Marek Budzisz: Powszechny pobór do wojska w zniewieściałym społeczeństwie

Kraje europejskie mają problem z rozbudową sił zbrojnych. Ochotników jest za mało, a ci, którzy się zgłaszają, często nie są w stanie służyć z powodu otyłości, przede wszystkim zaś ze względów psychologicznych. Są jednak pomysły, jak ten problem obejść. I niekoniecznie zakładają ubieranie mas w mundury.

Publikacja: 02.05.2024 10:00

Poborowi w kolejce do badań lekarskich; Myślenice, luty 2024 r.

Poborowi w kolejce do badań lekarskich; Myślenice, luty 2024 r.

Foto: NurPhoto

Jak niegdyś widmo komunizmu, tak obecnie nad Europą krąży kwestia przywrócenia powszechnej służby wojskowej. Prezydent Finlandii Alexander Stubb, który niedawno objął swoje obowiązki, w wywiadzie dla „Financial Timesa” zaproponował Europejczykom, aby ci w sprawach bezpieczeństwa byli jak Finowie – mniej mówili o zagrożeniu wojną z Rosją, a więcej robili, aby oddalić tę perspektywę. Poproszony o konkretne wskazówki zasugerował przywrócenie powszechnego poboru, z którego Finlandia nigdy nie zrezygnowała.

Czytaj więcej

Piotr Zaremba: Donald Tusk nie ma żadnego pomysłu na patriotyzm po polsku

Po aneksji przez Rosję Krymu rozpętała się w burza o wojsko

Po rosyjskiej aneksji Krymu służbę powszechną przywróciła Szwecja, Litwa i Łotwa, a ostatnio rząd Danii zapowiedział, iż do armii tak samo jak mężczyźni powoływane będą kobiety. Władze Chorwacji zapowiedziały w styczniu tego roku, iż skierują do parlamentu wniosek o przywrócenie poboru powszechnego, który w tym bałkańskim kraju został zawieszony w 2008 r., po wejściu do NATO.

Na początku lutego chorwacki minister obrony Ivan Anušić poinformował, że trwające prace obejmują trzy rozwiązania związane przede wszystkim z długością szkolenia i jego efektywnością. Wariantem preferowanym ma być trzymiesięczne szkolenie podstawowe, które ma objąć 17 tys. mężczyzn (kobiety będą mogły zgłaszać się na ochotnika) i ruszyć ma ono nie wcześniej niż w przyszłym roku, co związane jest z koniecznością rozbudowy i modernizacji zaniedbanej infrastruktury koszarowej. Problemy z infrastruktura koszarową mają też Niemcy, Duńczycy i Brytyjczycy. Ci ostatni również zastanawiają się, co zrobić w sytuacji, kiedy rekrutacja ochotników do sił zbrojnych od ponad dziesięciu lat jest mniejsza niż założenia, co już doprowadziło do tego, że Wielka Brytania dysponuje siłami lądowymi najmniejszymi od czasów wojen napoleońskich. Patrick Sanders, dowodzący brytyjską armią, powiedział, co odbiło się szerokim echem i zapoczątkowało burzliwą dyskusję, że Londyn musi podjąć decyzje o budowie „armii obywatelskiej”, aby być w stanie poradzić sobie z rysującymi się zagrożeniami.

Admirał Giuseppe Cavo Dragone, szef włoskiego Sztabu Obrony, w czasie przesłuchania w komisji obrony izby niższej włoskiego parlamentu, w marcu tego roku mówił, że mając 170 tys. ludzi w siłach zbrojnych, a taki jest ich obecny potencjał kadrowy, są one „na granicy przetrwania”, co oznacza pilną konieczność nie tylko zwiększenia stanu osobowego, ale również przeszkolenia rezerwy. W przypadku Włoch jest ona w opinii wojskowych zbyt mała, bo liczy 14,5 tys. osób, co wynika z danych ostatniego raportu Military Ballance corocznie publikowanego przez think tank strategiczny IISS.

Ilu żołnierzy jest w polskim wojsku? Brakuje tysięcy

Sytuacja Polski na tym tle wygląda podobnie. Deklaracje poprzedniego rządu o tym, że będziemy dysponować armią liczącą 250 tys. żołnierzy plus 50 tys. w Wojskach Obrony Terytorialnej (WOT), mają charakter ładnie brzmiącej, ale wyłącznie propagandowej konstrukcji. Realia to rosnąca fala odejść z wojska, brak przeszkolonej rezerwy i fatalna prognoza demograficzna, w świetle której po roku 2028 utrzymanie dotychczasowego poziomu rekrutacji wydaje się zupełnie nierealne.

Jak dużą mamy armię? Pytanie to jest o tyle istotne, że władze Rosji jeszcze jesienią ubiegłego roku zapowiedziały rozbudowę potencjału kadrowego swych sił zbrojnych do poziomu 1,5 mln żołnierzy i oficerów. Przed wojną w Ukrainie mieli według oficjalnych danych 900 tys. żołnierzy, ale faktycznie ta liczba była mniejsza i niektórzy eksperci, tacy jak Paweł Luzin, byli zdania, że rosyjskie siły zbrojne liczyły 760, może 800 tys. ludzi. Oznacza to, że Kreml chce nawet podwoić potencjał kadrowy swej armii, a trzeba pamiętać, że po wojnie w Ukrainie będą to siły lepsze, bo doświadczone w walce.

Odczytując intencje Moskwy, wywiad Estonii w opublikowanym w lutym raporcie prognozował, że jeśli Rosjanie wytrwają w swym postanowieniu, to już za trzy–cztery lata będą na granicach z tym państwem dysponować potencjałem dwukrotnie większym niż przed wojną. Problem jest zatem realny i tym bardziej musimy szukać odpowiedzi na pytanie, co będziemy w stanie Rosji przeciwstawić. Nie dlatego, że wojna jest nieuchronna, ale po to, aby ona nie wybuchła. Jeśli bowiem mówimy o zdolności do odstraszania rywala geostrategicznego, to posiadany potencjał wojskowy, ale też czytelna wola jego użycia są jednymi z głównych elementów zapewniających wiarygodność i skuteczność.

A zatem jaki potencjał mają polskie siły lądowe? Eksperci IISS szacują aktywny komponent polskich sił zbrojnych na 100 400 żołnierzy, z tego w siłach lądowych 71 350 i 32 450 w formacjach rezerwowych (WOT). Szwedzi z rządowego think tanku FÖI są w swych ocenach znacznie ostrożniejsi i piszą, że nasze siły lądowe liczą 50 400 żołnierzy, żadna z istniejących dywizji nie osiągnęła 90-proc. poziomu ukompletowania, a „deficyt kadrowy”, czyli to, ilu brakuje nam ludzi w siłach zbrojnych, biorąc pod uwagę ogłoszone plany modernizacji sprzętowej, oceniają na 100 tys. osób.

Nie ma sensu spierać się o te liczby, bo gołym okiem widać, że mamy zbyt małą armię. Warto przypomnieć, że Ukraina ma pod bronią od 700 do 900 tys. ludzi, a szybkie rozwinięcie armii ochotniczej, a taki ma ona nadal charakter, umożliwiło to, że w momencie rozpoczęcia wojny w kraju było 400 tys. przeszkolonych rezerwistów, bo taka liczba ludzi przewinęła się po 2014 r. przez różne formacje wojskowe.

Czytaj więcej

Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy

Cywile i rezerwiści zmienią oblicze zawodowej armii

Polska, podobnie jak inne kraje europejskie, ma problem z rozbudową sił zbrojnych, liczba ochotników jest niewystarczająca, a często ci, którzy się zgłaszają, nie są w stanie służyć, zarówno ze względów zdrowotnych (otyłość), jak i przede wszystkim psychologicznych. Sytuacja się nie poprawi w najbliższym czasie, bo niektórzy eksperci, tacy jak filozof Frauke Rostalski z Uniwersytetu w Kolonii, mówią nawet o „zniewieściałym społeczeństwie”, nadchodzących pokoleniach, które w coraz mniejszym stopniu będą zdolne ponosić ciężary obrony siebie, swych rodzin i ojczyzny. „Człowieka nie charakteryzują już talenty, zdolności czy pasja – napisała w swoim eseju „The Vulnerable Society”. – Chodzi raczej o ich bardzo specyficzną bezbronność, dlatego wszyscy bezbronni chcą być chronieni przed drastycznymi słowami, niebezpiecznymi opiniami, a nawet przed dziełami sztuki, literaturą, fikcją”.

Trudno zatem liczyć, że problemy kadrowe sił zbrojnych państw europejskich rozwiążą się same, ludzie zaniepokojeni perspektywą wojny zaczną zmieniać swe plany życiowe i zakładać mundury. Pewne pozytywne zmiany będą miały miejsce, ale nie rozwiążą one problemów kadrowych, których skala jest po prostu zbyt duża.

Co można zatem zrobić? Propozycji jest co najmniej kilka, niewykluczone, że wszystkie one będą realizowane równolegle. Niektóre państwa, takie jak Hiszpania, myślą o powołaniu formacji cudzoziemskich, takich, do których mogliby zgłaszać się mężczyźni nieposiadający obywatelstwa. Podobne propozycje rozważa się w Niemczech. Niewykluczone, że w tym ostatnim przypadku część zdemobilizowanych żołnierzy ukraińskich, gdy wojna się zakończy, mogłaby zasilić tego rodzaju struktury.

Doświadczenia Kanady, która już wdrożyła taki model, nie są jednak zachęcające. Między 1 listopada 2022 r., kiedy zniesiono zakaz przyjmowania do armii osób nieposiadających obywatelstwa, a 24 listopada 2023 r. centra rekrutacyjne otrzymały 21 472 wnioski cudzoziemców stale mieszkających w tym kraju, którzy byli gotowi rozpocząć służbę w siłach zbrojnych. Jednak w świetle danych Departamentu Obrony przyjęto jedynie 77 chętnych, dyskwalifikując z nieujawnionych powodów wszystkich pozostałych.

Z pewnością wzrośnie rola cywilów współpracujących z siłami zbrojnymi. Już obecnie w niektórych państwach większość tzw. zadań na tyłach realizowana jest przez pracowników firm cywilnych mających kontrakty z wojskiem. W niemieckiej Hesji trwają właśnie ćwiczenia, będące częścią manewrów Quadriga, w których testuje się zdolność do stworzenia Centrum Wsparcia Konwojów. Powód jest oczywisty – Hesja jest landem tranzytowym, przez który w każdym wariancie przemieszczać się będą NATO-wskie siły podążające na wschód. Warto zwrócić uwagę na to, że w ćwiczeniach, w których zaangażowane jest 130 osób, tylko dowództwo i ci, którzy ochraniają obiekty z bronią w ręku, to zawodowi żołnierze, pozostali to cywilni wykonawcy kontraktów podpisanych przez rząd Hesji.

Amerykańscy eksperci są zdania, że zmiany technologiczne tylko przyspieszą ten proces. Nie trzeba być żołnierzem, aby dobrze pilotować drony, w wojskach cyber udział komputerowych zapaleńców może być wręcz wartością zwiększającą ich zdolności. Docelowo, nawet dziewięciu na dziesięciu zaangażowanych w wojny przyszłości może być, ich zdaniem, ludźmi, którzy nie noszą mundurów.

Duma z powołania do wojska

W europejskich dyskusjach o poborze zdecydowanie najpopularniejszy jest „model szwedzki”, ale podobne rozwiązanie stosują też Łotwa, Litwa i inne państwa nordyckie. Formalnie wszyscy obywatele płci męskiej podlegają poborowi, ale siły zbrojne wybierają najlepszych, ze swego punktu widzenia najbardziej przydatnych. Ze 100 tys. zobowiązanych do służby, a wszyscy wypełniają po uzyskaniu pełnoletności specjalną, bardzo rozbudowaną ankietę, armia powołuje każdego roku jedynie ok. 5 tys. osób. Ostatnio rząd w Sztokholmie podjął decyzję o zwiększeniu tego kontyngentu, ale nadal ma to być niewielka część każdego rocznika.

Szwedzi przyjęli taką formułę, bo tylu ludzi są w stanie wyszkolić. To pierwszy, zasadniczy problem analizowany przez europejskich zwolenników przywrócenia poboru. Powołujemy nie dlatego, że możemy, ale biorąc pod uwagę zdolności szkoleniowe sił zbrojnych. To dlatego Eva Högl, komisarz Bundestagu nadzorująca Bundeswehrę, mówi o konieczności znaczących inwestycji w bazę szkoleniową i koszarową, a minister obrony Boris Pistorius inicjuje reformę, aby armia była przygotowana do ewentualnego przyjęcia poborowych. Podobne kroki, w postaci zwiększenia nakładów na poprawę bazy szkoleniowej, podejmują też rządy w Danii, Holandii i Francji.

Model szwedzki jest atrakcyjnym rozwiązaniem również z innych powodów. Badania socjologiczne potwierdzają, że ci, którzy trafiają w ramach poboru do armii, uważają się za wyróżnionych, najlepszą jedną dziesiątą pokolenia. Ukształtowała się ciekawa mieszanka dumy z faktu powołania i przekonania o wyjątkowości tych, których wybrała armia. Co ciekawe, taką opinię mają też pracodawcy, bo z badań przeprowadzonych w Szwecji wynika, że ci, którzy odbyli szkolenie w siłach zbrojnych, mają lepszą pozycję na rynku pracy i w konsekwencji zarabiają lepiej. Podobne wnioski wypływają z badań przeprowadzonych w Izraelu.

Na Łotwie, przywracając pobór, przyjęto inne, warte powielenia rozwiązania. I tak resort obrony ogłosił wieloletnie, stopniowo rosnące „plany poboru”. W pierwszym rzędzie kontyngent wypełniają ochotnicy, którzy zresztą odbierają dwukrotnie wyższy żołd niż wyłonieni w drodze losowania. Jeśli ochotnicy zapełnią wszystkie miejsca, losowanie nie jest potrzebne. Zasadą jest też, że ci, którzy trafiają na przeszkolenie, odbywają je możliwie blisko domu rodzinnego, nie są rzucani na drugi koniec kraju. Można też odbywać służbę zastępczą, ale jest ona dwukrotnie dłuższa niż w przypadku przeszkolenia wojskowego.

Łotysze wdrożyli też cały system przygotowania młodzieży do obowiązków związanych z sytuacjami kryzysowymi. Państwo w 100 proc. finansuje letnie obozy organizacji będących odpowiednikiem naszego harcerstwa. Jeśli uczestnicy zdecydują się zdać egzamin kończący kursy przysposobienia wojskowego, to wówczas nie będą podlegać systemowi poboru powszechnego. Państwo rozwiązuje w ten sposób zarówno problem wakacyjnego wypoczynku młodzieży, jak i jej przeszkolenia wojskowego. Podobny system funkcjonuje w Estonii. Jeszcze jedno rozwiązanie praktykowane na Litwie, ale również w Danii, szczególnie by się Polsce przydało. Przywracając w 2015 r. pobór powszechny, Litwini poprzedzili ten krok zawarciem międzypartyjnego, czteroletniego porozumienia regulującego kwestie polityki bezpieczeństwa i zagranicznej. Obecnie obowiązuje już trzecia tego rodzaju umowa, podpisały ją wszystkie, w tym opozycyjne, partie i siły polityczne. Nasi sąsiedzi wychodzą bowiem z założenia, że tak poważne sprawy jak obronność czy polityka zagraniczna nie mogą być przedmiotem doraźnych sporów i walk politycznych. To zresztą wyjaśnia nam, dlaczego litewskie siły polityczne, wspierając działania podjęte przez rząd, zareagowały podobnie na kryzys migracyjny na granicy z Białorusią, co nie było możliwe w podzielonej Polsce.

Czytaj więcej

Wojsko zaprasza do koszar. Szkolenia dla każdego

Wojsko czekają ogromne przeobrażenia

Elastyczna, przemyślana i sprowadzająca się do szukania rozwiązań w dialogu ze społeczeństwem polityka przynosi też rezultaty, jeśli chodzi o nastawienie opinii publicznej. Dziś większa część Łotyszy jest zdania, że podjęta w 2023 r. decyzja o przywróceniu poboru była krokiem w dobrym kierunku. Podobnie myślą Litwini, nie mówiąc już o Finach, którzy nigdy nie zrezygnowali ze służby powszechnej i dziś czują się silni, przygotowani, gotowi radzić sobie z wyzwaniami.

Docelowo Europa nie uniknie przywrócenia poboru, choć inne opcje, sygnalizowane przeze mnie, też będą zapewne wdrażane. Modelem docelowym jest, jak można sądzić, rozwiązanie rodem z Tajwanu, gdzie rząd podjął decyzję o przedłużeniu do roku długości obowiązkowego przeszkolenia wojskowego. Tam nie zrezygnowano z armii zawodowej, która ma być rozbudowywana i która weźmie na siebie ciężar walki na wypadek wojny. Ale jednocześnie ci, którzy zostaną przeszkoleni, mają tworzyć armię rezerwową, niezbędną do obsługi wszystkich funkcji tyłowych. Dzięki temu żołnierze zawodowi, ochotnicy, profesjonaliści w swym fachu będą mogli skoncentrować się na szkoleniu do walki.

Marek Budzisz jest publicystą, autorem książek poświęconych strategii i polityce wojskowej. Senior fellow w think tanku Strategy & Future.

Jak niegdyś widmo komunizmu, tak obecnie nad Europą krąży kwestia przywrócenia powszechnej służby wojskowej. Prezydent Finlandii Alexander Stubb, który niedawno objął swoje obowiązki, w wywiadzie dla „Financial Timesa” zaproponował Europejczykom, aby ci w sprawach bezpieczeństwa byli jak Finowie – mniej mówili o zagrożeniu wojną z Rosją, a więcej robili, aby oddalić tę perspektywę. Poproszony o konkretne wskazówki zasugerował przywrócenie powszechnego poboru, z którego Finlandia nigdy nie zrezygnowała.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich