Księże Jerzy, słyszysz?

Wreszcie głos zabrał Lech Wałęsa. „Żegnamy Cię, sługo Boży, przyrzekając, że nie ugniemy się nigdy przed przemocą”. Tysiące ludzi powtórzyły: „Przyrzekamy”.

Publikacja: 02.05.2024 17:00

Karol Szadurski, przyjaciel i przedstawiciel hutników z Huty Warszawa, wygłosił krótką, bardzo osobi

Karol Szadurski, przyjaciel i przedstawiciel hutników z Huty Warszawa, wygłosił krótką, bardzo osobistą mowę pożegnalną: „Jerzy, Przyjacielu! Zostajesz z nami. Dziś przybyła chyba cała Warszawa. Są chłopcy z Gdańska, z Piekar Śląskich, z Mistrzejowic, Nowej Huty, Częstochowy, Świebodzina, Zielonej Góry, Wrocławia, Krakowa, chyba z całej Polski. Księże Jerzy, słyszysz?”

Foto: Wojtek Łaski/East News

To był jeden z największych pogrzebów w powojennej historii Polski. Do dzisiaj dokładnie nie wiadomo, ile uczestniczyło w nim osób: 500–600 tysięcy czy może milion. Liczba porównywalna tylko z uczestnikami pogrzebu prymasa Stefana Wyszyńskiego w 1981 r. i pielgrzymek do ojczyzny Jana Pawła II.

Po tym, gdy we wtorek 30 października 1984 r., wieczorem – w dwunastym dniu od porwania i jedenastym dniu modlitewnego czuwania tysięcy ludzi w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu w intencji ocalenia księdza Jerzego Popiełuszki – reżimowe media podały informację o odnalezieniu ciała kapłana w wodach Wisły, rozpoczęły się przygotowania do pogrzebu.

Sprawa miejsca pochówku ważyła się przez kilka dni. Robotnicy, hutnicy oraz wiele innych środowisk i osób związanych z księdzem Jerzym i z kościołem św. Stanisława Kostki – pielęgniarki, aktorzy, nauczyciele, muzycy, rolnicy, pisarze, studenci, harcerze… – pragnęli, aby pochować kapłana przy świątyni. W miejscu, w którym żył i pracował, w którym odprawiał Msze św. za Ojczyznę gromadzące dziesiątki tysięcy osób z całej Polski. Z tego też kościoła 19 października 1984 r. wyruszył w swą ostatnią podróż. Nie wyobrażali sobie, że może być inaczej. Natomiast władze PRL chciały, a służby SB naciskały na rodzinę Popiełuszków, by zamordowanego kapłana pochować na cmentarzu w jego rodzinnej parafii w Suchowoli na Białostocczyźnie. Liczyli, że dzięki tej lokalizacji niewiele osób przyjedzie na pogrzeb księdza Jerzego, a potem będzie odwiedzać jego grób. Propozycja ta szybko upadła. Marianna Popiełuszko, matka kapłana, miała bowiem powiedzieć: „Dałam go Kościołowi i nie zabiorę Kościołowi”.

Kuria archidiecezji warszawskiej forsowała jeszcze inną koncepcję. Chciała, aby pochówek odbył się na cmentarzu Powązkowskim. Decyzję w tej sprawie podpisał już nawet metropolita, kard. Józef Glemp, a informacja ukazała się w jednym z komunikatów kurii z datą 31 października 1984 r. Środowiska związane z księdzem Jerzym przyjęły tę wiadomość z dużym niezadowoleniem. Zaczęto zbierać podpisy pod petycją do prymasa Józefa Glempa, którą sygnowały tysiące osób. „Nie wyobrażamy sobie, by ks. Jerzy mógł spoczywać gdzie indziej niż w miejscu, z którym był tak związany swoją służbą”. Ludzie bali się też, że grób księdza Jerzego będzie profanowany i dewastowany przez tzw. nieznanych sprawców, pod którym to pojęciem w PRL kryły się zamaskowane działania tajnych służb. Petycję do prymasa Glempa poparł proboszcz parafii św. Stanisława Kostki Teofil Bogucki, który ze szpitala, w którym przebywał, napisał do kurii list.

Dzień później, 1 listopada 1984 r., z petycją i dołączoną do niej listą podpisów do pałacu arcybiskupów warszawskich na ulicę Miodową udała się delegacja. Byli w niej m.in. Seweryn Jaworski, wówczas działacz podziemnych struktur „Solidarności” Regionu Mazowsze, Karol Szadurski, inżynier z Huty Warszawa, działacz podziemnej „Solidarności” i przyjaciel księdza Jerzego, profesorowie Klemens Szaniawski i Andrzej Stelmachowski.

Tego dnia w kurii pojawiła się jeszcze jedna delegacja – z Marianną Popiełuszko, matką księdza Jerzego, w bólu i cierpieniu, która mówiła o sobie: „Ja jestem ból do samego nieba”. Do Warszawy przyjechała z mężem Władysławem dzień wcześniej i wzięła udział w wieczornej Mszy św. w kościele św. Stanisława Kostki. On, kiedy podszedł bliżej głównego ołtarza, z głośnym jękiem padł na posadzkę i leżał krzyżem. Ona zaś, jak zawsze silna, stanęła twarzą do ludzi i z zastygłą twarzą powiedziała: „Przebaczam”. Do kurii warszawskiej Marianna Popiełuszko przyszła w towarzystwie Barbary Sadowskiej, opozycyjnej poetki, matki zamordowanego maturzysty Grzegorza Przemyka, Ligii Urniaż-Grabowskiej, lekarki, działaczki podziemnej „Solidarności” oraz dwóch hutników.

– Trwała dyskusja, co robić. Kuria mówiła, że nie chce z terenu kościoła zrobić cmentarza, robotnicy powiedzieli, że jeśli księdza Jerzego pochowają na Powązkach, to oni go w nocy przeniosą na Żoliborz – opowiadała Anna Szaniawska, żona profesora Klemensa Szaniawskiego, członka powołanego przez prymasa Komitetu Zorganizowania Pogrzebu księdza Jerzego Popiełuszki. – Wreszcie stanęło na tym, że trzeba zapytać o zdanie matkę księdza Jerzego. Została zaproszona do kurii. Mąż był tego świadkiem. Zwrócił uwagę, że jako prosta kobiecina, wchodząc do pałacu arcybiskupów, zdjęła buty, biskupów całowała w rękę. Jeden z biskupów – prymasa wśród nich nie było – powiedział, że chcą dać księdzu Jerzemu bardzo piękne miejsce na cmentarzu, nie jedną kwaterę, ale potrójną, żeby można było godnie go uczcić. Zapytał, jakie jest jej zdanie. I wtedy mąż, słysząc jej odpowiedź, oniemiał z wrażenia i ze wzruszenia. Wysłuchała biskupa spokojnie, a potem powiedziała: „Powinien być wśród swojej owczarni. Tutaj miał swoje owieczki i tutaj powinien zostać”. I to zdecydowało. Nie prosiła, nie błagała, tylko powiedziała swoje zdanie. Ktoś poszedł z tą informacją do prymasa i zapadła decyzja: pochowany zostanie obok kościoła na Żoliborzu.

Czytaj więcej

„Biała odwaga” to oderwany od historii eksperyment myślowy z góralskim tłem

Ludzie ciągnęli na Żoliborz

Warto dodać, że SB mniej obawiała się pochówku księdza Popiełuszki przy kościele niż na Powązkach, bo to oznaczałoby przemarsz tłumu przez Warszawę.

Jeszcze tego samego dnia, o godzinie 9.00 wieczorem, decyzję prymasa obwieścił w kościele św. Stanisława Kostki kanclerz kurii ksiądz Zdzisław Król. Przyjęto ją oklaskami […].

Datę pogrzebu wyznaczono na sobotę 3 listopada, na godzinę 11.00. Rozpoczęły się przygotowania do uroczystego pochówku: budowanie wysokiego katafalku, tworzenie dekoracji. I kopanie grobu – po prawej stronie od wejścia do kościoła, w tym samym miejscu, gdzie niedawno ksiądz Jerzy ułożył z kwiatów symboliczny krzyż po śmierci Grzegorza Przemyka. […]

Ton esbeckich meldunków był raczej uspokajający. Kraków przewidywał wyjazd zaledwie tysiąca osób, w Małym Cichym ktoś próbował zorganizować grupę, ale nie było zainteresowania, ostatnim pociągiem z Gorzowa pojechało niewielu ludzi, a w Zielonej Górze nie zanotowano wzmożonej rezerwacji biletów ani wynajmowania autokarów. Albo zatem lokalni szefowie WUSW rzeczywiście wierzyli, że w Warszawie pojawi się zaledwie garstka ludzi, albo też pisali swe doniesienia tak, aby zadowolić przełożonych.

W dniu pogrzebu, 3 listopada 1984 r., okazało się, jak bardzo się mylili. Od świtu ze wszystkich stron Warszawy, z dworców kolejowych i autobusowych, ciągnęli na Żoliborz ludzie. Delegacje zdelegalizowanej „Solidarności”, które przyjechały ze sztandarami związku, przedstawiciele zakładów pracy, instytucji, szkół, uczelni, osoby indywidualne. […]

Za bramę kościoła św. Stanisława Kostki wpuszczano co najwyżej trzyosobowe delegacje z wieńcami i kwiatami – reszta pozostała na zewnątrz. Tłum z minuty na minutę pęczniał, zapełnił plac przed świątynią i skwer, przyległe ulice, plac Komuny Paryskiej (dzisiaj ponownie Wilsona), plac Inwalidów. Ludzie stali na balkonach, wspinali się na drzewa, wchodzili na dachy; dach kina „Wisła” przy placu Komuny Paryskiej został szczelnie zapełniony. Ludzie przyjechali z całej Polski, z najdalszych jej krańców, z wieńcami, transparentami. Z głośników padały nazwy kolejnych miejscowości. Stali fotoreporterzy, kamery zachodnich stacji telewizyjnych i reżimowej telewizji polskiej, którą przywitano gwizdami.

Odpuszczamy zabójcom

Na parkanie wokół kościoła, nad głowami ludzi widać było transparenty z napisami dobrze oddającymi nastrój czasów i chwili: „Wyrwano nam serca, lecz nie oddamy duszy”, „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy…”, „Prawda nas wyzwoli”, „Lecz duszy zabić nie mogą”, „On był jeden, za Nim stoją miliony”, „Ks. Jerzy, przyrzekamy pokonać z Tobą czerwonego smoka”, „O Panie, skrusz ten miecz, co siecze kraj”, „Ojczyznę wolną od systemu zbrodni racz nam wrócić Panie”. Z megafonów płynęły słowa księdza Popiełuszki: „Dążenie do prawdy wszczepił w człowieka sam Bóg. Stąd u człowieka jest naturalne dążenie do prawdy i niechęć do kłamstwa”. Tuż przed godziną 10.00 pojawił się Lech Wałęsa, przewodniczący podziemnej „Solidarności”, witany burzą oklasków. Z boku kościoła, na ławce, usiadła delegacja władz państwowych: niżsi rangą przedstawiciele Rady Państwa, Urzędu ds. Wyznań, posłowie na Sejm PRL z koła katolickiego, korpus dyplomatyczny z przedstawicielami ambasad USA, Wielkiej Brytanii, Włoch, Francji, Holandii, Belgii i RFN. Ludzie śpiewali pieśni religijne.

Po godzinie 10.30 przyjechał prymas Józef Glemp i biskupi. Rozpoczęła się Eucharystia. Ołtarz ustawiono na balkonie, przy nim stanęło trzynastu duchownych z prymasem, biskupami oraz proboszczem księdzem Teofilem Boguckim, który na tę chwilę wyszedł ze szpitala. Na dole, wokół katafalku z trumną księdza Popiełuszki, Mszę św. koncelebrowało ponad tysiąc księży.

Homilię wygłosił prymas Józef Glemp: „Wierzymy, że ofiara młodego księdza Jerzego, jego życia, jest już ostatnią ofiarą na polskiej ziemi, i że już nikt w naszej Ojczyźnie nie targnie się na życie drugiego człowieka tylko dlatego, że nie podoba mu się głoszona przez niego nauka”. Jednym z wątków prymasowskiej homilii było chrześcijańskie przekonanie o tym, że nikt nie żyje i nie umiera dla siebie. „Być może była potrzebna ofiara życia, aby odkryły się utajone mechanizmy zła, aby wyzwoliły się silniej pragnienia dobra, szczerości, zaufania. Przecież cały naród pragnie rzetelnego respektowania prawa, pragnie ładu, pragnie gospodarności. Nasza religijna refleksja nad śmiercią księdza Jerzego, że Chrystusowy człowiek nie umiera dla siebie, ale dla Chrystusa i dla innych, daje wielką perspektywę społecznych nadziei. Niechby za tą refleksją teologiczną podążyła myśl społeczna i polityczna. Nie brak u nas wielu ludzi, nie brak ich za granicą, którzy pragną pracować ofiarnie dla Ojczyzny, niechby się wreszcie obudził tłumiony dziwnie instynkt samozachowawczy Narodu i niechby Polacy różnych kręgów społecznych nie musieli się spotykać zapłakani nad trumną kapłana – męczennika, ale za stołem dialogu ku uzgodnieniu dążeń ku pokojowi”.

Prymas powiedział także o tym, co z chrześcijańskiego punktu widzenia w tym momencie było niezmiernie istotne: „Odpuszczamy wszystkim winowajcom, którzy z przekonania lub na rozkaz zadali bliźnim krzywdy. Odpuszczamy zabójcom księdza Popiełuszki. Nie mamy do nikogo nienawiści, a jedynie prosimy, aby Bóg przyjął niewinne ofiary przemocy, aby przyjął czystość naszego serca ku takiej sprawiedliwości, która oczyści społeczeństwo z wszelkiego bezprawia w umiłowanej Ojczyźnie”.

Po Mszy św. żegnali księdza Popiełuszkę przedstawiciele różnych środowisk, w tym lekarzy – doktor Marian Jabłoński, i pielęgniarek – Elżbieta Murawska.

„Ty jeden spośród nas najlepiej zrozumiałeś, co to znaczy pójść za Chrystusem, pójść aż do końca. Dobry pasterz oddaje życie swoje za owce” – mówił ksiądz Ryszard Rumianek, kolega księdza Jerzego Popiełuszki z tego samego roku w seminarium, późniejszy rektor UKSW, który zginął w Smoleńsku.

„[…] we wspaniałej wizji wyzwolenia zapowiadane jest przyjście polskiej Antygony, a zamiast niej dziś w naszej współczesnej historii zjawia się polski Kain i zabija swojego brata – kapłana, którego jedyną bronią są powtarzane słowa miłości, prawdy i sprawiedliwości, którego jedyną bronią są powtarzane codziennie przez jego wiernych słowa pacierza: »I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom«” – pożegnał księdza Popiełuszkę w imieniu ludzi kultury wybitny aktor Andrzej Szczepkowski.

Karol Szadurski, przyjaciel i przedstawiciel hutników z Huty Warszawa, wygłosił krótką, bardzo osobistą mowę pożegnalną:

Jerzy, Przyjacielu! Zostajesz z nami. Dziś przybyła chyba cała Warszawa. Są chłopcy z Gdańska, z Piekar Śląskich, z Mistrzejowic, Nowej Huty, Częstochowy, Świebodzina, Zielonej Góry, Wrocławia, Krakowa, chyba z całej Polski.

Czytaj więcej

Jarosław klęczał w Paryżu

Księże Jerzy, słyszysz?

Jak biją dzwony wolności? Jak modlą się serca nasze? I Ojciec Święty modli się z nami. I Prymas, i ksiądz prałat. Czuwaj z nami i nad nami. Twoja arka solidarności serc płynie dalej – wiążąc nas coraz więcej…

Niech Bóg przyjmie Cię do grona polskich męczenników, za Ojczyznę! Cierpiałeś dla niej najbardziej. Ty już zwyciężyłeś z Chrystusem.

Ludzie płakali.

Wreszcie głos zabrał Lech Wałęsa. Było to jego pierwsze publiczne wystąpienie od 1981 r., od wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia.

„Żegnamy Cię, sługo Boży, przyrzekając, że nie ugniemy się nigdy przed przemocą”. Tysiące ludzi powtórzyły: „Przyrzekamy”. „Że będziemy solidarni w służbie Ojczyźnie, że prawdą na kłamstwo i dobrem na zło będziemy odpowiadać. Żegnamy Cię w skupieniu, z godnością i z nadzieją na sprawiedliwy pokój społeczny w Ojczyźnie naszej. Spoczywaj w pokoju! »Solidarność« żyje, bo Ty oddałeś za nią swoje życie!”.

Zerwały się oklaski, a w górę uniósł las rąk z palcami ułożonymi w kształt litery V.

Trumnę z ciałem księdza Jerzego zdjęto z katafalku. Wzięli ją na ramiona robotnicy i przyjaciele. W krótkiej procesji wokół kościoła, z udziałem tylko prymasa, biskupów, rodziców i najbliższej rodziny, przeniesiono ją do grobu. Wokół stanęły poczty sztandarowe „Solidarności”. Biły dzwony, gdy trumnę – przykrytą kopią sztandaru „Solidarności” Huty Warszawa – przy wtórze Maryjo, Królowo Polski i Boże, coś Polskę powoli spuszczono do grobu.

