izrael na cenzurowanym

Foto: ABIR SULTAN/POOL/AFP

Gdy na początku 2013 r. Izrael rozpoczął budowę kolejnych kilku tysięcy domów dla osadników na Zachodnim Brzegu Jordanu, Barack Obama miał nie kryć swojej frustracji. Według dobrze poinformowanego publicysty Bloomberga Jeffreya Goldberga amerykański prezydent w rozmowie z doradcami głośno mówił, że ma już dojść Beniamina Netanjahu. „Izrael nie wie, co leży w jego najlepszym interesie”, miał powtarzać jak mantrę.

Oceniając politykę izraelskiego premiera w sprawie Palestyńczyków, Obama miał nazwać go politycznym tchórzem, który „nie chce wykorzystać kapitału politycznego do znalezienia kompromisu”, i przestrzegać, że jeśli Netanjahu nie zmieni swoich działań, to powiedzie swój kraj ścieżką prowadzącą wprost do niemal całkowitej izolacji na arenie międzynarodowej. „Jeśli niewielkie państwo w nieprzyjaznym regionie stanie się pariasem i zrazi do siebie nawet Stany Zjednoczone, to nie przetrwa”, miał zauważyć prezydent.

Dekadę później Netanjahu znów stoi na czele izraelskiego rządu, a prognoza Baracka Obamy jest bliższa sprawdzenia się niż kiedykolwiek wcześniej.

Czytaj więcej

Opowieść, którą serwują nam Ukraińcy

Izraelski dyplomata o protestach na świecie. „Uczciwie można powiedzieć, że jest to zjawisko bezprecedensowe”

26 maja 2024 r. nocne niebo w leżącym na południu Strefy Gazy Rafah rozświetliły łuny pożarów, które ogarnęły obozowisko dla palestyńskich uchodźców. Ogień niszczył i wykręcał prowizoryczne baraki zbudowane z blachy. W pożodze spowodowanej izraelskim nalotem zginąć miało co najmniej 45 osób. Ich ciała przez cały następny dzień wydobywano spośród zgliszczy. Oficjalnie celem nalotu byli wysocy rangą członkowie terrorystycznej organizacji Hamas.

Zniszczenie obozu w Rafah wywołało oburzenie wśród europejskich liderów. Prezydent Francji Emmanuel Macron w mediach społecznościowych skrytykował działania Izraela i wezwał do natychmiastowego zawieszenia broni w Strefie Gazy. Dzień później magazyn „Politico” napisał, że po raz pierwszy podczas spotkania ministrów spraw zagranicznych Unii Europejskiej dyskutowano o możliwych sankcjach przeciwko Izraelowi, jeśli ten nie zastosuje się do wyroku Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości (MTS). 24 maja sędziowie w Hadze nakazali Izraelczykom zaprzestania działań wojennych w Rafah, gdzie schronił się ponad milion Palestyńczyków. Tel Awiw zignorował tę decyzję. 

W tym samym czasie to, co dzieje się w Gazie, skłoniło prokuratora Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) Karima Khana do złożenia wniosku o aresztowanie premiera Beniamina Netanjahu, ministra obrony Joawa Galanta oraz trzech przywódców Hamasu. Śledczy oskarża ich o „odpowiedzialność za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości, popełnione od października 2023 r. na terytorium Izraela i Strefy Gazy”.

Chwilę wcześniej wściekłość izraelskiego rządu wywołała decyzja Norwegii, Hiszpanii i Irlandii o uznaniu niepodległości Palestyny. Trzy państwa podkreśliły, że potępiają Hamas, ale opowiadają się za rozwiązaniem dwupaństwowym. I choć ten ruch nie będzie miał żadnego wpływu na sytuację Palestyńczyków, to jego wymiar symboliczny jest znaczący. Do tej pory żadne ważne państwo Zachodu nie podjęło takiej decyzji. W odpowiedzi Izrael wycofał swoich ambasadorów z trzech stolic. Kilka tygodni później Palestynę uznała również Słowenia.

W związku z izraelską operacją w Gazie Turcja, jeden z bliższych muzułmańskich partnerów Tel Awiwu, ogłosiła, że całkowicie zawiesza wymianę handlową z Izraelem, dopóki ten nie zakończy wojny. Krytyka pod adresem Beniamina Netanjahu płynie także z Ameryki Południowej. Kilka tygodni temu Kolumbia i Boliwia zerwały relacje dyplomatyczne z Tel Awiwem. Na początku maja Zgromadzenie Ogólne większością 142 głosów zagłosowało za zwiększeniem uprawnień Palestyny w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Po przyjęciu rezolucji izraelskich ambasador przy ONZ Gilad Erdan demonstracyjnie wrzucił kopię Karty Narodów Zjednoczonych do przenośnej niszczarki.

Jeszcze w grudniu 2023 r. Republika Południowej Afryki oskarżyła przed MTS Izraelczyków o dopuszczanie się w Gazie ludobójstwa. Wniosek poparły Chile, Meksyk, Brazylia oraz Indonezja.

Zgrzyta także w relacjach z najbliższym sojusznikiem i patronem Izraela, czyli Stanami Zjednoczonymi. Gdy w marcu 2024 r. Rada Bezpieczeństwa ONZ głosowała nad rezolucją wzywającą do natychmiastowego zawieszenia broni na czas ramadanu oraz do uwolnienia zakładników i zwiększenia dostępności pomocy humanitarnej dla Gazy, Waszyngton wstrzymał się od głosu. To rzadkość, bo Amerykanie co do zasady wetują wszystkie rezolucje dotyczące Izraela. W związku z ignorowaniem przez premiera Netanjahu amerykańskich apeli o nieprzypuszczanie ataku na Rafah administracja Joe Bidena wstrzymała jeden transport amunicji dla Tel Awiwu. Biały Dom zagroził dalszym blokowaniem dostaw broni, jeśli Izraelczycy nie zrezygnują z planów szturmowania gęsto zaludnionego miasta.

Jak pisze „New York Times”, na podobny ruch zdecydowały się także inne kraje, w tym Belgia, Włochy i Hiszpania. W lutym holenderski sąd zakazał eksportu części do myśliwców F-35. Miesiąc później Kanada, która rocznie sprzedaje do Izraela wart miliony dolarów sprzęt wojskowy, wstrzymała jego eksport. Po ataku na konwój z wolontariuszami World Central Kitchen członek brytyjskiej Izby Lordów i były doradca ds. bezpieczeństwa w gabinecie Tony’ego Blaira Peter Ricketts wezwał zaś premiera Rishiego Sunaka do zaprzestanie dozbrajania Tel Awiwu. Apel w tej sprawie podpisały także setki byłych polityków, prawników i sędziów, z których wielu, jak zauważa lewicowy dziennik „Guardian”, wcześniej było zwolennikami Izraela.

Antyizraelskie nastroje rozlewają się po świecie. Chodzi nie tylko o demonstracje na amerykańskich uczelniach. Jak pisze izraelski dziennik „Haaretz”, wielu żydowskim akademikom odwołano wykłady albo wycofywano artykuły z pism naukowych. W trakcie 68. Konkursu Eurowizji reprezentantka Izraela została wygwizdana przez publiczność zebraną w szwedzkim Malmö. Pojawiły się także głosy, że w ogóle nie powinna być dopuszczona do rywalizacji.

– Absolutnie uczciwe można powiedzieć, że jest to zjawisko bezprecedensowe. Bardziej niż o izolacji można moim zdaniem mówić o traktowaniu Izraela jak państwa zbójeckiego – mówi „Plusowi Minusowi” Alon Pinkas, były doradca kilku izraelskich ministrów spraw zagranicznych oraz były ambasador.

Podsumowując wszystkie działania wymierzone w Tel Awiw od początku wojny w Gazie, eksperci mówią o „dyplomatycznym tsunami” albo „państwie pariasie”. – Trzeba pamiętać, że z większością swoich dotychczasowych partnerów Izrael wciąż ma poprawne relacje. Intensywność protestów w obszarze euroatlantyckim przybrała jednak skalę, jakiej wcześniej nie widzieliśmy. Ruch wzywający do sankcji i bojkotu dociera do miejsc, gdzie kiedyś go nie było, np. do naszego regionu. Przykładem mogą być zawsze proizraelskie Czechy. Nowością jest także otwarta dyskusja na poziomie administracji prezydenta Stanów Zjednoczonych i Kongresu, czy zablokować pomoc dla Izraela – tłumaczy „Plusowi Minusowi” dr Artur Skorek, badacz Izraela z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Polski ekspert ostrzega: na niekorzyść Izraela gra czas

Gdy na początku października 2023 r. terroryści z Hamasu w trakcie rajdu w głąb Izraela w bestialski sposób zamordowali ponad 1200 osób, a 250 innych porwali, niemal cały świat solidaryzował się z Tel Awiwem. Gdy chwilę później izraelskie wojska weszły do Strefy Gazy, by raz na zawsze zniszczyć Hamas i uwolnić zakładników, wiele państw wyrażało wsparcie dla tych działań. Osiem miesięcy później Izrael jest jednak w zupełnie innym miejscu, a po sympatii i współczuciu praktycznie nie ma śladu.

Na tę zmianę globalnych nastrojów wpłynęło wiele często powiązanych ze sobą czynników. – Masowy odwet za atak terrorystyczny z 7 października spowodował ogromną liczbę ofiar cywilnych i zniszczeń – przypomina Alon Pinkas, zauważając jednocześnie, że ma znaczenie, iż ten konflikt jest asymetryczny, a świat wcześniej przez wiele lat potępiał okupację palestyńskich terenów. – To wszystko się skumulowało teraz w Gazie – mówi.

Zdjęcia z niewielkiej, dawniej gęsto zabudowanej Gazy, gdzie przed wojną mieszkały 2 mln ludzi, teraz zrównanej z ziemią, obiegły świat. Ostrzały i bombardowania zniszczyły szpitale, szkoły, meczety i domy mieszkalne. Trzeba jednak pamiętać, że część z nich Hamas wykorzystywał jako punkty oporu, a przebywających tam cywilów jako żywe tarcze.

Jeśli chodzi o liczbę ofiar, musimy polegać na danych palestyńskich. Według ministerstwa zdrowia Gazy w wyniku izraelskich działań zginęło już ponad 36 tys. osób, a 85 tys. zostało rannych. Jak pisze „Guardian”, pod koniec listopada 2023 r. w Strefie ginęło dziennie więcej ludzi niż w najkrwawszych amerykańskich atakach w Iraku czy Afganistanie. Gdy Waszyngton apelował do Netanjahu, by lepiej chroniono cywilów i stworzono dla nich korytarze humanitarne, Izrael dalej prowadził bombardowania.

– Takiej liczby ofiar po stronie palestyńskiej jeszcze nie widzieliśmy. Sama skala zniszczeń infrastruktury też jest bezprecedensowa. Według niektórych źródeł większość budynków mieszkalnych w Gazie została albo uszkodzona, albo zniszczona. Do tego mamy do czynienia z gigantyczną falą wewnętrznego uchodźstwa Palestyńczyków – mówi dr Skorek. Według szacunków ONZ swoje domy musiało opuścić ponad 85 proc. mieszkańców Gazy. „Nasz rząd poniósł porażkę w przekonywaniu świata, że walczymy z Hamasem, a nie wszystkimi Palestyńczykami”, powiedział w rozmowie z „New York Timesem” były izraelski dyplomata Nimrod Novik.

Oburzenie wzbudziło także niedopuszczanie przez Izrael pomocy humanitarnej dla ponad miliona Palestyńczyków zagrożonych głodem. Tel Awiw zasłaniał się tym, że nie trafia ona do cywilów, tylko jest wykorzystywana przez bojowników Hamasu. W tym kontekście ogromną falę krytyki wywołała śmierć wolontariuszy organizacji humanitarnej World Central Kitchen pomagającej żywić palestyńskich uchodźców. Wolontariusze zginęli w ataku izraelskich dronów.

Antyizraelskie emocje podgrzała reakcja Tel Awiwu na to wydarzenie. W mediach społecznościowych ambasador Izraela w Warszawie Jakow Liwne, zamiast wyrazić kondolencje dla rodziny Polaka, który zginął w tym ataku, zaczął pisać o polskim antysemityzmie. Nie była to jedyna kontrowersyjna wypowiedź padająca z ust przedstawicieli skrajnie prawicowego rządu Netanjahu. Nissim Vaturi, wiceprzewodniczący Knesetu z rządzącej partii Likud, stwierdził, że pora „wymazać Gazę z ziemi”, po czym dodał, że „Gaza powinna być spalona”. Z kolei minister obrony Joaw Galant publicznie uznał, że Izrael walczy z „ludzkimi zwierzętami”. Jego kolega, minister dziedzictwa narodowego Amihaj Elijahu, nie wykluczył zrzucenia na Strefę Gazy bomby atomowej.

W wizerunek Izraela uderza również narastająca przemoc żydowskich osadników na Zachodnim Brzegu. Od października 2023 r. ONZ odnotował już ponad 800 ataków osadników na Palestyńczyków. Skala przemocy jest tak duża, że USA i Unia Europejska nałożyły sankcje na najbardziej radykalnych przedstawicieli ruchu osadniczego.

– Na niekorzyść Izraela gra czas. Walki trwają już ponad pół roku i nie widać, by Tel Awiw osiągnął swoje cele. To wzmaga krytykę. Netanjahu nie chce dać częściowej kontroli nad Gazą Autonomii Palestyńskiej i widać, że nie ma pomysłu, co zrobić ze Strefą. Jeśli nastąpi trwała okupacja, to napięcia będą tylko rosły – zauważa dr Skorek.

Pod koniec maja podczas wizyty w Mołdawii amerykański sekretarz stanu Antony Blinken podkreślił, że Izrael potrzebuje powojennej strategii „tak szybko, jak to możliwe”, a jej brak będzie prowadził do chaosu. „Jak długo Tel Awiw będzie odmawiał dyskusji na temat przyszłości Gazy, trudno będzie tłumaczyć jego działania”, powiedział w rozmowie z mediami prof. Gerald Steinberg, politolog z Uniwersytetu Bar-Ilan.

Antyizraelskie nastroje na świecie wykorzystują i podsycają wreszcie także przeciwnicy Izraela. – Ta wojna jest wykorzystywana przez różne grupy, które już wcześniej wzywały do bojkotu Izraela, by wzmocnić swoją kampanię przeciwko naszemu krajowi, by organizować protesty i wpływać na politykę innych rządów – mówi „Plusowi Minusowi” dr Yonatan Freeman, analityk ds. międzynarodowych z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie.

Profesor Eytan Gilboa, były doradca izraelskiego rządu i wykładowca Uniwersytetu Bar-Ilan, wymienia konkretne środowiska, które jego zdaniem wpływają na zachodnią opinię publiczną. – Robią to muzułmanie, radykalna lewica oraz radykalna prawica. Część tych środowisk jest hojnie finansowana przez Katar i Arabię Saudyjską. Próbują przekonywać słuchaczy, że Palestyńczycy zawsze są ofiarami, a Izrael zawsze ich prześladuje – tłumaczy w rozmowie z „Plusem Minusem”. Faktem jest, że krytyka pod adresem Izraelczyków pada często na podatny grunt wśród ludzi, którzy nie orientują się za bardzo w sytuacji regionu.

Czytaj więcej

Fentanyl może zniszczyć relacje między USA a Chinami

Izraelczycy odrzucają krytykę. „Bojkot izraelskich artystów czy oprotestowanie udziału w Eurowizji uderza nie w tych ludzi, co trzeba 

Od początku wojny w Gazie Beniamin Netanjahu wydaje się głuchy na międzynarodową krytykę i nie przejmuje się rosnącą izolacją. – Nie dba o to. Myśli, że tylko na tym korzysta. Tylko więcej presji połączonej ze zmianą polityki Waszyngtonu mogłoby odnieść skutek – podkreśla Pinkas.

„Jeśli będziemy musieli działać sami, to będziemy działali sami”, powiedział premier Netanjahu podczas jednego z publicznych wystąpień. Gdy Hiszpania, Irlandia i Norwegia uznały niepodległość Palestyny, izraelski minister spraw zagranicznych Israel Kac zarzucił ich rządom wspieranie i nagradzanie terroryzmu. Po złożeniu wniosku przez prokuratora MTK premier nazwał go „największym antysemitą naszych czasów”.

Dla Netanjahu, który od lat twierdził, że tylko on może zapewnić bezpieczeństwo Izraela, tocząca się wojna oddala perspektywę rozliczeń zarówno za sprawy dotyczące korupcji, jak i o odpowiedzialność za nieprzygotowanie kraju do zamachu Hamasu z października 2023 r. Co więcej, jeśli Bibi, jak nazywają go zwolennicy, chce się utrzymać u władzy, musi słuchać koalicjantów ze skrajnej prawicy, którzy nie chcą rozmawiać o zakończeniu konfliktu w Gazie. „Mesjanistyczne i nacjonalistyczne ugrupowania nie rozumieją, jak bardzo Izrael zależy od świata i nie zdają sobie sprawy z siły społeczności międzynarodowej”, twierdzi na łamach portalu Media Line były izraelski dyplomata Alon Liel.

Na postawę Netanjahu wpływa również to, że mimo masowych antyrządowych protestów, których uczestnicy domagają się zawieszenia broni i uwolnienia zakładników, mnóstwo Izraelczyków, podobnie jak sam premier, nie zgadza się z międzynarodową krytyką.

– Ludzie reagują z niedowierzaniem, przerażeniem i złością – zauważa prof. Gilboa. „Jest ogromna różnica między tym, jak sami Izraelczycy postrzegają tę sytuację, a tym, co myśli świat”, mówi na łamach „New York Timesa” Nimrod Novik. Jak zauważa dziennik, wielu Izraelczyków twierdzi, że społeczność międzynarodowa ignoruje ich położenie, to, że w Gazie giną izraelscy żołnierze i że na kraj wciąż lecą rakiety wystrzeliwane przez Hamas albo wspierający go Hezbollah. Świat nie zawsze zauważa też traumę, w jakiej po ataku z 7 października wciąż znajduje się Izrael, a w szczególności rodziny zakładników. Z kolei nie wszyscy Izraelczycy rozumieją kroki podejmowane przez inne państwa. „Bojkot izraelskich artystów na festiwalach, odmowa finansowania izraelskich filmów czy oprotestowanie udziału w Eurowizji uderza nie w tych ludzi, co trzeba,” mówi „New York Timesowi” żydowska aktorka i pisarka Nathalie Rozens.

Pojawia się syndrom oblężonej twierdzy. – Jednostronne uznanie Palestyny przez Hiszpanię, Irlandię i Norwegię zwiększyło tylko paranoję Izraelczyków i wzmocniło argument Netanjahu, że Izrael jest osamotniony i w razie potrzeby będzie walczył gołymi rękami – mówi „Plusowi Minusowi” Laura Blumenfeld, analityczka ds. Bliskiego Wschodu z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa.

Na przełomie maja i czerwca pojawiła się szansa na zmianę dotychczasowej polityki Netanjahu. Joe Biden przedstawił bowiem trzyetapowy plan zakończenia wojny w Strefie Gazy. Pierwszy etap, który ma trwać sześć tygodni, zakłada natychmiastowe zawieszenie broni, wycofanie izraelskich wojsk z najludniejszych terenów, powrót uchodźców oraz wypuszczenie części zakładników przetrzymywanych przez Hamas. W kolejnych dwóch miałoby dojść do całkowitego wycofania Izraelczyków z Gazy, jej odbudowy oraz wypuszczenia pozostałych zakładników.

Hamas wypowiedział się o tych propozycjach pozytywnie. Eksperci pozostają jednak sceptyczni. Wszystko przez to, że w optyce Izraela wycofanie się z Gazy poskutkuje najpewniej tym, że władza wróci w ręce Hamasu, a przecież jego zniszczenie jest oficjalnym celem Tel Awiwu. Skrajnie prawicowi ministrowie Netanjahu już zapowiedzieli, że realizacja porozumienia poskutkuje ich wyjściem z rządu. Tym samym premier będzie najpewniej jak najdłużej lawirował i przedłużał rozmowy, byle tylko nie stracić władzy. Możliwe, że dojdzie jedynie do realizacji pierwszej fazy planu, a gdy zakładnicy wrócą do domów, a presja wewnątrz Izraela osłabnie, kolejnego etapu już nie uda się wynegocjować i walki zaczną się na nowo.

– Przewidywanie tego, że plan zostanie w pełni zrealizowany, byłoby naiwnością, bo konflikt bliskowschodni uczy nas, że nic nie idzie tam łatwo. Pewną nadzieję daje to, że Izrael nie ma pomysłu, jak zakończyć wojnę w Gazie. Pytanie, jak zachowa się Hamas, jeśli odzyska chociaż część władzy. Można się spodziewać, że będzie dochodziło do incydentów, które sprowokują izraelską armię do kolejnych ataków na tereny zarządzane przez Palestyńczyków. Mimo to warto mieć nadzieje, że nacisk różnych aktorów międzynarodowych będzie miał wpływ na łagodzenie stanowiska Izraela i na możliwość pokoju – mówi dr Skorek.

Dlaczego międzynarodowa pozycja Izraela jest ważna. „Trendy odciągają ten kraj od zachodnich sojuszników”

Część izraelskich ekspertów pytana o możliwe skutki międzynarodowego ostracyzmu bagatelizuje problem, podkreślając, że ich kraj mierzy się z nim od lat. „Izrael jest izolowany od 76 lat i zawsze będzie. Jest 50 krajów arabskich i tylko jedno państwo żydowskie. Zawsze będziemy bardziej krytykowani i potępiani”, mówi wspomniany już prof. Gerald Steinberg z Uniwersytetu Bar-Ilan. Ta postawa wynika głównie z tego, że Izrael wciąż może liczyć na wsparcie swojego najważniejszego sojusznika. – Może się cieszyć z dziesięciu przyjaciół, ale potrzebuje jednego, żeby przetrwać, czyli Stanów Zjednoczonych – zauważa Laura Blumenfeld.

Czytaj więcej

Armenia spogląda w stronę Zachodu. Czy ma szanse otrzymać taką pomoc, jakiej oczekuje

Tel Awiw może liczyć też na inne państwa, w tym np. Indie. – Fakt, że Izrael wciąż jest w stanie prowadzić tę wojnę tak długo, pokazuje, że krytyka nie wpłynęła na zmianę polityki w stosunku do Izraela, a relacje handlowe czy obronne wciąż się utrzymują – mówi dr Freeman. Niemniej nie oznacza to, że przedłużająca się izolacja nie stwarza zagrożeń. „Haaretz” zauważa, że bojkot izraelskich naukowców może odciąć kraj od globalnych badań i zadać „śmiertelny cios” środowisku akademickiemu. Izrael może też odczuć zawieszenie handlu z Turcją. – Ankara była jednym z pięciu jego największych partnerów handlowych, więc jest to znacząca decyzja. I chociaż Izrael ma alternatywę dla tego, co kupuje od Turcji, to fakt, że stosunki handlowe są zagrożone, stawia pod znakiem zapytania relacje między oboma krajami, co jest niebezpieczne i prowadzi do dalszej niestabilności regionu – tłumaczy „Plusowi Minusowi” dr Gallia Lindenstrauss, specjalistka ds. tureckiej polityki z Institute for National Security Studies.

Izolacja może odbić się również na bezpieczeństwie Tel Awiwu walczącego jednocześnie z Hamasem, Hezbollahem oraz, nie wprost, z Iranem. – Międzynarodowa pozycja jest ważna, ponieważ daje Izraelowi przestrzeń do prowadzenia operacji wojskowych w Gazie oraz siłę dyplomatyczną w organizacjach międzynarodowych, które mogą nałożyć na niego sankcje. Co więcej, obraz państwa izolowanego może zachęcić przeciwników Izraela do nasilenia przeciwko niemu wrogich działań – mówi dr Freeman.

Zdaniem dr. Skorka skutki swoich działań Tel Awiw może jednak odczuć dopiero za jakiś czas. – Trendy zachodzące w Izraelu odciągają ten kraj od zachodnich sojuszników. Pytanie, czy koalicja z radykalnymi partiami prawicy się utrzyma, czy do władzy nie dojdą bardziej umiarkowani politycy i czy utrzymają się w kraju nastroje prawicowe. W dłuższej perspektywie ochłodzenie relacji z partnerami to gigantyczne niebezpieczeństwo – przekonuje ekspert.

Wydaje się, że izraelskie działania w Gazie mogą także poskutkować tym, że swoją moc stracą oskarżenia o antysemityzm wysuwane tradycyjnie przez Izrael i jego zwolenników nie tylko w stosunku do rzeczywistych antysemitów, ale wobec wielu krytyków polityki Tel Awiwu. Za sprawą Netanjahu ten polityczny straszak traci swoją moc.

Dym unosi się nad Rafah, 28 maja 2024 r.

Dym unosi się nad Rafah, 28 maja 2024 r.

PAP/ Khames Alrefi/Middle East Images/ABACAPRESS.COM

Gdy na początku 2013 r. Izrael rozpoczął budowę kolejnych kilku tysięcy domów dla osadników na Zachodnim Brzegu Jordanu, Barack Obama miał nie kryć swojej frustracji. Według dobrze poinformowanego publicysty Bloomberga Jeffreya Goldberga amerykański prezydent w rozmowie z doradcami głośno mówił, że ma już dojść Beniamina Netanjahu. „Izrael nie wie, co leży w jego najlepszym interesie”, miał powtarzać jak mantrę.

Oceniając politykę izraelskiego premiera w sprawie Palestyńczyków, Obama miał nazwać go politycznym tchórzem, który „nie chce wykorzystać kapitału politycznego do znalezienia kompromisu”, i przestrzegać, że jeśli Netanjahu nie zmieni swoich działań, to powiedzie swój kraj ścieżką prowadzącą wprost do niemal całkowitej izolacji na arenie międzynarodowej. „Jeśli niewielkie państwo w nieprzyjaznym regionie stanie się pariasem i zrazi do siebie nawet Stany Zjednoczone, to nie przetrwa”, miał zauważyć prezydent.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi