Wiele spośród argumentów podniesionych przez Łukasza Sakowskiego w tekście „Pary jednopłciowe. Od razu przejdźmy do małżeństw” zamieszczonym w poprzednim numerze „Plusa Minusa” jest godnych uwagi i podnosi realne problemy, których doświadczają osoby z homoseksualnością. Te problemy wymagają dziś od konserwatystów odnalezienia optymalnej recepty. Jednakże z perspektywy konserwatywnego światopoglądu postulat wprowadzenia związków małżeńskich dla osób tej samej płci jest nie do zaakceptowania.
Czytaj więcej
Gdyby Ukraina stała się Zachodem, Rosjanie mogliby zacząć zadawać niewygodne pytania: „Dlaczego oni, a nie my?”.
Konserwatysta musi być powściągliwy
Zacznijmy od tego, co w tekście Sakowskiego wydaje mi się słuszne lub przynajmniej godne dalszego rozważenia. Ciekawy jest bez wątpienia podniesiony przez niego problem promiskuitywności (rozwiązłości), który wśród osób homoseksualnych zdaje się być powszechniejszy aniżeli wśród heteroseksualistów.
Sakowski przyczyn tego stanu rzeczy upatruje w strukturach kulturowych – powszechnym stylu myślenia i praktyce społecznej – które znacząco utrudniają, a wręcz uniemożliwiają pełen rozwój emocjonalny osób homoseksualnych. Takie osoby w wieku dojrzewania, ze względu na społeczne ograniczenia i ryzyko wykluczenia przez rówieśników, nie mogą swobodnie wchodzić w związki, co upośledza je, przez co nie mogą wykształcić umiejętności nawiązywania trwałego i głębokiego przywiązania o charakterze romantycznym do drugiego człowieka.
Faktycznie, dla konserwatystów socjalizacja i dojrzewanie osób homoseksualnych stanowi rzeczywiste wyzwanie. Biorąc pod uwagę, że od kilkudziesięciu lat powszechnie odrzuca się możliwość „wyleczenia” homoseksualizmu, a poglądy przyjmujące taką możliwość ocenia się jako nienaukowe, wydaje się, że najrozsądniejszą opcją byłoby umożliwienie osobom nieheteronormatywnym wyjście z cienia i zapewnienie warunków sprzyjających ich pełnemu rozwojowi emocjonalnemu.