Po obmurowaniu cegłami i przykryciu ziemią mogiłę pokryły setki wieńców, kwiatów, które wieszano także na parkanie. Po godzinie 15.00 odjechali biskupi, oficjalne delegacje. Przy grobie księdza Jerzego nadal klęczeli rodzice. Od 17.00 do grobu zaczęto dopuszczać ludzi czekających w długiej wielogodzinnej kolejce, by przejść obok, przyklęknąć na chwilę. I tak było do wieczora, i później przez kolejne dni. […]

Pozdrowienia od podziemia

Dzień po pogrzebie w rządowym wówczas dzienniku „Rzeczpospolita” relacji z pochówku księdza Jerzego Popiełuszki poświęcono niewiele miejsca. Większość informacji zajęło omówienie homilii prymasa. „W ceremoniach żałobnych wraz z rodziną zmarłego – matką i ojcem Jerzego Popiełuszki – uczestniczyło duchowieństwo i liczne rzesze wiernych. Obecni byli dostojnicy duchowni innych Kościołów i wyznań”. Tekst, uprzednio sprawdzony i dopuszczony do publikacji przez państwową cenzurę, opublikowano za Polską Agencją Prasową. W głównym wydaniu „Dziennika Telewizyjnego” informacji o pogrzebie poświęcono niecałe pięć minut, z czego trzy zajęły fragmenty homilii. Dłuższe, ocenzurowane relacje ukazywały się w prasie katolickiej, ale niektóre – jak w „Tygodniku Powszechnym” – cenzura zdjęła. O rzeczywistym przebiegu pogrzebu Polacy dowiadywali się z podziemnej prasy i z Radia Wolna Europa, którego w listopadzie 1984 r. słuchało 18 proc. Polaków. […]

Pogrzeb księdza Jerzego Popiełuszki w ówczesnej Polsce, rok po zniesieniu stanu wojennego, był wydarzeniem wyjątkowym. Ogromny szok wywołany śmiercią przerodził się w wielką manifestację jedności i solidarności. Nadzieja na wolność i odrodzenie, którą miał zabić stan wojenny, ożyła. Na ulicach w ten jeden jedyny dzień znów pojawiły się sztandary „Solidarności” i transparenty.

Po zakończeniu pogrzebu kilkudziesięciotysięczny tłum ruszył z placu Komuny Paryskiej w stronę centrum Warszawy. Obok siedziby Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej w Pałacu Mostowskich, gdzie był przesłuchiwany ksiądz Popiełuszko, krzyczano: „Milicjantom przebaczamy” i „Pozdrowienia od podziemia”, w okolicy ulicy Królewskiej milicja zaczęła wzywać do rozejścia się i opuszczenia jezdni. Dalej – w obstawie milicjantów – ludzie szli już chodnikiem. Przy rotundzie na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich odśpiewali Boże, coś Polskę, hymn narodowy i się rozeszli.

W tym dniu Polacy znów byli razem.

Ksiądz Teofil Bogucki zauważył: „Na taki pogrzeb, z udziałem kardynała prymasa, biskupów i nieprzeliczonej rzeszy wiernych zasługuje tylko człowiek wielki lub święty”.

Fragment książki Ewy K. Czaczkowskiej i Tomasza Wiścickiego „Błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko. Biografia”, która ukazała się w kwietniu nakładem Wydawnictwa Edycja św. Pawła, Częstochowa 2024

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Dr Ewa K. Czaczkowska jest felietonistką, historykiem, publicystką. Była dziennikarką „Rzeczpospolitej”. Założyła i prowadziła Fundację Aeropag XXI oraz portal Areopag21.pl. Jest adiunktem na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i dyrektorem Biura Komunikacji i Promocji UKSW. Publikuje książki dotyczące głównie historii Kościoła i biografie ludzi Kościoła. Tomasz Wiścicki jest publicystą. Był członkiem redakcji „Więzi”, obecnie jest współpracownikiem. Pracował w Muzeum Historii Polski, w Katolickiej Agencji Informacyjnej, w Telewizji Polskiej. Jest m.in. autorem wywiadu rzeki z o. Maciejem Ziębą.

To był jeden z największych pogrzebów w powojennej historii Polski. Do dzisiaj dokładnie nie wiadomo, ile uczestniczyło w nim osób: 500–600 tysięcy czy może milion. Liczba porównywalna tylko z uczestnikami pogrzebu prymasa Stefana Wyszyńskiego w 1981 r. i pielgrzymek do ojczyzny Jana Pawła II.

Po tym, gdy we wtorek 30 października 1984 r., wieczorem – w dwunastym dniu od porwania i jedenastym dniu modlitewnego czuwania tysięcy ludzi w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu w intencji ocalenia księdza Jerzego Popiełuszki – reżimowe media podały informację o odnalezieniu ciała kapłana w wodach Wisły, rozpoczęły się przygotowania do pogrzebu.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi