Zapomnijmy o małżeństwach par jednopłciowych

Małżeństwo heteroseksualne jest dla republikańsko i konserwatywnie rozumianego społeczeństwa instytucją kluczową i podstawową. Związek homoseksualny taką instytucją nie jest i ze swej natury być nie może.

Publikacja: 01.03.2024 17:00

Jeżeli konserwatyści mieliby się zgodzić na legalizację związków partnerskich, zrobiliby to tylko z

Jeżeli konserwatyści mieliby się zgodzić na legalizację związków partnerskich, zrobiliby to tylko z powodów taktycznych. W idealnym świecie konserwatysty istniałyby wyłącznie oficjalne heteroseksualne związki małżeńskie

Foto: ADOBE STOCK

Wiele spośród argumentów podniesionych przez Łukasza Sakowskiego w tekście „Pary jednopłciowe. Od razu przejdźmy do małżeństw” zamieszczonym w poprzednim numerze „Plusa Minusa” jest godnych uwagi i podnosi realne problemy, których doświadczają osoby z homoseksualnością. Te problemy wymagają dziś od konserwatystów odnalezienia optymalnej recepty. Jednakże z perspektywy konserwatywnego światopoglądu postulat wprowadzenia związków małżeńskich dla osób tej samej płci jest nie do zaakceptowania.

Czytaj więcej

„Stolik z widokiem na Kreml”: Maks

Konserwatysta musi być powściągliwy

Zacznijmy od tego, co w tekście Sakowskiego wydaje mi się słuszne lub przynajmniej godne dalszego rozważenia. Ciekawy jest bez wątpienia podniesiony przez niego problem promiskuitywności (rozwiązłości), który wśród osób homoseksualnych zdaje się być powszechniejszy aniżeli wśród heteroseksualistów.

Sakowski przyczyn tego stanu rzeczy upatruje w strukturach kulturowych – powszechnym stylu myślenia i praktyce społecznej – które znacząco utrudniają, a wręcz uniemożliwiają pełen rozwój emocjonalny osób homoseksualnych. Takie osoby w wieku dojrzewania, ze względu na społeczne ograniczenia i ryzyko wykluczenia przez rówieśników, nie mogą swobodnie wchodzić w związki, co upośledza je, przez co nie mogą wykształcić umiejętności nawiązywania trwałego i głębokiego przywiązania o charakterze romantycznym do drugiego człowieka.

Faktycznie, dla konserwatystów socjalizacja i dojrzewanie osób homoseksualnych stanowi rzeczywiste wyzwanie. Biorąc pod uwagę, że od kilkudziesięciu lat powszechnie odrzuca się możliwość „wyleczenia” homoseksualizmu, a poglądy przyjmujące taką możliwość ocenia się jako nienaukowe, wydaje się, że najrozsądniejszą opcją byłoby umożliwienie osobom nieheteronormatywnym wyjście z cienia i zapewnienie warunków sprzyjających ich pełnemu rozwojowi emocjonalnemu.

Co ciekawe, tego typu refleksje są obecne wśród teologów katolickich, i to niekoniecznie tych odwołujących się do argumentów „postępowych”, ale także tych bazujących na myśli św. Tomasza z Akwinu. Jak zauważył dr Piotr Popiołek w tekście „Gay-friendly? Historia nauczania Kościoła na temat homoseksualizmu”, „zalegalizowany związek homoseksualny stanowi remedium concupiscentiae – lekarstwo na pożądliwość. Chroni bowiem jednostkę przed rozpustą, a ewentualny związek cementuje, oddalając przez to pokusę cudzołóstwa”.

Zadanie Kościoła

Niemniej Kościół ma wciąż wiele do zrobienia, nawet jeśli jego autorytet wśród społeczeństwa gwałtownie spadł w ostatnich latach. W Katechizmie Kościoła katolickiego czytamy, że „powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji”(KKK 2358). Jednak w raporcie przygotowanym przez „Magazyn Kontakt” znajdziemy opinię, że „w kwestii osób i ruchów LGBT+ polscy biskupi wypowiadają się ostatnio rzadziej, ale wciąż ostro – ostrzej nawet niż politycy w kampanii wyborczej”.

Istnieje poważny problem z jasnym rozdzieleniem przez Kościół obiektywnych i niezawinionych problemów osób LGBT od sprzeciwu wobec niechętnego mu dyskursu lewicowego czy liberalnego, który domaga się przyznania osobom homoseksualnym praw analogicznych do praw osób heteroseksualnych. Biskupi więc, mając poczucie moralnej misji obrony „porządku Bożego” funkcjonującego w spolaryzowanej i strybalizowanej rzeczywistości politycznej, przyczyniają się – niekiedy nieświadomie – do wrzucenie wszystkich osób homoseksualnych do worka z napisem „wrogowie tradycyjnej rodziny”.

Kościół powinien być bardziej precyzyjny i powściągliwy w formułowaniu sądów na temat osób nieheteronormatywnych. Przede wszystkim jako podmiot, który z punktu widzenia katolika powinien wyznaczać standardy, a nie dostosowywać się do zastanych – musi zrezygnować ze wzbudzającego emocje populistycznego języka i odwoływać się do argumentów pobudzających intelekt. Biorąc pod uwagę, że duża cześć opinii publicznej działa raczej pod wpływem emocji, to tym bardziej od pasterzy Kościoła należy wymagać działania na rzecz powściągania tych tendencji w trosce o dobro wspólne.

Nie inaczej ma się sprawa z politykami. Konserwatyści nie powinni posługiwać się takim językiem, jakim posługuje się chociażby były minister edukacji Przemysław Czarnek, który w jednym z programów TVP stwierdził o homoseksualistach, „że ci ludzie nie są równi normalnym ludziom”. I choć mówił on w kontekście osób zachowujących się w sposób obsceniczny w obecności dzieci, to takie sformułowania sprawiają, że stawia się znak równości między skandalistami z parad równości a zwykłymi homoseksualistami.

W zakresie dyskursu konserwatyści muszą się postarać. Ich działania w tym kierunku byłyby pierwszym krokiem w kierunku zdjęcia z osób LGBT odium wstydu, a także pomogłyby zmniejszyć niechęć do tej społeczności wśród społeczeństwa. A to jest kluczowe dla osób młodych, w okresie dojrzewania, kiedy odrzucenie rówieśnicze potrafi zostawić trwałe piętno ciągnące się następnie przez całe dorosłe życie.

W duchu opisanego przez Jana Marię Rokitę interwencjonizmu aksjologicznego państwa próba stabilizacji relacji międzyludzkich przy pomocy jakiejś formy oficjalnej formalizacji jest warta rozważenia. Nie rozstrzygam w tym punkcie, czy aby na pewno jest to optymalne rozwiązanie. Wskazuję tylko, że z konserwatywnego lub katolickiego punktu widzenia z pewnością ważne jest, by osoby homoseksualne miały możliwość prawidłowego rozwijania swojej uczuciowości oraz wzmacniania wśród nich tendencji do związków monogamicznych, co przecież zbliża je, a nie oddala od konserwatywnego ideału cnoty.

Czytaj więcej

Marcin Łuniewski: Gwiazda, której boi się Donald Trump

Prawo naturalne, czyli jak być powinno

Jeżeli jednak konserwatyści mieliby się zgodzić na legalizację związków partnerskich – a o małżeństwach z powodów, które za chwilę wymienię, nie może być mowy – zrobiliby to tylko z kontekstualnych powodów taktycznych. W idealnym świecie konserwatysty istniałyby wyłącznie oficjalne heteroseksualne związki małżeńskie, a związki homoseksualne byłyby przedmiotem prywatnych wyborów ludzi żyjących w danej społeczności przy jednoczesnej ich ochronie przed przemocą, nietolerancją i wykluczeniem z życia danej grupy.

Dlaczego konserwatyści są przeciwni wyróżnianiu związków homoseksualnych, tak jak wyróżniany jest małżeński związek osób przeciwnej płci? Jak zauważa prof. Bogdan Szlachta, opisując termin, ta doktryna społeczna – nawet w wydaniu ewolucyjnym – charakteryzuje się uznaniem istnienia pewnego niezmiennego porządku zwanego prawem naturalnym. Warto w tym miejscu chociaż pokrótce wyjaśnić, czym jest owa koncepcja, dziś często niezrozumiała i kojarzona raczej z argumentacją religijną.

Prawo naturalne ma swe źródło w intelektualnej tradycji myśli Greków i Rzymian. Polega na tym, że obserwując rzeczywistość, poszczególne istoty, gatunki czy też konkretne czynności, człowiek może rozpoznać cel każdego z nich, tj. jak dana jednostka tudzież czynność powinna działać, by osiągnąć swoją doskonałość. Ta doskonałość, czyli cel, może zostać rozpoznana przez rozum. Jesteśmy w stanie rozpoznać, jak doskonale będzie działał żołądek, jaki jest cel mechaniki etc. Jesteśmy w stanie rozpoznać cel poszczególnych elementów rzeczywistości.

Prawo naturalne nie opisuje więc rzeczywistości taką, jaką jest, ale taką, jaką być powinna. Wskazuje kierunek i nie jest średnią wyciąganą z zaobserwowanych faktów, tak jak naturę człowieka próbują definiować ruchy sięgające do psychologii ewolucyjnej.

Takie ujęcie wynika z rozpoznania, że w świat jest wpisana pewnego rodzaju harmonia. I choć z jednej strony obserwujemy chaos, przypadkowość, niedoskonałość, to z drugiej rozpoznajemy, „że tak być nie powinno”. Pod powierzchnią chaosu kryje się osnowa porządku, którą nasz umysł mniej lub bardziej jasno dostrzega. To dlatego możliwe jest rozpoznanie prawa natury, prawdziwego logosu (wewnętrznej racjonalności) rzeczywistości. I tak, gdy np. stwierdza się, że człowiek jest istotą rozumną, nie chodzi o to, że każda poszczególna jednostka zachowuje się racjonalnie. Ta teza opisuje, jak powinno być. Zdolność do używania rozumu jest czymś, co wyróżnia człowieka. Im bardziej człowiek jest rozumny, tym bardziej jest ludzki.

Seks i jego cel

Podobne rozpoznanie czynią konserwatyści w stosunku do małżeństwa i ludzkiej płciowości. Spostrzegają, że naturalną celowością aktu płciowego jest zrodzenie potomstwa, stąd wychodzi twierdzenie, że zarówno płciowość, stosunek seksualny, jak i sama instytucja małżeństwa, aby zachować swoją istotę, musi zawierać co najmniej wolę zrodzenia potomstwa. I choć znajdą się pary heteroseksualne zmagające się z problemem bezpłodności, to nie wyklucza ich to z instytucji małżeństwa. Po pierwsze, nie da się założyć (poza jakimiś radykalnymi przypadkami) bezpłodności do końca życia, a po drugie, takie pary mają możliwość adopcji dzieci.

Pary homoseksualne nie powinny mieć takiej możliwości, gdyż do optymalnego postrzegania płciowości potrzebna jest właściwa figura matki i ojca. Oczywiście, prawdą jest, że zdrowa para homoseksualna lepiej wychowa dziecko niż dysfunkcyjna rodzina heteroseksualna, ale w zakresie prawa naturalnego (a więc jak to wszystko powinno działać) para homoseksualna nie spełnia warunków potrzebnych do stworzenia rodziny.

Małżeństwo jest otaczane opieką przez państwo i posiada szereg przywilejów z tego względu, że poprzez konkretny wysiłek zradza i wychowuje przyszłych obywateli państwa i członków konkretnej wspólnoty politycznej. Jak sądzę, powinien być to główny argument za pewnymi przywilejami nadawanymi przez państwo tego typu związkowi, a być może właśnie – wiele spośród przywilejów posiadanych przez małżonków powinno być uzależnionych od posiadania dzieci.

Czytaj więcej

„Żegnajcie laleczki”: Jeden z braci Coen w wersji queer

Egzamin czasu

Ponadto konserwatyści zawsze uważali, że argumentem za istnieniem konkretnych instytucji społecznych jest zdany przez nie egzamin czasu. Małżeństwo od czasów rzymskich było definiowane jako „uznany i unormowany przez prawo związek kobiety i mężczyzny w celu trwałego pożycia”. Związki i romanse homoseksualne, choć akceptowane w starożytnym Rzymie, nigdy nie były przedmiotem formalizacji. Wynika to właśnie z przekonania, że małżeństwo spełnia ważną funkcję społeczną, a homoseksualizm może być co najwyżej narzędziem zaspokojenia potrzeb dwóch stron tworzących związek.

Podsumowując, nawet gdybyśmy zgodzili się na legalizację związków partnerskich, to pomimo de facto posiadania podobnych uprawnień przez obie instytucje (a ze względu na potomstwo małżeństwo powinno tych uprawnień mieć więcej) różnica symboliczna jest ważna. Małżeństwo heteroseksualne jest dla republikańsko i konserwatywnie rozumianego społeczeństwa instytucją kluczową i podstawową. Związek homoseksualny taką instytucją nie jest i ze swej natury być nie może.

Cezary Boryszewski

Redaktor portalu opinii Klubu Jagiellońskiego. Redaktor naczelny czasopisma idei „Pressje”. Koordynator warszawskiego oddziału Klubu Jagiellońskiego

Wiele spośród argumentów podniesionych przez Łukasza Sakowskiego w tekście „Pary jednopłciowe. Od razu przejdźmy do małżeństw” zamieszczonym w poprzednim numerze „Plusa Minusa” jest godnych uwagi i podnosi realne problemy, których doświadczają osoby z homoseksualnością. Te problemy wymagają dziś od konserwatystów odnalezienia optymalnej recepty. Jednakże z perspektywy konserwatywnego światopoglądu postulat wprowadzenia związków małżeńskich dla osób tej samej płci jest nie do zaakceptowania.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi