Leo Messi jest dziś najważniejszym asem w talii specjalistów od marketingu, którzy budują amerykańską Major League Soccer, ale jednocześnie daje twarz saudyjskiej turystyce. Dzięki temu pół miliarda fanów piłkarza na Instagramie może oglądać, jak podziwia zachód słońca nad Morzem Czerwonym oraz fotografuje się w Dżuddzie na tle luksusowego jachtu. Argentyńczyk chwalił się już przed światem zarówno rodzinnymi wakacjami, jak i jednodniowymi wypadami na pustynię. Jeden z nich sprawił, że Paris Saint-Germain – jeszcze wtedy francuski klub przyjmował na konto zarówno wpłaty od Saudyjczyków, jak i rządzących nim Katarczyków – zawiesiło gwiazdora za nieobecność na treningu.
Zdobywca Złotej Piłki nie tylko buduje wizerunek królestwa – podobno zarobi w ten sposób przez trzy lata 25 mln dol., co niektórzy uznają za wynagrodzenie zaskakująco skromne – ale także zobowiązał się do unikania negatywnych komentarzy na jego temat. Kiedy rodziny tamtejszych dysydentów napisały do Messiego list otwarty, w którym wskazują, że „rząd chce jego nazwiskiem wyprać swoją reputację”, Argentyńczyk nie zareagował. Obserwujący jego media społecznościowe mogli za to dostrzec, że piłkarz – dzieląc się zdjęciem gaju z aleją palm – zachodzi w głowę: „Kto by pomyślał, że Arabia Saudyjska jest tak zielona?”.
Czytaj więcej
Futbol stoi na progu zmiany, bo fala oburzenia po pocałunku Luisa Rubialesa wciąż płynie. Jest nadzieja, że świat piłki nożnej pokaże czerwoną kartkę przemocy i wykopie maczyzm ze stadionów.
Ronaldo zmienił wszystko
Messi flirtuje z turystami, Cristiano Ronaldo z kolei uwiarygadnia królestwo wśród piłkarzy. Portugalczyk rok temu udzielił Piersowi Morganowi wywiadu, który wstrząsnął Wyspami Brytyjskimi oraz Manchesterem United – m.in. skrytykował władze klubu i wyśmiał trenera Ralfa Rangnicka – kończąc swoją historię wśród Czerwonych Diabłów. Chciały go podobno Chelsea Londyn, Bayern Monachium, SSC Napoli oraz Atlético Madryt, ale jedynie oferta Saudyjczyków zadowoliła zarówno klub, agenta, jak i samego piłkarza. – Kiedy podpisał kontrakt z Al-Nassr, wszystko się zmieniło – mówi dziś „Timesowi” jeden z członków zarządu Saudi Professional League (SPL) Peter Hutton.
Pierwszy mecz zagrał w sparingu przeciwko Paris Saint-Germain, czyli klubowi Katarczyków, którzy chwilę wcześniej ugościli świat podczas mundialu. Gospodarze potwierdzili wówczas, że nieprzypadkowo wielu uważa ich za mecenasów dyplomacji na Bliskim Wschodzie, skoro ceremonię otwarcia – obok uwielbiającego towarzystwo dyktatorów szefa FIFA Gianniego Infantino – oglądali emir Kataru Tamim bin Hamad Al Sani oraz saudyjski książę koronny Mohammed bin Salman, choć jeszcze kilka lat wcześniej ten drugi chciał, niczym słoń depczący mysz, zdusić blokadą handlową gospodarkę i polityczne ambicje maleńkiego sąsiada, a dziś po prostu przyćmiewa go w sporcie.