To był jeden z największych pogrzebów w powojennej historii Polski. Do dzisiaj dokładnie nie wiadomo, ile uczestniczyło w nim osób: 500–600 tysięcy czy może milion. Liczba porównywalna tylko z uczestnikami pogrzebu prymasa Stefana Wyszyńskiego w 1981 r. i pielgrzymek do ojczyzny Jana Pawła II.
Po tym, gdy we wtorek 30 października 1984 r., wieczorem – w dwunastym dniu od porwania i jedenastym dniu modlitewnego czuwania tysięcy ludzi w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu w intencji ocalenia księdza Jerzego Popiełuszki – reżimowe media podały informację o odnalezieniu ciała kapłana w wodach Wisły, rozpoczęły się przygotowania do pogrzebu.
Sprawa miejsca pochówku ważyła się przez kilka dni. Robotnicy, hutnicy oraz wiele innych środowisk i osób związanych z księdzem Jerzym i z kościołem św. Stanisława Kostki – pielęgniarki, aktorzy, nauczyciele, muzycy, rolnicy, pisarze, studenci, harcerze… – pragnęli, aby pochować kapłana przy świątyni. W miejscu, w którym żył i pracował, w którym odprawiał Msze św. za Ojczyznę gromadzące dziesiątki tysięcy osób z całej Polski. Z tego też kościoła 19 października 1984 r. wyruszył w swą ostatnią podróż. Nie wyobrażali sobie, że może być inaczej. Natomiast władze PRL chciały, a służby SB naciskały na rodzinę Popiełuszków, by zamordowanego kapłana pochować na cmentarzu w jego rodzinnej parafii w Suchowoli na Białostocczyźnie. Liczyli, że dzięki tej lokalizacji niewiele osób przyjedzie na pogrzeb księdza Jerzego, a potem będzie odwiedzać jego grób. Propozycja ta szybko upadła. Marianna Popiełuszko, matka kapłana, miała bowiem powiedzieć: „Dałam go Kościołowi i nie zabiorę Kościołowi”.
Kuria archidiecezji warszawskiej forsowała jeszcze inną koncepcję. Chciała, aby pochówek odbył się na cmentarzu Powązkowskim. Decyzję w tej sprawie podpisał już nawet metropolita, kard. Józef Glemp, a informacja ukazała się w jednym z komunikatów kurii z datą 31 października 1984 r. Środowiska związane z księdzem Jerzym przyjęły tę wiadomość z dużym niezadowoleniem. Zaczęto zbierać podpisy pod petycją do prymasa Józefa Glempa, którą sygnowały tysiące osób. „Nie wyobrażamy sobie, by ks. Jerzy mógł spoczywać gdzie indziej niż w miejscu, z którym był tak związany swoją służbą”. Ludzie bali się też, że grób księdza Jerzego będzie profanowany i dewastowany przez tzw. nieznanych sprawców, pod którym to pojęciem w PRL kryły się zamaskowane działania tajnych służb. Petycję do prymasa Glempa poparł proboszcz parafii św. Stanisława Kostki Teofil Bogucki, który ze szpitala, w którym przebywał, napisał do kurii list.
Dzień później, 1 listopada 1984 r., z petycją i dołączoną do niej listą podpisów do pałacu arcybiskupów warszawskich na ulicę Miodową udała się delegacja. Byli w niej m.in. Seweryn Jaworski, wówczas działacz podziemnych struktur „Solidarności” Regionu Mazowsze, Karol Szadurski, inżynier z Huty Warszawa, działacz podziemnej „Solidarności” i przyjaciel księdza Jerzego, profesorowie Klemens Szaniawski i Andrzej Stelmachowski.