Zarysowaliśmy wspólnie wizję zreformowanego systemu społeczno-politycznego, którego podstawą jest społeczeństwo obywatelskie, państwo socjalistycznej demokracji parlamentarnej. (…) Deklarujemy wolę rzetelnego wypełniania umowy, którą dzisiaj symbolicznie zawieramy. Nadajemy jej moc trwałą, zgodnie ze starą zasadą pacta sunt servanda – umowy zobowiązują. Ufam, iż taka jest wola wszystkich partnerów” – mówił generał Czesław Kiszczak szefujący negocjatorom ze strony komunistycznej. Był 5 kwietnia 1989 r., kończyły się obrady Okrągłego Stołu.
Wszystko odbywało się w tej samej sali, w której 44 lata wcześniej podpisano Układ Warszawski mający petryfikować sowiecką dominację w Europie Środkowej. Czy siedzący w sali podskórnie czuli, że tym razem podpisany zostanie dokument, który pchnie historię na zupełnie inne tory? „Chcemy normalnego życia. Temu muszą służyć reformy. (…) Uważam, że obrady »okrągłego stołu« mogą się stać początkiem drogi do demokratycznej i wolnej Polski. (…) Następne wybory muszą być całkowicie demokratyczne” – odpowiadał Kiszczakowi lider Solidarności Lech Wałęsa. Jak się wydawało, wśród zebranych w Pałacu Namiestnikowskim dominował duch koncyliacji. Nieoczekiwanie jednak po obu przemówieniach nastąpiła przerwa w obradach.
Lider Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Alfred Miodowicz zażądał, aby udzielić mu głosu po Wałęsie. W przeciwnym wypadku lojalne wobec komunistów związki wyszłyby z sali obrad, a dwa miesiące negocjacji wylądowałyby na śmietniku. Solidarność nie chciała się na to zgodzić. OPZZ nie tylko nie było dla niej równoprawną organizacją – Miodowicz był członkiem Biura Politycznego KC PZPR – ale również brutalnie próbowało przelicytować obóz solidarnościowy w radykalizmie postulatów socjalnych. Napięcie sięgnęło zenitu. Skończył się „Dziennik Telewizyjny”, a obrady wciąż nie zostały wznowione.
Wreszcie zaszantażowany Wałęsa zgodził się na wystąpienie Miodowicza, ten jednak niczego ważnego nie powiedział. Po kilku kolejnych przemówieniach Wałęsa i Kiszczak podpisali komunikat o zakończeniu misji Okrągłego Stołu.
Czytaj więcej
Nie było w najnowszej historii Węgier polityka, który tak umiejętnie jak Viktor Orbán – a zarazem tak instrumentalnie – korzystałby z rezerwuaru narodowej pamięci.